"Deklaracja pana prezydenta o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego to szok dla przedstawicieli jego partii, dla czołowych polityków. Została zaanonsowana chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów do PE, więc była przygotowywana w bardzo wąskim gronie. Wielkie zwycięstwo Zjednoczenia Narodowego, ugrupowania Marine le Pen, jest dla Francji szokiem, choć sondaże na nie wskazywały. Czym innym jest jednak przekonanie, że może nastąpić zmiana, a czym innym ostateczny werdykt, który tę zmianę potwierdza" - mówi w Rozmowie w południe w Radiu RMF24, były ambasador Polski w Niemczech i Francji, Andrzej Byrt.
Z naszym gościem rozmawiamy o przedterminowych wyborach we Francji zaplanowanych na 30 czerwca. Prezydent Macron zdecydował bowiem o rozwiązaniu parlamentu i rozpisaniu wcześniejszych wyborów.
Prezydent Emmanuel Macron zagrał va banque i akurat w tej dziedzinie spotkał się z krytyką również swoich sojuszników. Decyzja prezydenta była zapewne podyktowana poczuciem krytycznej sytuacji, w jakiej znalazła się Francja po wyborach do PE. Przed wyborami prezydenckimi i wcześniejszymi, partia Marine le Pen obrastała w siłę, ale nigdy takiego wielkiego skoku, liczby głosów, które teraz pozyskała, nie było. Według szacunków jej ugrupowanie zdobyło ponad 2,5 miliona głosów ponad to, co zwykle uzyskiwało, natomiast partia prezydenta Macrona półtora miliona straciła - powiedział były dyplomata, Andrzej Byrt.
Piotr Salak zapytał swojego gościa również o 28-letniego przewodniczącego partii Marine le Pen, Jordana Bardella.
To dynamiczny, charyzmatyczny polityk młodego pokolenia, który sam przyciągnął wyborców swoją również osobowością i charakterystyką swoich wypowiedzi. Istnieje ryzyko, że jeśli ta tendencja się utrzyma, to kształt sceny politycznej we Francji może ulec dramatycznej zmianie w stosunku do tego, do czego przywykliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu lat - powiedział Andrzej Bart.
Były dyplomata stwierdził, że Macron wykonał gest polityka, który wierzy w swój naród.
Komentując wynik wyborów powiedział, że nie może zamykać oczu na to, co się wydarzyło i udawać, że nic się nie stało, dlatego trzeba oddać głos suwerenowi, czyli narodowi. Niech on zdecyduje - powiedział Andrzej Bart.
Jeśli naród wybierze Marine le Pen i jej ugrupowanie, a nie uda się jej stworzyć rządu, który będzie rządzić krajem, będzie musiała zdobyć koalicjantów i teraz pytanie, czy jej się to uda. Jeśli nie, to Macron będzie mógł powiedzieć: widzicie państwo, daliśmy szansę ugrupowaniu, które zajęło pierwsze miejsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jednak na scenie francuskiej nie potrafią skutecznie rządzić i dlatego proponuję inne, kolejne wybory, żeby pozwolić Francuzom na ochłonięcie i powrót do układów politycznych, które były znane przez dekady - mówi o ewentualnym scenariuszu przyszłych miesięcy Andrzej Bart.
Jest jednak również inna możliwość, o której mówi w RMF24 były dyplomata. Może zdarzyć się też coś takiego, jak dawniej, z ugrupowaniem Marine le Pen, przewodniczącej Frontu Narodowego czy inaczej Zjednoczenia Narodowego, kiedy podchodziło ono wysoko na liście. Partie, które były w opozycji - czy z lewej czy z prawej strony politycznej - zwierały wtedy szeregi i i obierały wspólny front, by nie dopuścić do jej zwycięstwa.
Partia Marine le Pen jest partią, na którą ma wpływ oficjalny i nieoficjalny Putin i jego ekipa, za której sprawą przecież były finansowane już wcześniejsze kampanie Marine le Pen. Jest więc ona uzależniona od pieniędzy rosyjskich. W którymś momencie może będzie trzeba za to zapłacić - powiedział Andrzej Bart.
To byłby wielki cios w plecy Unii Europejskiej. Ona mogłaby sabotować na przykład kolejne akcje sankcyjne przeciwko Rosji czy też blokować kolejne decyzje dotyczące dozbrajania Ukrainy, czy też wreszcie dokonać zakazu eksportu niektórych rodzajów broni do Ukrainy. Na pewno na Kremlu dziś wszyscy zacierają ręce - dodaje Andrzej Bart mówiąc o ewentualnym przejęciu władzy przez Marine le Pen.