„My z Korą zawsze sobie mówiliśmy, że jedno bez drugiego nie może żyć. I że jak ja umrę, to Kora też nie będzie mogła żyć i ja mówiłem to samo. Okazuje się, że istnieje życie po śmierci...” – mówi w Porannej rozmowie w RMF FM Kamil Sipowicz - poeta, pisarz i filozof, a prywatnie mąż zmarłej przed kilkoma miesiącami Kory Jackowskiej. I dodaje: „Żyję, ponieważ czuję opiekę i ochronę Kory. A byłem w tak skrajnych różnych sytuacjach przez ostatnie dwa miesiące, że bez jej pomocy bym najprawdopodobniej nie przeżył. Wydaje mi się, że jej zależy, żebym żył, żebym był zdrowy, żebym działał”. Sipowicz stwierdza: "Odczuwam łączność z Korą. Personalny kontakt. Nie tylko z energią, ale też z osobą".

Od pięciu lat pisałem i nadal piszę dziennik. (...) To właściwie jest pięć lat choroby Kory. Bolesne i wstrząsające, ja w ogóle sam boję się do tego dziennika zaglądać. Jeszcze na to nie jestem gotowy - mówi również w Porannej rozmowie w RMF FM Kamil Sipowicz. Pytany, czy zamierza wydać swój dziennik, odpowiada: Może za rok, może za dwa lata...

Sipowicz opowiada także Robertowi Mazurkowi o nieznanych dotąd tekstach, które pozostawiła po sobie Kora. Ja wiedziałem, że Kora pisze różne teksty i odkryliśmy dwa czy trzy zeszyty. (...) Odkryłem, że tam jest bardzo dużo tekstów napisanych cienkich pismem i niezrozumiałych. I daliśmy je (do odczytania - przyp. red.) do Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego...

Kamil Sipowicz o Korze: Była jak bogini Kali - twórcza, destrukcyjna, wspaniała

Jaka była Kora? - pytał Kamila Sipowicza Robert Mazurek. Nie da się powiedzieć w jednym słowie. Była bardzo skomplikowaną, złożoną osobowością - odpowiadał mąż artystki, która zmarła przed trzema miesiącami. Była czuła, wspaniała, kochająca, pomocna. Ale była też zła, destrukcyjna. Jeżeli miałbym porównać ją do jakiejś bogini, to do bogini Kali. Była i twórcza, i destrukcyjna, i wspaniała. Tam, gdzie była Kora, od razu się zakrzewiała atmosfera. Cudownie było do niej przyjść - opowiadał Sipowicz. 

W internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM filozof i pisarz przyznał, że nie posprzątał w domu pamiątek, jakie pozostały po jego żonie. W tej chwili zostawiłem rzeczy po Korze tak, jak są. Tak jak ona by była, jakby wyszła. Jakoś dobrze się w tym czuje, że zostały jej rzeczy, energia, ubrania. (...) W tej chwili jest wszystko tak, jak jest i jest mi z tym dobrze - tłumaczył Sipowicz. W rozmowie często żartował i uśmiechał się. Akty rozpaczy, jakie mnie łapią - a łapią - na szczęście nie są długie. Wyciągam się sam z nich. Może dzięki interwencji Kory. Jak docierają do mnie różne rzeczy, jak znajduję jej przedmioty, to jest dla mnie straszne przeżycie - przyznał gość RMF FM.

Robert Mazurek, RMF FM: Dzień dobry. Państwa i moim gościem jest Kamil Sipowicz - poeta, filozof.

Kamil Sipowicz: Dzień dobry, witam serdecznie.

Panie Kamilu, czy jest życie po śmierci bliskiej osoby?

Jest życie po śmierci, tak. Jestem przekonany już w tej chwili, że istnieje życie po śmierci. Zawsze wątpiłem i wierzyłem. W wierze jest też w środku wątpienie, ale jestem przekonany w tej chwili, że istnieje życie po śmierci.

Jakieś życie po śmierci. A czy odczuwa pan jakąś łączność z pańską żoną Korą? Trzy miesiące temu Kora zmarła.

Tak, odczuwam. Mam personalny kontakt. Mówiło się o energii, często jest taka narracja, że to energia. Ale ja mam kontakt z osobą.

Nie z energią, tylko z osobą?

Nie tylko z energią, ale też z osobą, więc nie mogę jako filozof powiedzieć, jaka to jest rzeczywistość - czy jest to rzeczywistość duchowa czy to są na przykład światy równoległe i to się zgadza, powiedzmy, ze współczesną fizyką kwantową... Ale ta rzeczywistość istnieje i istnieje wpływ ludzi zmarłych na nasze życie, na pewno. 

To ciekawe, bo ja właściwie chciałem spytać tak naprawdę - nie śmiałem zadawać aż takiego pytania - czy pan jest w stanie żyć po śmierci bliskiej osoby.

Ja wiedziałem, że to pytanie dotyczy mnie, ale poszedłem głębiej. My z Korą zawsze sobie mówiliśmy, że jedno bez drugiego nie może żyć. I że jak ja umrę, to Kora też nie będzie mogła żyć i ja mówiłem to samo. Okazuje się, że istnieje życie po śmierci...

Tej bliskiej osoby...

Teraz odczytałem intencję pana pytania. Żyję, ponieważ - odnoszę się do tego, co powiedziałem na początku - ponieważ czuję opiekę i ochronę Kory. A byłem w tak skrajnych różnych sytuacjach przez ostatnie dwa miesiące, że bez jej pomocy bym najprawdopodobniej nie przeżył, więc wydaje mi się, że jej zależy, żebym żył, żebym był zdrowy, żebym działał.

