Polacy nadal chcą pomagać Ukraińcom, ale inaczej. „Chcemy pomagać konkretnie, nie chcemy rozdawać misiów na granicy czy ciepłych posiłków, które były bardzo ważne na samym początku, w momencie gdy mnóstwo osób pojawiło się na naszej granicy. Przecież kilka milionów Ukraińców znalazło się w Polsce w ciągu bardzo krótkiego czasu. Teraz chcemy pomagać mądrzej” – mówiła w Rozmowie w południe prezes Stowarzyszenia Wiosna Joanna Sadzik.
"Blisko 500 rodzin otrzyma pomoc w Weekend Cudów, czyli w najbliższy weekend. Ale to, co nas bardzo martwi, to że na naszej stronie szlachetnapaczka.pl jest ponad 600 rodzin, które nie mają darczyńcy. Możecie wejść na stronę szlachetnapaczka.pl, wybrać rodzinę i przygotować ze znajomymi szlachetną paczkę, solidarną paczkę, dokładnie taką, jak zimą" - opowiada Sadzik.
"Wiem, że jest mało dni, ale pamiętajmy, że to weekend handlowy. Możemy dokupywać rzeczy w te wolne dni" - podkreśla.
"Chcemy pomagać, ale nie chcemy jednocześnie rezygnować na przykład z kolonii dla swojego dziecka i też dziwne by było gdybyśmy z tego rezygnowali. Tych wolnych środków zostaje nam mniej. Ja myślę, że to, co jest receptą na te czasy, które nie są łatwe, to jest bycie razem, czyli zgromadzenie większej liczby osób, które pomogą drugiemu człowiekowi. Być może teraz nie zdołamy przygotować paczki, czy nie zdołamy pomóc naszym sąsiadom z Ukrainy, którzy mieszkają na tej samej klatce schodowej w pojedynkę. Nie zdołamy pomóc z naszymi najbliższymi znajomymi, piątką znajomych, z którymi zawsze robiliśmy paczkę, to być może trzeba sięgnąć szerzej i po prostu znaleźć więcej osób do tej paczki" - mówiła w internetowej części Rozmowy w południe w RMF FM Joanna Sadzik, prezeska Stowarzyszenia Wiosna.
Do kogo będzie trafiać pomoc? "Osobiście byłam u czterech rodzin, które uciekły z Ukrainy. Wszystkie te rodziny to były mamy z dzieciakami. Każdą tę rodzinę poznałam, poznałam jej historię, poznałam historię ucieczki z Ukrainy, poznałam bardzo trudne momenty, które te rodziny mają za sobą. Niosą ogromny bagaż" - mówiła Sadzik. "Szczerze mówiąc nie zdawałam sobie sprawy, że to są takie rodziny jak moja, czyli rodziny, które miały mieszkanie, miały dobrą pracę, wszystko im się układało. I tak naprawdę jeden dzień zmienił ich życie diametralnie. Skurczył ich życie do jednej siatki, do jednej walizki, czasem do tego samochodu, który udało się uratować. To są rodziny, które wciąż odnajdują się w tym koszmarze" - dodała.