Koalicja KO, PSL, Polski 2050 i Lewicy wchodzi już w buty poprzedników i obficie wykorzystuje wprowadzoną przez PiS możliwość zatrudniania w rządzie posłów. Pół roku temu ograniczający to przepis ustawy o Radzie Ministrów został zmieniony wrzutką do ustawy o... aplikacji mObywatel.

REKLAMA

Posłów obowiązuje konstytucyjny zakaz pełnienia funkcji w administracji rządowej. Wyjątkiem są wymienione w Konstytucji stanowiska premiera, ministrów i sekretarzy stanu. Obowiązująca zaś od 1996 ustawa regulująca zasady działania rządu ograniczała liczbę sekretarzy do jednego w każdym resorcie, nazywanego "pierwszym zastępcą ministra". Mówiący o tym jej art. 37 punkt 1. brzmiał: Minister wykonuje swoje zadania przy pomocy sekretarza i podsekretarzy stanu, gabinetu politycznego ministra oraz dyrektora generalnego urzędu". Sekretarz, którym może być poseł, miał więc być tylko jeden. To nie zaspokajało jednak poselskich apetytów na władzę.

Naruszanie i obchodzenie

Ponad ćwierć wieku przepis z art. 37 był wielokrotnie łamany. W niemal wszystkich rządach niektórzy z ministrów zamiast jednego zatrudniali po 2-3 posłów na stanowiskach sekretarzy stanu. Naruszanie przepisu ustawy o Radzie Ministrów maskowane było powierzaniem dodatkowym posłom-wiceministrom funkcji pełnomocników do przeróżnych spraw.

W obu rządach Donalda Tuska takich przypadków było kilka. Wszelkie rekordy w tej dziedzinie przebiły kolejne rządy Prawa i Sprawiedliwości.

Rekordziści

W 2018 Joachim Brudziński miał w MSWiA aż czterech sekretarzy stanu. Szefowie MON oraz resortów infrastruktury i środowiska zamiast po jednym zatrudniali po trzech sekretarzy. Cały rząd w 18 resortach zamiast odpowiadającej im liczbie 18 miał aż 33 sekretarzy stanu, sama Kancelaria Premiera zatrudniała ich 13.

Wiosną 2023 rekordzistą był mający 5 "pierwszych zastępców" minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. Liczba resortów wynosiła 16, liczba sekretarzy stanu trzykrotnie większa - było ich aż 48.

Co drugi członek rządu PiS był posłem, niemal co czwarty z posłów był więc jednocześnie członkiem rządu.

Dostosowanie prawa do potrzeb

Kiedy ewidentne omijanie jasnego przepisu ograniczającego zatrudnianie posłów przez rząd stało się wręcz ostentacyjne, kłopotliwy przepis zmieniono.

Mało kto zwrócił na to uwagę, bo odbyło się to przez tzw. wrzutkę - przepis włączony do niemającej żadnego związku z działaniem rządu ustawy o aplikacji mObywatel. Dorzucono tam zdanie: "Minister wykonuje swoje zadania przy pomocy sekretarzy i podsekretarzy stanu, gabinetu politycznego ministra oraz dyrektora generalnego urzędu", zmieniające zaledwie jedną literę - zamiast "sekretarza" wpisano "sekretarzy".

Senat odrzucił tę zmianę, Sejm senacki sprzeciw odrzucił - i dziś w zasadzie każdy z posłów może być jednocześnie członkiem rządu, bo żadnych ograniczeń już nie ma.

W butach po PiS

Tworzący się właśnie swój korpus wiceministrów rząd Donalda Tuska już wykorzystuje możliwości stworzone przez poprzedników. W zaledwie 4 resortach, których kierownictwa są już znane sekretarzy stanu jest już nie czterech, ale dziewięciu:

  • M. Sprawiedliwości - Krzysztof Śmiszek (Lewica), Arkadiusz Myrcha (KO);
  • M. Rolnictwa - Michał Kołodziejczak (KO), Jacek Czerniak (Lewica);
  • M. Kultury - Bożena Żelazowska (PSL), Joanna Scheuring Wielgus (Lewica);
  • M. Obrony - Cezary Tomczyk (KO), Paweł Bejda (PSL), Paweł Zalewski (P’2050).

Wykręcony bezpiecznik

Buty, w które wciska się właśnie obecna większość, za chwilę okażą się za ciasne.

Intencją działającego od 1996 r. przepisu było niedopuszczenie do nadmiernego przenikania się władzy wykonawczej - rządu - z ustawodawczą - Sejmu - sprawującego kontrolę nad rządem. Faktyczne zniesienie ograniczeń pomaga w zaspokojeniu apetytu na władzę, tworzącej rząd większości wcale jednak nie pomoże.

Za duży apetyt szkodzi

Koalicjanci powołali rekordową liczbę 25 ministrów. Parlamentarzystami jest 23 konstytucyjnych członków rządu, każdego z ministrów ma "wspomagać" przedstawiciel każdego z trzech pozostałych ugrupowań tworzących koalicję - to oznacza, że liczba sekretarzy stanu, czyli jednocześnie członków rządu i posłów, może przekroczyć wszystkie dotychczasowe granice.

A ministrowie i sekretarze stanu objęci są z kolei zakazem zasiadania w komisjach sejmowych. Ich nadmiar z pewnością wpłynie na ograniczenie możliwości działania w Sejmie. Tym bardziej, że do komisji trafią właśnie liczni i doświadczeni byli członkowie rządu Zjednoczonej Prawicy.

Na miejscu koalicjantów poważnie bym się nad tym zastanowił.