W Polsce marnujemy rocznie 5 mln ton jedzenia. "To jest bardzo dużo, za dużo. 60 proc. z tej sumy to my, zwykli i niezwykli konsumenci, którzy mogą z tym coś zrobić" - mówiła w Rozmowie w południe w RMF FM Jagna Niedzielska, która była gościem Krzysztofa Berendy. "Świadomość się poprawia, ale liczby jeszcze nie" - podkreślała kucharka, propagatorka idei zero waste, doradczyni kulinarna.
To jest bardzo dużo, za dużo, mimo tego że kiedyś mówiliśmy, że wyrzucamy 9 mln ton żywności. 60 proc. z tej sumy to my, zwykli i niezwykli konsumenci, którzy mogą z tym coś zrobić. Świadomość się poprawia, ale liczby jeszcze nie. Jeżeli zbudujemy tę świadomość, na pewno będziemy mieć narzędzia do tego, żeby zmniejszyć tę liczbę - mówiła Jagna Niedzielska.
Żywność zostaje nam przede wszystkim po świętach. Jak to zmienić? Refleksja nad przyszłym rokiem, bo prewencja będzie najważniejsza, czyli dobre planowanie posiłków, listy gości, listy składników, które są potrzebne - zaznaczyła.
Co zrobić z żywnością, która nam pozostała? Zdecydowanie na straży niemarnowania będzie stało odpowiednie przechowywanie. Jedzeniem można się też podzielić. Mamy jadłodzielnie, czyli miejskie lodówki, które są na mapach każdego miasta w tym kraju. Mamy osoby potrzebujące, a jak wiemy globalna sytuacja i ludzie napływający do naszych miast są w potrzebie. Możemy też stworzyć na Facebooku grupę pomagającą osobom lokalnej społeczności - powiedziała Niedzielska.
Co możemy przynieść do takiej jadłodzielni? Do jadłodzielni możemy przynieść wszystkie przygotowane potrawy, ale nie jest to miejsce dla surowego miejsca, surowych ryb, jajek, czyli produktów, które musielibyśmy jeszcze wykorzystać w naszej kuchni. Dobrze jest włożyć do takich miejsc jedzenie, które jest opisane. Osoby potrzebujące też mogą mieć różne dolegliwości, więc warto ich informować, że na przykład jakieś alergeny znajdują się w tych potrawach. Bardzo ważna jest data przydatności - wyjaśniała rozmówczyni RMF FM.
Mamy bardzo duży problem i tutaj by się przydała zmiana z terminami przydatności. Mamy terminy "najlepiej spożyć przed" i "należy spożyć do". Brzmi podobnie. Pomocna byłaby zmiana określenia tych terminów - "najlepiej spożyć przed" to jest taki termin, po którym dalej żywność jest zdatna do spożycia. Producent daje gwarancję jakości do tego terminu, a po tym terminie ten produkt może mieć mniejszą intensywność barwy, mniejszą intensywność zapachu, ale jest nadal zdatny do spożycia. To są najczęściej kasze, ryże, kawy, mąki - mówiła w internetowej części Rozmowy w południe Jagna Niedzielska.
A "należy spożyć do" to jest termin graniczny, po którym nie może nam być sprzedany taki produkt. Ale czy to znaczy, że jeżeli będziemy mieć taki jogurcik w lodówce, z takim terminem, to czy to znaczy, że tam jest jakaś magiczna wróżka, która siądzie na tym jogurciku i nagle on się nam zepsuje o północy? Nie, dlatego warto też organoleptycznie sprawdzić, czy ten produkt jest zdatny do spożycia. Tutaj to są delikatnie produkty takie jak nabiał, wędliny, sery - mówiła Niedzielska.
Według Niedzielskiej 60 proc. Polaków nie rozróżnia tych terminów: "A ten termin może być bardzo wydłużony, nawet do roku możemy dalej spożywać niektóre z tych produktów obarczone terminem "najlepiej spożyć przed" - dodała.
Jej zdaniem warto byłoby wprowadzić jeszcze jedną kategorię - produkty bez daty: I cudownie by było jeżeli mielibyśmy nowe, odgórne uregulowania dotyczące produktów bez daty. Cukier, sól, mąka mogłyby być bez daty, jeżeli byłyby dobrze przechowywane do pełnego zużycia - dodała.