Nie oglądałem jeszcze filmu "Tylko nie mów nikomu". Reakcja przyjaciela, który sam doświadczył opisanych w nim zdarzeń każe mi się jednak do tego specjalnie przygotować, na co potrzebuję czasu. I przypomina odczutą dopiero po latach ulgę, kiedy się okazało, że nie byłem w typie zapraszającego do siebie do domu, a potem przeniesionego do innej parafii proboszcza.
Nie napiszę o swoich złych doświadczeniach, bo ich nie mam. Domysły, związane z serdecznością księdza, który wiele lat temu zapraszał do swojego mieszkania na parafii chłopców w wieku kilku kilkunastu lat nie są godne roztrząsania, poza uwagą, że dziś takie zachowanie budziłoby poważne podejrzenia. Nic się jednak wtedy nie stało. Mnie. O innych kolegach nie wiem. Kontakt się urwał, od lat nie rozmawialiśmy.
Przyjaciel jednak z innych stron, u którego przebieg wydarzeń był... inny, zareagował na film Sekielskich w sposób, który każe mi się poważnie zastanowić nad tym, czy chcę to zobaczyć.
Zanim to jednak zrobię, sonduję reakcje na film innych bez jego osobistego oglądania i staram się wyciągać wnioski, dotyczące całego naszego życia publicznego. Taka praca. I już samo to sprawia, że spodziewam się istotnego poruszenia.
Kiedy wysoki hierarcha Kościoła stwierdza, że "nie ogląda byle czego" podczas gdy Prymas Polski w tej samej sprawie dziękuje ofiarom pedofilii za ujawnienie ich doświadczeń - mam, oględnie mówiąc - poczucie dysonansu. Albo bracia Sekielscy przedstawili istotny dokument, świadczący o - także oględnie mówiąc - niegodnych co najmniej zachowaniach kapłanów albo mamy do czynienia z "byle czym". Albo myli się więc Prymas Polski, albo biskup Głódź, przy czym skala rozbieżności między nimi nijak nie da się zniwelować interpretacjami: faktów, języka czy czegokolwiek innego.
Który z hierarchów Kościoła oceniających film ma słuszność - ocenić trudno. Jeśli jednak wierzyć relacjom tych, którzy film Sekielskich widzieli - nawet wyznania samych kapłanów dość wyraziście potwierdzają fakty pedofilii. A skoro tak, to nazywanie tych reakcji "byle czym" wydaje się oczywistą arogancją, dość głęboko zakorzenioną w traktowaniu doniesień o pedofilii kapłanów przez nich samych, przez całe wieki.
Albo więc ksiądz Cybula, spowiednik prezydenta Wałęsy, dopuszczał się aktów pedofilii, co bodaj sam przyznaje, albo te akty nie mają żadnego znaczenia, co zdaje się twierdzić biskup Głódź. A nawet jeśli się ich dopuszczał - przynajmniej część Episkopatu Polski gotowa jest uznać to za nieistotny szczegół w duszpasterskiej posłudze, niesionej wiernym przez Kościół.
W gorącym okresie kampanii wyborczej na wszystkie wydarzenia reagują uczestnicy życia publicznego. Prezes Prawa i Sprawiedliwości, który kilka dni temu już stwierdził, że każdy atak na Kościół jest w istocie atakiem na Polskę stwierdza teraz, że zamierza zwiększyć karu za pedofilię nawet do 30 lat więzienia, i podnieść przy tym wiek współżycia seksualnego, uznawanego za pedofilię, wynoszącego dziś 15 lat. To tzw. "wiek przyzwolenia", świadomej zgody na uprawianie seksu.
Nie sposób wyobrazić sobie gorszego systemowo rozwiązania. Jak wynika z danych GUS, przynajmniej kilkanaście tysięcy urodzeń dzieci w ostatnich latach przypada na matki powyżej 15., ale poniżej 18. roku życia. Oczywiście spora część z tych ciąż to wynik współżycia z osobami także w wieku poniżej 18 lat. Z pewnością jednak część ciąż nastolatek jest wynikiem współżycia z osobami pełnoletnimi. Według zapowiedzi prezesa PiS, takie akty staną się według prawa karanymi nawet do 30 lat więzienia aktami pedofilii. Ojcowie tych dzieci więc zamiast na ślubny kobierzec, czego za zgodą sądu rodzinnego wymaga przyzwoitość i nasza kultura, trafią do więzienia, nastoletnie matki urodzą zatem sieroty ze świadomością nie tylko skazy obyczajowej, ale i kryminalnej. Efekty zapowiedzianego działania państwa będą więc wyłącznie negatywne.
Kompletnie nic, jeśli chodzi o stosunki między - powiedzmy w uproszczeniu - małolatami. 17-latek współżyjący z 14-latką, jak dotąd, nie będzie podlegał żadnej karze. Z kolei 19-latek odpowie za czyn pedofilski z np. 17-latką, w której się zadurzył. Homoseksualnych zaś czynów pedofilskich kapłanów Kościoła katolickiego taka zmiana prawa nie dotknie jednak w żaden sposób.
Pomysły prezesa PiS, uważane za remedium na pedofilię w Kościele i nie tylko wydają się nieprzemyślaną i absurdalną ucieczką od rzeczywistości. Przez szacunek dla Kościoła prezes Kaczyński gotów jest zmieniać prawo karne dla stworzenia pozoru, że reaguje na wydarzenia. W gruncie rzeczy jednak reaguje jedynie na doniesienia na pierwszych stronach gazet, bez rozważenia społecznych konsekwencji tego, co zapowiada. Prezes broni zaledwie bliskiej sobie części Kościoła instytucjonalnego, wbrew intencjom jego prymasa, kompletnie ignorując pełną rzeczywistość, w której żyjemy.
Karanie 30-letnim więzieniem za pedofilię nie zmieni faktu, że nastolatki mają się ku sobie, a wiek inicjacji seksualnej dawno już jest niższy niż urojony 15. rok życia. Wszystko to zaś nie ma żadnego związku z nadużyciami seksualnymi, których dopuszczają się księża, zobowiązani do wstrzemięźliwości w tej sprawie nie tylko przez prawo powszechne, ale i wewnętrzne, kanoniczne.
Z kolei Kościół instytucjonalny nieprzesadnie dobrze radzi sobie z uzasadnionymi oskarżeniami o wprawdzie jednostkowe, ale jednak liczne i istotne łamanie podstawowych zasad kapłaństwa.
Zrobię to pewnie dziś. Czuję się niemal gotowy mentalnie na obejrzenie filmu braci Sekielskich. Po przyjrzeniu się rzeczywistości, w której żyjemy wszyscy; księża, obywatele wierzący i niewierzący, winowajcy i rozgoryczone ofiary gotów jestem poznać ujawnione przez Tomka fakty.
Jeśli sam film nasunie mi dodatkowe refleksje - dam znać.