Natrafiłem kiedyś w jakimś tekście na pytanie, czy pozdrowić spotkanego w toalecie księdza słowami “Szczęść Boże”. Ktoś, kogo trapiła ta wątpliwość z jednej strony odczuwał potrzebę przywitania się ze znajomym, z drugiej - intuicja podpowiadała mu, że łazienka to nie miejsce na taki zwrot. Słusznie.
Toaleta w pracy, kinie czy restauracji to miejsce, w którym powinniśmy być dla siebie raczej niewidoczni. Jeśli spotykamy szefa, współpracownika czy znajomego, wzajemne pozdrawianie się lepiej ograniczyć do skinienia głową, uśmiechu i ewentualnie do “cześć" albo “dzień dobry". Lepiej zrezygnować nie tylko z przywoływania świętych imion, ale także z pełnych entuzjazmu pytań w stylu “Co słychać?".
W żadnym wypadku nie należy się witać przez podanie ręki. W toalecie zawsze budzi to zbyt wiele niepotrzebnych skojarzeń, a przede wszystkim świadczy o braku obycia. Brigitte Nagiller, autorka książki “Styl i dobre maniery. Jak zachować klasę w każdej sytuacji" przytacza taką historię:
“O godnym uwagi faux pas można przeczytać w powieści Hellmutha Karaska Magazyn. Młody reporter po trudnej rozmowie o pracę, dopiero co zatrudniony w Magazynie, trafia po raz drugi na wszechwładnego redaktora naczelnego. Tym razem stoi obok niego w męskiej toalecie. Pełen szacunku wyciąga do niego rękę na przywitanie [...] Dziś uścisk ręki w toalecie byłby prawdopodobnie pożegnaniem lub przynajmniej przypieczętowaniem zdania: Z niego nigdy nic już nie będzie. Prawdopodobnie młody dziennikarz nigdy nie był w wojsku. To właśnie tam rekrutom wbija się do głowy, że w toalecie nie pozdrawiam się nigdy".
Dodajmy, że wszelkie rozmowy i pogawędki wypadają o wiele lepiej w innej scenerii niż toaleta. Zalecana wstrzemięźliwość odnosi się również do rozmów telefonicznych. Dwukrotnie zdarzyło mi się, że osoba, do której dzwoniłem odebrała telefon w toalecie. Nie musiała się do tego przyznawać. Imitujące wodospad efekty specjalne mówiły za nią.
Podczas dużych przyjęć czy imprez w klubach, wiele osób zostaje wystawiona na naprawdę ciężką próbę... czasu. I tu warto przypomnieć, by toalety niepotrzebnie nie blokować. Oznacza to, że na długotrwałe poprawianie makijażu czy fryzury albo robienie sobie selfie zdecydowanie nie powinniśmy dawać sobie przyzwolenia. Dodajmy też, że zdecydowanie wygodniej śpi się w łóżku niż niewygodnej kabinie.
Zauważyłem na jednej z prywatek, jak do toalety wchodzi małżeństwo. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu par świadkowanie wzajemnej fizjologii jest rzeczą codzienną, ale moim zdaniem lepiej innych o tym nie uświadamiać. Osobiście podzielam opinię pewnej pani architekt, bohaterki filmu dokumentalnego, która jako receptę udanego wieloletniego związku ze swoim mężem wymieniła... osobne toalety. Jeśli nie da się zorganizować ich dosłownie, to zróbmy to przynajmniej symbolicznie. Wierzę, że nawet dziś pewne sprawy wciąż mogą i wciąż powinny pozostać intymne.
Brytyjski “Tatler" w tekście “Łazienkowe zasady" (“Loo rules") precyzuje czas pobytu w toalecie dość dokładnie: sześć i pół minuty. Jeśli ktoś, kto w kolejce był przed nami, przebywa w toalecie dłużej, powinien usłyszeć nasze pukanie (ale nie walenie do drzwi!). “Nic nie powinno trwać dłużej" - dodaje autorka, jak się domyślam, z przymrużeniem oka, choć wspomniane sześć i pół minuty można sobie wziąć do serca.