"Przedstawiciele rządów Polski i Ukrainy powinni jak najszybciej, w porozumieniu z przedstawicielami Komisji Europejskiej, uregulować kwestię pozwoleń dla ukraińskich firm transportowych, by zakończyć protest polskich przewoźników" – mówił były premier i były szef MSZ, a dziś europoseł Włodzimierz Cimoszewicz, który był gościem Rozmowy w południe w RMF FM i Radiu RMF24. Według niego "należałoby częściowo przywrócić zezwolenia na transport dla Ukraińców, ale objąć nimi np. dobra luksusowe sprowadzane przez tamtejszych oligarchów".
Od 6 listopada na przejściach granicznych z Ukrainą trwa protest polskich przewoźników, którzy domagają się m.in. wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz towarów, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego.
Były premier, były szef MSZ, a dziś europoseł Grupy Socjalistów i Demokratów, ocenił, że w sprawie protestu zawiniła UE. W tym przypadku chyba nie wystarczyło wyobraźni urzędnikom z Komisji Europejskiej, którzy zaproponowali rozwiązanie, polegające na tym, że ukraińscy przewoźnicy zostali zwolnieni z systemu odpowiednich upoważnień. Doszło do sytuacji, w której nasi przegrywają konkurencję ze względu na wyższe koszty wynikające zresztą z regulacji unijnych - tłumaczył Cimoszewicz.
Jak dodał, rozumie protest polskich przewoźników, z drugiej jednak strony przyznał, iż Ukraina potrzebuje sprawnego transportu niezbędnych towarów. Byłoby niezwykle istotne, aby w porozumieniu z przedstawicielami Komisji Europejskiej, przedstawiciele polskiego i ukraińskiego rządu czym prędzej uregulowali tę kwestię - zaznaczył europoseł.
Według niego, należałoby częściowo przywrócić zezwolenia na transport dla przewoźników z Ukrainy. (Można by - red.) dopuścić pewne uprzywilejowanie, ale w zakresie określonego rodzaju ładunków, towarów - tych, które są niezbędne Ukrainie walczącej na wojnie, a nie ukraińskim oligarchom, którzy chcą mieć nowe mercedesy - wskazał były premier.
Cimoszewicz ocenił zarazem, że spór gospodarczy polsko-ukraiński nasili się, gdy Kijów będzie przystępować do UE. Wtedy Ukraina powinna być objęta wspólną polityką rolną, a przy takim jej kształcie, jak dzisiaj Unii, nie będzie na to stać (...), więc trzeba już dzisiaj zacząć o tym dyskutować - między innymi tego dotyczą rozmaite sugestie, żeby zacząć o tym rozmawiać przy zmianie traktatów. Jeśli utrzymanie dotychczasowej polityki nie będzie możliwe, to czym ją zastąpić? Jakie będą reakcje rolników w Polsce, we Francji i wielu innych krajach na zmiany wspólnej polityki rolnej? - pytał były premier.
Wyraził przy tym pogląd, że relacje polsko-ukraińskie są dobre, choć - jak zaznaczył - narażone na "dosyć łatwe zagrożenia". Wystarczyło, że Zełenski w ONZ powiedział coś niezbyt stosownego, Duda odpowiedział czymś równie niestosownym i natychmiast mieliśmy do czynienia z jakimś zachwianiem tych relacji. Trzeba oczywiście potwierdzić, że Polska jednoznacznie stoi po stronie Ukrainy walczącej z agresorem rosyjskim, że Ukraina może liczyć na konsekwentne poparcie z naszej strony, i że Polska wraca też do roli, odgrywanej przez kilkanaście albo kilkadziesiąt lat wcześniej, promotora obecności Ukrainy w strukturach europejskich i północnoatlantyckich. Te słowa muszą paść i to szybko, ale myślę, że Donald Tusk i Radosław Sikorski będą wiedzieli co zrobić - powiedział Cimoszewicz.
Gospodarz dzisiejszej rozmowy Piotr Salak zapytał też swego gościa o ubiegłotygodniowe głosowanie w Parlamencie Europejskim nad propozycjami zmian w unijnych traktatach. Włodzimierz Cimoszewicz był jednym z dziewięciorga polskich europosłów, którzy głosowali w tej sprawie "za". Europoseł zaznaczył, że głosowanie dotyczyło jedynie propozycji rozpoczęcia przez państwa członkowskie UE rozmów o reformie wspólnoty.
Przyznał zarazem, że UE wymaga zmian, by móc dostosować się do zmian, które zachodzą w świecie. Jesteśmy w zupełnie nowej rzeczywistości geopolitycznej - mamy drugie supermocarstwo - Chiny - mamy szereg mocarstw gospodarczych nieistniejących jeszcze 20 lat temu, konkurencja światowa zmieniła się radykalnie. Jeżeli my się nie dostosujemy się do tego, jeżeli nie wzmocnimy integracji, to będziemy coraz bardziej marginalizowani - przestrzegał Cimoszewicz.
Zwrócił ponadto uwagę na to, że Komisja Europejska potrzebuje nowych kompetencji, choćby w zakresie ochrony zdrowia - co udowodniła choćby pandemia Covid-19.
Odnosząc się z kolei do kwestii ograniczenia jednomyślności, Cimoszewicz przypomniał, że większość decyzji w Radzie UE i tak zapada obecnie większością głosów. Jeśli chodzi zaś o wspólną unijną politykę zagraniczną, to - w jego ocenie - też byłoby to korzystne dla Polski.
Na przykład nakładanie sankcji - dlaczego mamy uznawać, że obecna sytuacja, kiedy Orban robiący interesy z Rosją blokuje politykę UE, jest do obrony? To nie jest sytuacja właściwa, między innymi Polska na tym traci - przekonywał europoseł.
W dzisiejszej rozmowie padło też pytanie o trzy komisje śledcze (ds. afery wizowej, tzw. wyborów kopertowych oraz inwigilacji oprogramowaniem Pegasus), które mają niebawem zostać powołane w Sejmie.
Były premier przyznał, że jako prawnik nigdy nie był "entuzjastą" komisji śledczych. Wyjaśnianie kwestii związanych z naruszeniami prawa powinno być powierzone niezależnej prokuraturze i niezawisłym sądom. Sejmowe komisje śledcze z definicji są organami politycznymi, ale jesteśmy w dosyć szczególnej sytuacji - prokuratura została przecież upartyjniona przez Ziobrę, w sądach nie wiadomo, kto jest sędzią uprawnionym do orzekania (...). W tej sytuacji komisje śledcze muszą zastąpić niedziałającą właściwie prokuraturę - podkreślił Cimoszewicz.
Jak dodał, sejmowa większość nie może pozwolić sobie na powtórzenie błędu Donalda Tuska i PO z 2007 roku, kiedy nie rozliczono pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości (2205-200). Przywrócenie praworządności w Polsce wymaga rozliczenia przestępstw popełnionych przez ludzi, którzy przez osiem lat rządzili naszym krajem - zaznaczył europoseł.