"Musimy się przygotować na to, że ten problem będzie istniał przez miesiące" - powiedział o kryzysie migracyjnym na polsko-białoruskiej granicy minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, który był Gościem Krzysztofa Ziemca w RMF FM. "Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że tak będzie, że to jest scenariusz rozpisany na długi czas" – podkreślił szef MON.
Natomiast niewątpliwie to, że polscy policjanci, żołnierze we wtorek w Kuźnicy nie dopuścili do tego, żeby szturm, który był wówczas dokonywany na polską granicę się udał, a więc obronili polską granicę, spowodowało, że Łukaszenka ma dziś problem. To spowodowało, że Łukaszenka szuka innej możliwości ataku hybrydowego - zaznaczył.
Jak dodał, miniona noc na polsko-białoruskiej granicy nie odbiegała od tego, co działo się w poprzednich dniach.
Były ataki na polską granicę. Teraz została przyjęta trochę inna metoda przez migrantów i przez służby białoruskie, bo nie ulega żadnej wątpliwości, że te ataki są kierowane przez służby białoruskie. Metoda polega na tym, że mniejsze grupy ludzi próbują sforsować granicę w wielu miejscach - podkreślił szef MON.
Ci żołnierze dostali ode mnie nagrodę w sensie takim, że pochwaliłem ich za zachowanie - powiedział Mariusz Błaszczak. Gość Krzysztofa Ziemca dodał, że żołnierze zachowali się jak należy.
Z treści informacji Press Clubu Polska wynika, że we wtorek po południu w Wiejkach k. Michałowa, poza strefą objętą stanem wyjątkowym "grupa osób w mundurach Wojska Polskiego zaatakowała trzech fotoreporterów", którzy wykonywali swoje obowiązki dziennikarskie. Chodzi o: Macieja Nabrdalika i Macieja Moskwę oraz o Martina Diviska.
Proszę sobie wyobrazić - mamy atak hybrydowy, polska została zaatakowana. Trzech ludzi zamaskowanych, zakapturzonych skrada się do obozu, ale to jest obóz wojskowy. Tam są żołnierze, którzy odpoczywają po warcie, jaką pełnili na granicy. Obowiązkiem tych, którzy stoją na warcie jest zapewnienie bezpieczeństwa. Obowiązkiem ich jest wykazywanie stanowczości. Oni nie mogą być otwarci na to, że trzech jegomości, którzy są zamaskowani, skrada się do obozu. Oni mają stanowczo zareagować i stanowczo zareagowali - powiedział szef MON.
W internetowej części rozmowy Krzysztofa Ziemca w RMF FM minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak przekonywał, że niczego polskiej armii nie brakuje, a internetowe inicjatywny odbiera jako serdeczność wobec mundurowych.
Jeśli chcemy wspierać żołnierzy Wojska Polskiego, to przesyłajmy im kartki pocztowe z życzeniami - powiedział.
Mariusz Błaszczak nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kiedy i w jakim wymiarze na granicę zostaną wpuszczeni dziennikarze. Stwierdził, że dotychczas ma niedobre doświadczenia z obecnością mediów w strefie przygranicznej.
To prowadzi do rozszczelnienia granicy. Mielibyśmy za chwile 300 tys., a potem w milionach byśmy liczyli tych ludzi - stwierdził szef MON. Krzysztof Ziemiec dopytywał więc, czy po 2 grudnia dziennikarze będą mogli pojawić się przy polsko-białoruskiej granicy. Minister odpowiedział: "To wszystko przyciąga kolejne fale migracji, a ja jako minister obrony narodowej jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo".
Prowadzący zapytał także wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości o działania Komisji Europejskiej. Wczoraj KE wysłała list do Polski w ramach procedury "pieniądze za praworządność". To pierwszy krok w kierunku uruchomienia mechanizmu, który umożliwia odbieranie funduszy za nieprzestrzeganie zasad praworządności. Mariusz Błaszczak stwierdził, że jeśli uda się trwale obronić polską granicę, to działania Komisji nie będą miały żadnego znaczenia. Komisja Europejska przekracza swoje uprawnienia. Poradzimy sobie - powiedział polityk.
Krzysztof Ziemiec: Witamy, istotny gość, Mariusz Błaszczak, szef Ministerstwa Obrony Narodowej jest naszym gościem. Dzień dobry panie ministrze.
Mariusz Błaszczak: Dzień dobry.
Jak minęła noc na granicy? Jakie są najnowsze meldunki, które pan dostaje?
Nie odbiegała od tego, co działo się poprzednio, w poprzednich dniach i nocach. Były ataki na polską granicę. Teraz metoda została przyjęta trochę inna przez migrantów i przez służby białoruskie, bo nie ulega żadnej wątpliwości, że te ataki są kierowane przez służby białoruskie. Metoda polegająca na tym, że mniejsze grupy ludzi próbują sforsować granicę w wielu miejscach.
