Przebieg rozprawy, w której Trybunał Konstytucyjny bada dotyczące siebie przepisy, pokazuje, że kryzys konstytucyjny będzie trwał niezależnie od treści wyroku. Rządzące PiS pozwalając przeciwnikom przed Trybunałem na grę do jednej, swojej bramki - oczywiście przegra. Nie będzie to jednak miało znaczenia, bo rządzący już dawno zaczęli kontestowanie wszystkiego, co nie jest ich własną inicjatywą. Na naszych oczach budują się właśnie dwa równoległe państwa.

REKLAMA

Foch albo taktyka

Przed Trybunałem stanęli dziś wyłącznie krytycy działań Prawa i Sprawiedliwości. W rozprawie nie bierze udziału ani przedstawiciel Sejmu, który winien bronić przyjętych przez większość posłów rozwiązań, ani przedstawiciel rządu, ani nawet reprezentant Prokuratora Generalnego. Nie przypominam sobie jakiejkolwiek procedury przed Trybunałem, w której byłoby brak tak wielu ich standardowych uczestników.

Wszystkie te nieobecne instytucje bojkotowanie rozprawy oparły na zastrzeżeniach formalnych. Poddały wręcz wątpliwościom legalność rozprawy, mniej formalnie określając ją w zależności od temperamentu towarzyskim spotkaniem przy ciasteczkach, bezprawnym spektaklem czy zebraniem bez znaczenia. Rozprawa stała się więc festiwalem opinii krytycznych wobec znowelizowanej przez nieobecnych ustawy o Trybunale. Musi się to skończyć wyrokiem niekorzystnym dla Sejmu, nawet jeśli nie z powodu usterek zaskarżonych przepisów, to choćby przez to, że nikt nie stanął przed Trybunałem w ich obronie. To oczywiste.

Stronnicy Konstytucji

Skarżącymi przepisy autorstwa PiS są niemal wszystkie partie dzisiejszej opozycji, a także Krajowa Rada Sądownictwa, Rzecznik Praw Obywatelskich i Sąd Najwyższy. Wspomaga ich Naczelna Rada Adwokacka i Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Wygrają. Trybunał orzeknie, że przygotowana przez PiS ustawa o TK jest niezgodna z Konstytucją. Choćby dlatego, że de facto doprowadziła do sparaliżowania działań sądu konstytucyjnego.

Obecni dziś w TK wnioskodawcy to jednak reprezentanci zupełnie innego państwa niż to, które nazywa dzisiejszą rozprawę bezprawnym spektaklem. To jednak, że ich grono jest bardziej zróżnicowane, podobnie jak sama wygrana - także nie zmienią tego, co nieuchronne:

Rozpad państwa na dwa równoległe

Rządzący oczywiście nie uznają wyroku, jaki zapadnie w sprawie przepisów o TK. Skoro kwestionowali sam sposób rozstrzygania - nie należy oczekiwać, że zaakceptują jego efekt. Zwycięzcy zostaną więc z wyrokiem w ręku, ale bez żadnej możliwości jego wyegzekwowania. Zapewne pojawią się znane już z przeszłości przeszkody z jego publikacją; skoro kwestionowana jest legalność wyroku - nie należy oczekiwać, że zostanie on ogłoszony.

Skoro wyrok nie zostanie ogłoszony - nie należy oczekiwać, że będzie wykonywany, czy choćby respektowany w przyszłości. Z punktu widzenia Państwa Konstytucji więc - wyrok będzie ważny i wiążący. Z punktu widzenia Państwa Sprawowania Władzy, PiS-u, czy jak jeszcze zechcemy je nazwać - istniał nie będzie, podobnie jak nie będzie uznawana jakakolwiek decyzja Trybunału podjęta w procedurach innych niż te, jakie uchwaliła sejmowa większość. Nastąpi kolejny pat. Podobny do tego, jaki obserwujemy od paru miesięcy, tyle że głębszy i bez nadziei, jaką można było wiązać z oczekiwanym rozstrzygnięciem sprawy przez TK.

Jedno państwo wygrywa, drugie je blokuje

Podobnie Państwo Konstytucji wygra zapewne procedurę, związaną z opinią Komisji Weneckiej, której efekt oficjalnie poznamy w sobotę. Sam projekt opinii był, mówiąc eufemistycznie - niekorzystny dla rządzących, a trudno sobie wyobrazić, by wydarzenia i wypowiedzi ostatnich dni wpłynęły na jej złagodzenie. Jeśli już - to wręcz odwrotnie: nazywanie rozprawy przed sądem konstytucyjnym bezprawnym spektaklem z pewnością nie zjedna jego autorom zwolenników wśród członków Komisji.

Państwo Sprawowania Władzy opracowało już tzw. narrację, z pomocą której opisze krępujące dla siebie wydarzenia. Suwerenność, rozwiązywanie problemów wewnętrznych w kraju, niewtrącanie się, opinia polityczna, a nie merytoryczna - próbek wyjaśnienia tego, co niewygodne poznaliśmy już aż nadto.

Dwa państwa, jeden kraj

Prawo i Sprawiedliwość, przekształcone w ostatnich miesiącach w Państwo Sprawowania Władzy, miało skłonności do budowania własnej odrębności jeszcze zanim do władzy doszło. Uważni obserwatorzy pamiętają być może osobne obchody ważnych rocznic przez członków PiS, organizowane w tych samych miejscach, w których obchodzili je reprezentanci państwa, wobec których byli w opozycji, tyle że o innej porze. Czasem dochodziło wręcz do znamiennego mijania się grup wracających np. po uroczystościach na Powązkach z tymi, którzy szli na owe osobne uroczystości. Prawo i Sprawiedliwość wypracowało też z udziałem pewnej części przychylnych mu mediów własny obieg informacji, własne rytuały, niemal obyczajowość, hierarchię autorytetów, konstelacje grup interesów, mechanizmy podejmowania decyzji. Wszystko to niezależnie od mocno spontanicznego i zróżnicowanego życia, które biegło obok nich, równolegle, we wszystkich tych dziedzinach.

Dziś role się odwróciły

Prawo i Sprawiedliwość stało się z woli wyborców Państwem Sprawującym Władzę, i to ono narzuca teraz ton w tych dziedzinach życia, w których działało, będąc w opozycji. Dziś ma do dyspozycji niemal wszystkie narzędzia administracyjne. Rozproszone i zróżnicowane siły tzw. Państwa Konstytucji, nie mając wobec tak jednolitego mechanizmu szans - odwołują się więc do zasad, które zdawały się niewzruszonym fundamentem - Konstytucji właśnie. Nawet jednak wygrywając - przegrywają, blokowane przez - co niezaprzeczalne - mandat, jaki do rządzenia uzyskała sejmowa większość, powołany przez nią rząd, i wybrany w bezpośrednich wyborach Prezydent RP.

Dalej? Tylko gorzej!

Dwa urzędujące w jednym kraju państwa nie tylko będą istniały i umacniały się dalej. Będą się też nieuchronnie, coraz silniej konfrontować. Rozprawa przed Trybunałem Konstytucyjnym, po której ktoś naiwny oczekiwał być może rozwiązania istotnego problemu - właśnie go pogłębia. Państwo Konstytucji otwarcie wystąpiło przeciw Państwu Sprawującemu Władzę, Państwo Sprawujące Władzę otwarcie zignorowało odwoływanie się do ustawy zasadniczej.

Nie liczmy na to, że wyrok Trybunału zmieni cokolwiek w życiu publicznym na lepsze.

Liczmy się z tym, że zmieni na gorsze.

Mimo zapewne dobrych intencji.

A może właśnie z ich powodu.