Ruszyły związkowe manifestacje. Nie brak ludzi, którzy w ich sens wątpią lub zwyczajnie nie są im przychylni. Ja z nimi sympatyzuję, chociaż namawiam znajomych działaczy, żeby na manifestacjach i - ewentualnie - strajkach nie skupiali całej energii.

REKLAMA

Manifestacje to działania trudne organizacyjnie i dla związków... kosztowne. Potencjalny efekt: pokaz siły i determinacji. Ale zarazem utrudnienie życia warszawiakom i narażenie się na opinię zadymiarzy. Trzeba to zrównoważyć "konstruktywnymi działaniami". Najważniejsze by związki (mam na myśli bliską mi Solidarność) jasno, precyzyjnie i merytorycznie sformułowały swoje postulatu. By pokazały, że dla obecnej polityki istnieje sensowna alternatywa. Dobro gospodarki nie wymaga, by ludzie pracowali bez ubezpieczenia, by wyeliminować godziny nadliczbowe, by "dusić" płace.

Trzeba manifestacje wesprzeć. Tę uwagę dedykuję szefowi PiS-u

Byłem na kongresie Solidarności, a ostatnio na jubileuszowym (z okazji 33 rocznicy porozumień gdańskich) posiedzeniu Komisji Krajowej i stwierdzam z satysfakcja - porównując z latami 1980-1981 - że Związek się sprofesjonalizował (także zbiurokratyzował) i naprawdę stać go na wydanie z siebie rozsądnego merytorycznego głosu. Dlaczego tego głosu brak ?

Pytałem kiedyś poprzedniego przewodniczącego Solidarności (Śniadka): dlaczego palicie opony? Odpowiedział sensownie: inaczej nas nie zauważą. Faktycznie, o wspomnianym wyżej Kongresie w mediach nie było żadnego śladu. To wyjaśnia, dlaczego związkowcy preferują manifestacje. Ale to chyba jest pułapka, w którą wpadają. Ułatwiają przygotowywanie przez poselską "młodzież" z PO zmian w prawie, które - de facto - grożą likwidacją związków. Proponuje się przecież by składki zbierali związkowcy sami, choć przecież wykonywanie tego przez administrację zakładów nie pociąga żadnych istotnych kosztów. Łatwo się domyśleć, że związki musiałyby stracić dużą część dochodów, jeżeli pracownicy mieliby przy każdej wypłacie przesyłać lub osobiście wpłacać swoją składkę. Inne pomysły mają podobny charakter.

Czy rząd i PO zdecydują się na wojnę ze związkami? Myślę, że się jednak opamiętają, ale by im w tym pomóc trzeba manifestacje wesprzeć. Nawet gdy Miller i SLD będą próbować odnieść z tego korzyść. Tę ostatnią uwagę dedykuję szefowi PiS-u.

Ryszard Bugaj, polityk, ekonomista były przewodniczący Unii Pracy