Ma pan taką wiedzę, ile tych ataków było? Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt?
To jest tak, że ja otrzymuję meldunki bezpośrednio z Wojska Polskiego, a jeszcze dodatkowo są przecież odcinki, które są chronione przez straż graniczną, przez polską policję. Wszystkie te informacje są prezentowane przez straż graniczną, więc straż graniczna ma wiedzę całościową.
Ale w Kuźnicy na przejściu jest spokojniej. To jest taka dobra oznaka? Jaskółka pierwsza, że ten konflikt powoli się kończy, czy raczej cisza przed burzą?
Musimy się przygotować na to, że ten problem będzie istniał przez miesiące. Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że tak będzie, że to jest scenariusz rozpisany na czas długi. Natomiast niewątpliwie to, że polscy policjanci, żołnierze we wtorek w Kuźnicy nie dopuścili do tego, żeby szturm, który był wówczas dokonywany na polską granicę, się udał, a więc obronili polską granicę, to spowodowało, że Łukaszenka ma dziś problem. To spowodowało, że dziś Łukaszenka szuka innej możliwości ataku hybrydowego i właśnie powinniśmy być wdzięczni polskim żołnierzom i policjantom za to, że obronili, odparli szturm, który był we wtorek przeprowadzony.
To zasługa żołnierzy i policjantów, czy może ultimatum, które dało Łukaszence nasze MSW. A może telefon od Angeli Merkel pomógł?
To jest zasługa niewątpliwie polskich żołnierzy i polskich policjantów. Dla mnie to nie ulega żadnej wątpliwości, i oczywiście działań polskiego rządu. Działań w kilku płaszczyznach, w tej płaszczyźnie międzynarodowej, ale przede wszystkim to jest przygotowanie granicy, to jest konsekwencja tego, że już od lipca tego roku Wojsko Polskie budowało tymczasową zaporę na granicy. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby nie było tej tymczasowej zapory. Sytuacja byłaby bardzo zła. Nie sposób byłoby utrzymać szczelność granicy, gdyby nie tymczasowa zapora.
Pytanie panie ministrze, czy faktycznie od lipca, bo w lipcu sytuacja groźna była na Litwie, u nas jeszcze nie i wtedy nikt o tym głośno nie mówił. Ja dopiero przypominam sobie, że w sierpniu zaczęliśmy cokolwiek budować.
Przygotowywaliśmy się do tego. Na początku lipca poleciłem, żeby rozpoczęta została budowa tymczasowej zapory, tymczasowego ogrodzenia. To było tak, że najpierw to ogrodzenie składało się z trzech zwojów drutu kolczastego, dwa były na podstawie, jeden był na nich położony. Ta zapora była niszczona m.in. przez aktywistów związanych z opozycją. Nie będę wymieniał nazwiska człowieka, który zasłynął m.in. tym, że manifest napisał, jak należy atakować polski rząd. To on pojechał na granicę i z grupą ludzi próbował zniszczyć, a więc wtedy żołnierze zaprojektowali inną konstrukcję, wzdłuż tej została postawiona konstrukcja, która składa się z trzech zwojów właśnie drutu kolczastego, tylko położonych jeden na drugim. To było w sierpniu tego roku.
Panie ministrze, co jeśli zajdzie taka konieczność, że ta sytuacja będzie zaostrzona i padną strzały? Na razie są granaty hukowe, są kamienie. Co jeśli padną strzały? Szef litewskiej służby granicznej mówi tak: "Przygotowujemy się na różne scenariusze, w tym również na prowokację zbrojną.
Jesteśmy przygotowani na różne scenariusze. Na granicy polsko-białoruskiej jest 12 tys. żołnierzy Wojska Polskiego plus trzy tysiące w odwodzie. Są siły policyjne, jest oczywiście straż graniczna. Jesteśmy przygotowani do tego, żeby ataki odeprzeć i odpieramy te ataki. Jeszcze raz powtarzam - tymczasowa konstrukcja, mur, zostanie rozpoczęta budowa stałej konstrukcji, stałego ogrodzenia, mimo że opozycja głosowała przeciwko murowi, mimo że opozycja w Polsce głosowała przeciwko stanowi wyjątkowemu, mimo że opozycja głosowała przeciwko ustawie o granicy, w odróżnieniu od opozycji litewskiej. Litwini wyciągnęli wnioski i popierają te przedsięwzięcia, które stanowią o bezpieczeństwie Litwy. W Polsce niestety nie.
