"Dla niektórych koronawirus jest przerażający. Ruch światowy powoduje, że na jednym końcu jest katar, który pojawi się na drugim końcu. Boimy się, że jest obcy" - mówi Włodzimierz Gut, doradca Głównego Inspektora Sanitarnego. "Do dziewiątego roku życia koronawirus nie ma przebiegów ciężkich. Do czterdziestego roku życia ryzyko jest niewielkie" - dodaje.
Kino? Teatr? Jeden przypadek koronawirusa w mieście milionowym nie jest w stanie obiec wszystkich kin i teatrów - podkreśla gość Roberta Mazurka.
Czy wybory odbędą się w terminie? Mogą się nie odbyć, jeżeli będziemy musieli zamykać miasta. Na razie nie ma o tym mowy - zaznacza Włodzimierz Gut.
Doradca Głównego Inspektora Sanitarnego na pytanie, czym różni się koronawirus od zwykłego przeziębienia, czy grypy, odpowiada: nazwą.
Teoretycznie nikt się nie zdenerwuje, jeżeli będziemy mieli jeden przypadek na milion. A jest nas 38 milionów. Czyli do czterdziestu, po prostu przyjadą ludzie, zachorują - zaznacza Włodzimierz Gut.
Wirusolog i doradca Głównego Inspektora Sanitarnego stwierdził, że wciąż w Polsce "w tym momencie zagrożone są tylko dwie osoby". Zagrożone - podkreślał ekspert.
Jeszcze nikt nie umarł - tłumaczy i dodaje, że przypadku świńskiej grypy sprzed dekady, śmiertelność była statystycznie wyższa.
Robert Mazurek: Bob Weighton - 112-letni Brytyjczyk, który jest teraz najstarszym żyjącym mężczyzną na świecie - mówi, że owszem, jest zaniepokojony koronawirusem, ale że pamięta epidemię grypy hiszpanki z lat 1918-19 i ona była gorsza, groźniejsza.
Włodzimierz Gut: Ale ona była. Koronawirus jest. Mimo że dla nas jest łagodny, dla niektórych jest przerażający.
Jest przerażający, panika jest w mediach niebywała. Spróbujmy to uspokoić, ułożyć to we właściwych proporcjach. 10 lat temu panowała w Polsce świńska grypa. 182 osoby zmarły. Ale nie zamykano uniwersytetów, szkół, nie odwoływano wszystkich imprez masowych. Co się takiego zmieniło? Co się takiego stało panie profesorze, że wpadliśmy w jakiś amok?
Informacja - to raz. Drugie - ruch światowy, który powodu, że na jednym końcu jest katar, który pojawi się natychmiast na drugim. Oczywiście wywoła przerażenie, bo jest obcy.
Bo to jest obce i dlatego się boimy? Świńska grypa też była obca.
Świńska grypa była świńska z nazwy. Znam tylko jeden przypadek, kiedy świnie zachorowały - jak farmer w Ohio ją rozniósł.
Ale mówiąc poważnie - co mamy robić? Po pierwsze - posyłać dzieci do szkół, czy nie posyłać?
Jeżeli chcemy, żeby się czegoś nauczyły - chyba tak.
Zasadniczo jednak posyłać. Nie grozi nam to, że wyginą na dużej przerwie.
Najzabawniejsze, że do 9. roku życia w skali światowej przebiegów ciężkich nie ma. Do 40. - 0,2 proc. ryzyko ciężkiego przebiegu, zgon niekoniecznie, dopiero zaczyna się problem dla osób w moim wieku, ponieważ średnia zgonów to 75 lat.
Musiałby pan powiedzieć słuchaczom, ile pan ma lat, panie profesorze.
RODO mi pozwala, jestem z rocznika pierwszej konstytucji PRL-owskiej.
PRL-owskiej. Pomyślałem - pierwsza konstytucja? Konstytucja 3 maja - naprawdę wiele pan pamięta. Dobrze - do szkół posyłać dzieci, żeby się czegoś nauczyły. Czy możemy pójść do kina albo do teatru?
Jeden przypadek w mieście milionowym naprawdę nie jest w stanie objąć wszystkich kin, wszystkich teatrów. Jeśli będzie groźna liczba, wtedy padnie decyzja o zamykaniu.
Dopóki są otwarte, możemy chodzić.
Tak jest.
W piątek jestem zaproszony na kolację. Mają być różni ludzie, większość znam. I co? Iść czy nie iść?
Na wszelki wypadek można sprawdzić, czy ktoś nie wrócił wczoraj z Włoch, ale osobiście bym poszedł.
Ludzie mają rozmaite domowe sposoby na to, jak się przed tym wirusem ustrzec. Jedni mówią: to może kupmy sobie antybiotyki w aptece, na wszelki wypadek. Mam znajomego lekarza, weźmiemy receptę.
W naszym organizmie jest więcej obcych niż własnych komórek. Jeżeli wybijemy wszystkie bakterie - bo tak działa antybiotyk, na wirusy nie chce - będziemy chorzy.
Czyli nie pomagajmy sobie, broń Boże, antybiotykami.
Antybiotyk będzie miał sens wtedy, kiedy do jakiejś choroby wirusowej przyczepi się nadkażenie bakteryjne.
Na wszelki wypadek, jak państwo nie są chorzy, to nie bierzcie antybiotyków tak ot, po prostu.
Dokładnie.
Prof. Włodzimierz Gut udziela cennych rad - wirusolog i doradca Głównego Inspektora Sanitarnego. Panie profesorze, jak pana szef prof. Pinkas, albo inni ludzie władni pytają: "to co robić, mają się odbyć wybory w terminie czy nie?" - to co by pan powiedział, jakby pana poprosili o radę?
Ponieważ nie utożsamiam się z opcją, głosuję z reguły na człowieka, a nie na opcję, to odpowiadam tak - wybory mogą się nie odbyć, jeżeli będziemy musieli zamknąć miasta, będzie to niedemokratyczne. Jeśli nie będziemy, nie widzę przeszkód.
Czyli dzisiaj nie widzi pan przeszkód, żeby wybory odbyły się w terminie, tak?
Mogę co najwyżej płakać, że wiece w pewnym momencie mogą być ograniczone do tysiąca osób.
Ubolewa pan naprawdę nad tym? Ma pan taką ochotę? Pójść na te wielkie wiece, wznosić okrzyki? "Wiesław! Wiesław! Naród z tobą"? (śmiech)
Nie. To już było... (śmiech).
Czyli spokojnie - wybory, jeśli się nie wydarzy żadna katastrofa - powinny się odbyć. Panie profesorze, rząd sobie radzi z tym, co się dzieje dookoła?
Stworzone procedury nie należą nawet do tego rządu, były stworzone po raz pierwszy w 2003 przy SARS i to już na podstawie istniejących, odkąd pamięć sięga. Są modyfikowane w zależności od sytuacji. Jako kraj jesteśmy w sytuacji lepszej niż Włochy, dlatego że one się spóźniły.
Ale właśnie, teraz powstaje wrażenie, że te bardzo radykalne ruchy, które proponuje rząd albo władze samorządowe, że one sieją panikę zamiast uspokajać, są zbyt daleko idące. Panie profesorze - jeszcze raz mówię. 2009, 2010 rok. Równo dziesięć lat temu sto osiemdziesiąt dwie osoby w Polsce zmarły. W tej chwili samych przypadków zakażenia - nie śmierci - mamy 22, ale wtedy nie zamykano żadnych uniwersytetów, nie było orędzia prezydenta, nie było stanu kompletnego amoku.
Oczywiście. Jest tylko jedno "ale". Przepływ ludzi między państwami, a my jesteśmy województwem...
10 lat temu? Też nie było granic. Można było jeździć w tę i nazad.
Ale teraz wszystko przyśpieszyło, niestety.
No dobrze, panie profesorze. To w takim razie rozumiem, że wrażenie na ludziach robią takie informacje jak to, że najważniejszy żołnierz w Polsce w czasach pokoju, generał Mika, też jest chory, ale z drugiej strony na przykład profesor Grodzki, lekarz w końcu, marszałek Senatu, jakoś tak z tych procedur niewiele robi chyba.
Dlaczego?
No bo pan profesor jedzie sobie na wakacje do Włoch, gdzie teoretycznie nie wolno, pojeździ sobie na nartach. Najpierw sobie pochodzi do pracy, a później mówi: "dobra, to ja się na wszelki wypadek zbadam".
Oczywiście, cały problem polega na tym, że na wszelki wypadek to pod warunkiem, że wystąpią jakieś objawy. To dotyczy wszystkich. Znam jeden przykład ugięcia się laboratorium w stosunku do procedur...
Tak naprawdę, to na wszelki wypadek nie mamy się po co badać? Dopiero jak mamy jakieś objawy.
Cały problem sprowadza się do tego - wirus też musi urosnąć, zanim go znajdziemy.
Pani profesorze, to czym się różni wirus, koronawirus od zwykłego przeziębienia lub grypy?
Nazwą.
Ale objawy są podobne?
Tak.
Ale to jest trochę niebezpieczne, bo wie pan, jak teraz mój syn zaczął kaszleć, a zaczął kaszleć ot tak po prostu, to zaraz panika moich córek - na pewno ma koronawirusa.
Na pewno nie ma, ponieważ podstawą jest...
Nie był w Chinach, nie był we Włoszech - nie ma.
Jeszcze mógł się zetknąć z Włochem na ulicy, który mieszka 5 lat w Polsce. I umrzeć ze strachu.