"Nagle barierki gwałtownie zaczęły się przybliżać. Najpierw było jedno uderzenie, a potem drugie odbicie. Autokar nie koziołkował" - opisuje w rozmowie z reporterem RMF FM moment wypadku polskiego autokaru we Francji pani Paulina Skarżycka, pasażerka autokaru.
Krzysztof Zasada: Co się działo tuż przed wypadkiem? Jak pani pamięta tę jazdę?
Paulina Skarżycka: Przesiadaliśmy się w Słubicach. Wyjechaliśmy stamtąd ok. 21.30, więc dużo osób spało w nocy i o godzinie 7.55 dopiero się budziło, bądź było jeszcze rozespanych. Pasażerowie byli na pewno zaskoczeni - z tego co słyszę, jak opowiadają. Kiedy poczuli, że autokar się przechyla, to zdążyli się czegoś złapać. Starali się poduszkami zasłonić, żeby chociaż móc ochronić twarz.
A pani, w którym miejscu siedziała w autobusie?
Na dolnym pokładzie, bo był to autokar piętrowy, z lewej strony. Autokar wywrócił się na prawą stronę. Siedziałam dalej, ale mimo to ludzie, którzy siedzieli jak ja po lewej, czasami byli bardziej poszkodowani niż ci po prawej. Wyrzuciło ich bowiem, gdy autobus uderzył o ziemię.
A to było uderzenie? Pamięta pani jakiś manewr sprzed tego uderzenia?
Ze względu na prędkość, z jaką jechał autokar zauważyłam, że skręca. Nagle barierki gwałtownie zaczęły się przybliżać i najpierw było jedno uderzenie, a potem drugie odbicie - przy czym autokar nie koziołkował, tylko jakby uderzył podwójnie.
Co się działo potem?
Potem oczywiście były krzyki niektórych osób. Ja próbowałam znaleźć okulary, bo bez nich nic nie widzę. Od razu poczułam krew, zresztą jak większość osób byłam zakrwawiona. Wszyscy byli poobijani. Pilotka pytała się kierowcy, co on zrobił. Kierowca i pilotka nie byli prawie poszkodowani, ale wiadomo, że w takim wypadku każdy jest poobijany, czy zadrapany. Próbowaliśmy wybić szybę. Kierowca nie był w stanie. Był chyba w szoku. Więc panowie, którzy byli z przodu, wybijali szybę nogą. Potem pomagała nam straż pożarna. Drugi kierowca wybijał szybę młoteczkiem. Ci co mogli, wychodzili o własnych wiłach. Jeszcze jedna pani leżała, gdy była wybijana szyba, więc moja koleżanka przykryła jej twarz kapeluszem, żeby szkło nie poleciało na nią. Ci, którzy mogli, wyszli o własnych siłach.
A pani, jak wydostała się z autokaru?
Normalnie. Mnie mało co się stało. Niedawno byłam na prześwietleniu, okazało się, że mam tylko złamany nos. Jestem dość poobijana, ale to nic w porównaniu z tym, co stało się innym ludziom. Pomoc przyszła bardzo szybko: zarówno straż pożarna, jak i żandarmeria, która pomagała w spisywaniu ludzi, w sprawdzaniu terenu - bo każdy mógł w szoku po wypadku odejść z jego miejsca. To była bardzo szybka, sprawna akcja. Było dużo karetek i pojazdów straży pożarnej.
Czyli dostaliście pomoc od razu, jeśli chodzi o służby francuskie?
Prawie, że od razu.
A kiedy pojawili się przedstawiciele konsulatu, czy ambasady?
Nie wiem, podobno teraz są na korytarzu szpitala. Nie przedstawiali mi się. Więc nie jestem pewna.
A co mówi się o ewentualnej przyczynie? Bo prawdopodobnie pasażerowie też rozmawiali o tym, jak mogło dojść do tego wypadku?
Jedyną hipotezą jest to, że kierowca za późno zorientował się, że jest skręt i mimo wszystko chciał skręcić. Oczywiście udało mu się, ale autobus się przewrócił.