"W sprawach dwustronnych, polsko-ukraińskich, mało widać gestów dobrej woli po stronie Kijowa, aby tej Polsce w jakimś sensie pokazać, że zależy im na dobrych relacjach" - mówił gość Rozmowy o 7:00 w Radiu RMF24 Marcin Przydacz, poseł Prawa i Sprawiedliwości, były wiceminister spraw zagranicznych, były szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP.

Tomasz Terlikowski rozpoczął rozmowę ze swoim gościem od wczorajszego ataku Rosjan na Lwów. 

Putin nie oszczędza w żaden sposób cywilów. Finalnie powinien stanąć przed trybunałem karnym - stwierdził Marcin Przydacz. Była ostatnio okazja w Mongolii, by go zatrzymać, ale państwo to nie zdecydowało się na to, argumentując to swoim położeniem geopolitycznym. Samo to jednak, że ta dyskusja była prowadzona, pokazuje, że ten fakt jest istotny - powiedział poseł PiS.

I dodał, że na Bałkanach w latach 90. też niektórzy nie wierzyli, że zbrodniarze staną przed trybunałem, a jednak tak się stało. 

Co Polska może zrobić dla Ukrainy?

Tomasz Terlikowski pytał, czy Polska mogłaby zrobić coś więcej dla Ukrainy. I przypomniał apel Andrija Sadowego, mera Lwowa, o objęcie ochroną ukraińskiego nieba przez NATO. 

Decyzje dotyczące zestrzeliwania rakiet poza terytorium NATO wiązałyby się z szeregiem ryzyk. Nie jestem zwolennikiem takich decyzji. Polska na pewno nie powinna takich decyzji podejmować samodzielnie - mówił były wiceminister spraw zagranicznych.

Ukraina powinna otrzymać sprzęt (do ochrony powietrznej - przyp. red.), dzięki któremu sama będzie zestrzeliwać rakiety, a Polska powinna bronić swojego własnego nieba - wyjaśnił Przydacz.

Terlikowski pytał o granice, których wcześniej NATO nie chciało przekraczać jeśli chodzi o zaangażowanie w wojnę, a potem granice te zostały jednak przekroczone. 

Obawa przed eskalacją konfliktu była charakterystyczna dla części państw zachodnich, ale też dla części elit amerykańskich. Polska była państwem, które przekonywało sojuszników, że należy czasami ostrzej zareagować i ostrzej zagrać z Rosją - odparł Przydacz.

Kułeba wiedział, co mówi

Zrobiliśmy bardzo dużo dla Ukrainy w sensie polityki bezpieczeństwa. Teraz kolej na tych, którzy dużo mówią, a trochę mniej robią, a mają przecież jeszcze możliwości. Inną z kolei sprawą w kontekście relacji z Ukrainą jest to, że także i w tych sprawach dwustronnych, polsko-ukraińskich mało gestów dobrej woli po stronie Kijowa, aby tej Polsce w jakimś sensie pokazać, że zależy im na dobrych relacjach - mówił Marcin Przydacz.

Tu padło pytanie o ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułebę, który wczoraj podał się do dymisji. W Polsce głośno o nim było za sprawą jego wypowiedzi podczas Campusu Polska. Polskie przygraniczne obszary nazwał "ukraińskimi terytoriami".

To jest dyplomata. I jako dyplomata ma dodatkowe zobowiązanie do kontrolowania swoich słów (...). Trudno mi sobie wyobrazić, że pan Kułeba podczas rozmów na Campusie coś tam sobie powiedział, chlapnął czy nieopatrznie powiedział. Powiedział to, co chciał powiedzieć i to, o czym myśli - stwierdził były wiceszef polskiego MSZ.

Kułeba powiedział to, co tak naprawdę myśli Ukraina o tych sprawach? - zapytał Terlikowski.

W dużej mierze tak właśnie jest. To jest próba symetryzowania po stronie ukraińskiej tych tragicznych momentów historii XX w., próba troszkę postawienia znaku równości, także jeśli chodzi o ludobójstwo na Wołyniu - powiedział Przydacz.

I dodał: Wiadomo, że strona ukraińska tego ludobójstwem nie nazywa. Bardziej wojną domową, mówiąc o tym, że tu z jednej strony Polacy Ukraińców mordowali, a Ukraińcy Polaków.

Dzisiaj jest potrzeba rzeczywiście cały czas naciskania na Ukrainę, aby z tymi faktami historycznymi się zmierzyła. Szkoda, że minister Sikorski wtedy na Campusie milczał - stwierdził polityk PiS.

Być może następny minister będzie nieco bardziej otwarty na dyskusję, choć nie mam tutaj wielkich złudzeń - wyraził przekonanie Przydacz.

Mobilizacja w PiS

Kolejny wątek rozmowy dotyczył decyzji PKW ws. rozliczenia kampanii wyborczej PiS. 

Panie pośle, wysłaliście już kwiaty do PKW? - pytał Terlikowski, mając na myśli mobilizację elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, wywołaną przez decyzję o utracie subwencji. Na konto partii jej zwolennicy masowo wpłacają pieniądze.

Od samego początku mówiliśmy, że próby ograniczania funkcjonowania partii politycznych, próby tak naprawdę psucia polskiej demokracji spotkają się z odpowiednią reakcją, także i społeczną. I szczerze mówiąc, jestem bardzo zadowolony z tego, jak moi rodacy reagują, nie szczędząc także środków na wsparcie partii, z którą się zgadzają - powiedział Przydacz.

W dzisiejszym świecie wybory nie wygrywa się tylko świetnym kandydatem, świetnym programem, ale niestety do tego są także potrzebne pieniądze. Więc będziemy apelować (o wpłaty - przyp. red) do wszystkich naszych zwolenników i do wszystkich tych, którym polska demokracja jest bliska - powiedział polityk PiS.

Kiedy poznamy zatem kandydata PiS na prezydenta?

Myślę, że listopad, grudzień to jest taki realny, realny termin, ale pamiętajmy, że realna kampania zaczyna się tak naprawdę późną zimą czy wczesną, wczesną wiosną - powiedział Marcin Przydacz.

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: