„Tak naprawdę to nauka online przypomina seans spirytystyczny. Zaczyna się od nawoływania, czyli od wybudzenia zaspanych dusz. Te dusze przychodzą wolno, więc trzeba je jeszcze kontrolować czy one są na pewno, czy znowu nie poszły w objęcia Morfeusza. Dalej jeszcze gorzej, jeszcze trudniej, bo trzeba jakąś dramaturgię wprowadzić na lekcji, żeby ich znowu nie pogubić” – opowiadała o nauce zdalnej w Porannej rozmowie w RMF FM nauczycielka języka polskiego Aleksandra Radecka.
Robert Mazurek pytał swojego gościa czy uczniowie są przygotowani technologicznie do nauki online. Trzeba powiedzieć, że to zupełnie inna sytuacja niż w dużych miastach - Warszawie, Szczecinie czy jakimkolwiek innym mieście. Tutaj trudność polega na tym, że mamy uczniów, którzy nie mają dostępu do internetu, albo mają ten internet tak słaby, że jeśli mają technologicznie przygotowany sprzęt, to problemem jest jednak połącznie. Faktycznie nie jest to grupa mała, tylko całkiem duża - tłumaczyła nauczycielka z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Kaliszu Pomorskim.
Aleksandra Radecka podkreśliła też, że często zdarza się, że uczniowie nie mają dostępu do laptopów. W Kaliszu Pomorskim też mamy takie sytuacje, po pierwsze, że uczeń korzysta tylko z telefonu, ponieważ jest jeden laptop w rodzinie i np. pięcioro dzieci. Zostaje mu telefon, nie zawsze jego telefon co jeszcze komplikuje połączenie. Zdarzają się też sytuacje, gdzie nie ma połączenia internetowego w związku z czym wysyłamy informacje, drogą taką, że poprzez dziennik Librus uczeń dostaje jeszcze dodatkowe materiały, bo zwyczajnie nie może brać udziału w lekcjach on-line.
Ubiegłoroczni maturzyści przeczytali "Dżumę" w taki sposób, że mnie to oczywiście uskrzydliło, ale też zaciekawiło" - powiedziała w Porannej rozmowie w RMF FM Aleksandra Radecka, nauczycielka polskiego z liceum w Kamieniu Pomorskim. Oni czytając wybierali sobie fragmenty, zestawiali oczywiście z rzeczywistością i okazywało się, że to jest absolutnie fenomenalna opowieść o tym, w jakim świecie się znaleźli - tłumaczyła powrót do łask powieści Alberta Camusa.
Według Radeckiej, bestsellerem wśród uczniów staje się "Rok 1984". Moi uczniowie (...) bez przerwy chcą mi na zajęciach robić taką transpozycję między tym, co było u Orwella, a tym, co jest na zewnątrz. Czują, że to jest tekst o nich, dla nich. Czytają go naprawdę z uwagą - mówił gość Roberta Mazurka.
Robert Mazurek, RMF FM: Zaraz, przepraszam. Bo jest 8:02. A pani nie ma lekcji?
Aleksandra Radecka, nauczycielka: Dobra uwaga. Serdecznie pozdrawiam panią dyrektor i pana dyrektora i myślę połowę szkoły, która dzięki naszej rozmowie ma teraz dwudziestominutowe spóźnienie na lekcje.
To skandal. Mam nadzieję, że to się nie przełoży na gorsze wyniki w nauczaniu. A propos gorszych wyników nauczania. Pani jest gotowa, wyobraża sobie pani to, że cały semestr będziecie teraz uczyli młodzież online?
Wyobrażać można sobie różne rzeczy. Wcześniej też nie wyobrażałam sobie, że będzie coś takiego, jak pandemia i zdalne nauczanie. Pytanie raczej jest o to, czy mi się to podoba się, się z tym zgodzę, jakie widzę skutki. Na pewno nie godzę się na to. Nie chciałabym, żeby to było zdalne nauczanie. A dlaczego? Mogłabym tu wymienić całą listę rzeczy negatywnych.
To zanim je pani wymieni. Ja mam taką uwagę. Od marca do listopada, jak sobie policzyłem, uczniowie chodzili do szkoły raptem jakieś 1,5 miesiąca. W szkole w liceum pojawiły się nowy pierwsze klasy. Pani w ogóle zdążyła zapamiętać imiona tych uczniów z pierwszych klas?
Nie, nie zdążyłam. Nie zdążyłam. To był bardzo faktycznie krótko i przyznam, że bardzo żałuję, że tak się stało. Bo faktycznie to jest zupełnie inna sytuacja, kiedy nauczyciel ma przed sobą ucznia, widzi go, jego reakcję, jest z nim w takim normalnym kontakcie. Jest przepływ energii, który jest absolutnie niezbędny do tego, żeby go zapamiętać jeszcze.
A pani Olu, tak szczerze. Pani jest nauczycielką dość doświadczoną, nie wspominając rzecz jasna wieku kobietom. Ale pracuje pani w tej szkole nie od dzisiaj. Czy da się nauczyć dzieci czegokolwiek w warunkach online, tak naprawdę?