Były informacje o tym, że Łukaszenka szkoli na specjalnym poligonie Afgańczyków i Kurdów, którzy mieliby przekroczyć polską granicę, mieć przy sobie broń i zrobić tutaj coś złego.
Jest wiele prowokacji. Podkreślam, że zarówno żołnierze Wojska Polskiego, strażnicy graniczni, jak i policjanci są odporni na różnego rodzaju prowokacje, których doświadczają. To świetni ludzie. Pojechałem, odwiedziłem żołnierzy na granicy. To była niezapowiedziana wizyta, rozmawiałem z żołnierzami, sprawdzałem, jakie są warunki bytowania. Warunki są poligonowe, ale są godne. Nie brakuje wyżywienia dla żołnierzy Wojska Polskiego. Ukazuje się wiele fake newsów. Żołnierze polscy są atakowani. Stoję murem za żołnierzami.
Tak, tylko skąd mamy mieć pewność, że to pan ma rację w tym sporze słownym o to, jak żołnierze jedzą, ile tych posiłków dziennie mają? Czy są ciepłe, czy są zimne? Generał Różański - bo o nim mówimy - powiedział, że żołnierze ponoć od trzech dni w niektórych miejscach nie mieli posiłków.
Dlatego, że ten człowiek posługuje się fake newsami, wpisuje się w kampanię dezinformacyjną, wpisuje się w atak hybrydowy, który jest przeprowadzany.
Ale czy my możemy mieć pewność, że rzeczywiście w żadnym miejscu nie ma takiej sytuacji, że żołnierze nie mają co jeść?
Nie ma takiej sytuacji. To jest też nikczemność, skoro niektórzy wykorzystują dobrą wolę ludzi, którzy organizują zbiórki do tego, żeby właśnie atakować żołnierzy Wojska Polskiego. To jest nikczemność. Z tym niestety też mamy do czynienia.
Mówi pan o tych zbiórkach, żeby kupować dla żołnierzy ciepłą bieliznę, kubki termiczne?
Oczywiście, nie ma takiej potrzeby. Ja odczytuję intencje tych ludzi, którzy organizują zbiórki. Ja je odczytuję jako pozytywne. One są niewątpliwie pozytywne, ale są wykorzystywane przez złych ludzi, którzy bardziej nienawidzą rządu, niż troszczą się o Polskę. Niestety też tacy są.
Tylko, że gen. Różański mówi, że ma kontakt z żołnierzami, którzy są tam na granicy i od nich te informacje otrzymuje.
Podejrzewam, że z żołnierzami białoruskimi, skoro takie informacje otrzymuje, bo na pewno nie z żołnierzami polskimi. Osobiście byłem z niezapowiedzianą wizytą.
Skarżyli się na cokolwiek, panie ministrze, czy nie? Szczerze.
Nie, nie skarżyli się. Przyjechałem po spotkaniu z Benem Wallace'm, sekretarzem obrony Wielkiej Brytanii. Kompania żołnierzy brytyjskich będzie wspierać żołnierzy polskich już w tym miesiącu na granicy. Po tym spotkaniu pojechałem na granicę. Ta wizyta była niezapowiedziana. Rozmawiałem z żołnierzami, zjadłem z nimi kolację. Jedzenia jest w bród. Fantastycznie żołnierze są przyjmowani przez mieszkańców tych miejscowości, w których stacjonują. W stołówce, w której jedliśmy kolację, były zawieszone laurki, które zostały przekazane przez dzieci z sąsiedniej szkoły. To jest fantastyczne przyjęcie. Ludzie czują się bezpiecznie na granicy, dlatego że są żołnierze.
Choć nie wszyscy czują się bezpiecznie. Tu mam na myśli trójkę fotoreporterów, którzy zostali bardzo ostro słownie potraktowani przez żołnierzy, choć nie tylko słownie. Czy oni dostali reprymendę od pana?
Nie. Oni ode mnie dostali nagrodę w sensie takim, że pochwaliłem ich za zachowanie. Oni się zachowali tak, jak należy. Proszę sobie wyobrazić: mamy atak hybrydowy, Polska została zaatakowana, trzech ludzi zamaskowanych, zakapturzonych skrada się do obozu.
Ale poza strefą panie ministrze, to nie była ta strefa zakazana.
Ale to jest obóz wojskowy. Tam są żołnierze, którzy odpoczywają po warcie, jaką pełnili na granicy. Obowiązkiem tych, którzy stoją na warcie jest zapewnienie bezpieczeństwa. Obowiązkiem ich jest wykazywanie stanowczości. Oni nie mogą być otwarci na to, że trzech jegomości, którzy są zamaskowani, skrada się do obozu. Oni mają stanowczo zareagować i stanowczo zareagowali.