Tak naprawdę, to nauka online trochę przypomina szans spirytystyczny. Dlatego, że zaczyna się tak jak jesteśmy teraz w tej godzinie, zaczyna się od nawoływania, czyli od wybudzania zaspanych dusz. Dusze, wie pan, przychodzą wolno, więc trzeba te dusze jeszcze kontrolować, czy one są na pewno, czy znowu nie poszły w objęcia Morfeusza. Dalej jest jeszcze gorzej, jeszcze trudniej, bo trzeba pewną dramaturgię wprowadzić na lekcji, żeby ich znowu nie pogubić.
U pani jest dość dramatyczny krajobraz. Tam z tyłu ciemno. Rzeczywiście, jak na seansie spirytystycznym.
Jest wczesna godzina, światło tutaj pada faktycznie...
Ja wiem, pani jest na północy, tam u was to rzeczywiście noc polarna. No dobrze. No i co? Pani już tak ich zwoła, zanim oni już tam zwloką przed te swoje... No właśnie, przed co? Czy uczniowie są przygotowani? Bo my sobie teraz rozmawiamy za pomocą Skype czy czegoś innego, a widzimy się. Jestem słaby w te technologie. W każdym razie widzimy się, jakoś możemy rozmawiać. Ale właśnie, czy wszyscy uczniowie są tak dobrze technologicznie przygotowani?
No właśnie chciałam powiedzieć, że to zupełnie inna sytuacja niż w dużych miastach, niż w Warszawie, nie wiem, Szczecinie czy jakimkolwiek innym dużym mieście. Tutaj trudność polega na tym, że mamy uczniów, którzy nie mają dostępu do internetu albo mają internet tak słaby, że nawet jeśli mają technologicznie przygotowany sprzęt, to problemem jest jednak połączenie. I faktycznie nie jest to grupa mała, tylko całkiem spora.
Mamy tutaj cytat, pani Aldona Dymek, nauczycielka w Gołańczy, opowiada, że "w przypadku moich uczniów częstą praktyką będzie praca na telefonie. Mieliśmy także takich, którym materiały wysyłaliśmy na papierze pocztą, a jeden uczeń miał tylko jeden tablet i siedmioro rodzeństwa". Czy to jest rzeczywistość, o której bardzo chętnie zapomniałoby ministerstwo edukacji? Czy takie rzeczy u was się też zdarzają?
To jest rzeczywistość. Dobrze, że ona dociera gdzieś szerzej, ponieważ dotyka ona nie tylko tego miejsca. W Kaliszu Pomorskim też mamy takie sytuacje. Po pierwsze, że uczeń korzysta tylko z telefonu, ponieważ jest na przykład jeden laptop w rodzinie i pięcioro dzieci. I w związku z tym zostaje mu telefon. Nie zawsze jego telefon, więc to też jest jeszcze... komplikuje to połączenie. I zdarzają się też sytuacje, gdzie tak, jak powiedziałam, nie ma połączenia internetowego. W związku z tym wysyłamy informacje drogą taką, że poprzez dziennik Librus uczeń dostanie jeszcze dodatkowe materiały, bo nie może zwyczajnie brać udziału w lekcji online.
To jest pytanie do pani. Do nauczycielki polskiego, bo z całym szacunkiem dla nauczycieli innych przedmiotów, pani uczy ich niemal codziennie. Jak on może brać udział w lekcjach, jak może się czegokolwiek nauczyć, jeśli de facto technologicznie nie jest w stanie tego zrobić?
Jest to trudne i ja to widzę po tym krótkim okresie, kiedy wróciliśmy do pracy we wrześniu na chwilę. Natychmiast widoczne było na języku polskim, jak się to naprawdę zmieniło przez ten okres pracy online. Na niekorzyść.
Tyle uczniowie. A nauczyciele? Właśnie, ministerstwo chce pomóc nauczycielom, żeby tę swoją przepaść technologiczną nadgonili. Pytanie do pani. Pani Olu, a co pani sobie kupi za 500 zł?
No nie wiem. Właśnie ogromny dylemat, panie redaktorze... Może słuchawki?
Ja wiem. Nie wiadomo, co zrobić z prawdziwą kupą forsy. Może się pani złożyć z trzema koleżankami i kupić sobie na wyprzedaży jakiś tańszy komputer.
Nie sądzę, żebym była aż tak biegła w poszukiwaniu aż takiego sprzętu, natomiast nie żartując a mówiąc poważniej, wolałabym, żeby ministerstwo zadbało o to, by wcześniej nauczyciele dowiedzieli się - przynajmniej mówię o polonistach - o tym, czy będzie egzamin ustny z języka polskiego, jak będzie odchudzona podstawa programowa. To są takie rzeczy, które bardzo praktycznie wpłynęłyby na jakość nauczania.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Czarnek: Przy pesymistycznym wariancie zdalna nauka do stycznia lub dłużej