Powiedział pan "żebym działał".

Był aktywny, nie żebym... Wróciłem wczoraj z Roztocza. Mógłbym się zaszyć na Roztoczu ze studentami. 

W waszym domu.

W naszym domu, gdzie jest mnóstwo cały czas po Korze pamiątek, rzeczy, fotografii, Madonny, jej obrazy, wycinanki, stroje. Ale są też zwierzęta kochane, wspaniałe i piękna przyroda. Mógłbym się tam zaszyć, ale Kora by chyba tego nie chciała.

Przyjeżdża pan do Warszawy. Czy ten dziennik, który pan pisał, bo dowiedziałem się, że pan tworzył dziennik...

Od pięciu lat pisałem i nadal go piszę i w tej chwili... Śmialiśmy się dzisiaj z moim przyjacielem, że zaczynam już w dzienniku pisać o tym, że poprawiam dziennik. Dziennik od dzienników. 

Autodziennik, metadziennik.

Metadziennik.

A będzie pan chciał to wydać?

Tak, tak. Oczywiście będę. 

A kiedy?

Bardzo trudno mi powiedzieć, bo to są tak bolesne sprawy... To właściwie jest pięć lat choroby Kory. Bolesne i wstrząsające, że ja w ogóle sam boję się do tego dziennika zaglądać. Jeszcze na to nie jestem gotowy. Szczerze mówiąc - nie wiem. Może za rok, może za dwa lata...

Czyli prędko się nie dowiemy. Tomik wierszy ma być podobno.

Oczywiście, odkryliśmy... To znaczy ja wiedziałem, że Kora pisze różne teksty i odkryliśmy dwa czy trzy zeszyty. To znaczy znałem te zeszyty. Ale odkryłem, że tam jest bardzo dużo tekstów napisanych cienkich pismem i niezrozumiałych. I daliśmy w tej chwili to do Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego...

Żartuje pan.

... żeby zrobili zdjęcia. Nie chodzi o grafologię, tylko żeby zrobili zdjęcia, bo Kora pisała tak cienkim ołówkiem, żeby było widać, co tam jest napisane.

Rozumiem.

Znaczy w sensie materialnym.

Jest pan w stanie to odczytać, tylko chodzi o to, że to się rozpadnie.

Ale z odczytaniem też są kłopoty, ja nie wiem, czy my dalej nie pójdziemy do grafologa, wie pan, bo...

To już naprawdę wyższa szkoła jazdy.

Z tego, co odczytaliśmy fragmenty, to są to bardzo piękne rzeczy, bardzo piękne rzeczy.

Takie dni dziwne są, bo dzisiaj jest święto, których się powoli w Polsce przyjmuje - ja nie jestem entuzjastą, ale to w końcu nie ode mnie zależy - podoba się panu Halloween?

Czy mi się podoba Halloween?

Ja jestem stary i do mnie ta tradycja nie przemawia.

Powiedziałbym, że mi to nie przeszkadza i jest w tym taki element zabawowy. Wydaje  mi się, że my trochę za bardzo poważnie do śmierci podchodzimy i to jest taka próba rozbrajania śmierci. Mnie się to bardzo podoba w Meksyku, jak oni traktują śmierć, prawda? Jest to na wesoło i te kościotrupy. Kora też uwielbiała kościotrupy, mamy w domu, przywoziliśmy zawsze...

Tak, widziałem, zresztą te czaszki też widziałem.

Tak, mamy czaszki, przywoziliśmy zawsze z Meksyku, tak zwane kościotrupki, "trupki" je nazywaliśmy, drewniane. W samochodzie zawsze wisiał kościotrupek. Jak wymieniałem samochód i zgubiliśmy, to Kora kazała mi jechać po tego kościotrupka. Więc, no Halloween mi się wydaje... Czy to się nie nakłada jakoś z tymi polskimi zwyczajami, z tymi Dziadami, z tymi obrzędami...

Tak, to prawda. Chociaż mnie się wydaje, że on przyszedł do nas raczej z popkulturą, a nie z czym innym.

No to jest taka trochę amerykanizacja, ale dzieci na pewno mają fajną zabawę.

Dzieci mają zabawę. Nas czeka jutro  kolei Dzień Wszystkich Świętych i teoretycznie to powinno być radosne wydarzenie. Wspominamy wszystkich świętych, powiedziałbym imieniny dla każdego. No ale spotykamy się tego dnia na grobach, to jak to połączyć? Jak być radosnym na cmentarzu?

No właśnie, no trzeba się pocieszać tym, że ci, którzy zmarli, że się z nimi spotkamy na pewno, i ci, których kochaliśmy i którzy nasz kochali, to się spotkamy, być może w jakiś innych życiach, a może w jakiejś innej rzeczywistości. Ale powiem jeszcze paradoksalnie, że moja żona Kora nienawidziła cmentarzy.

Nienawidziła cmentarzy, a pan lubi cmentarze?

Ja lubię cmentarze. Tu się różniliśmy, bo ja od dzieciństwa na Powązki chodziłem, fascynowała nie głównie atmosfera Powązek. W tym roku przeniosłem moją mamę z Wólki Węglowej na grób rodzinny na Powązkach.

Żeby byli wszyscy razem?

Żeby wszyscy byli razem, do kupy. Dziadek, pradziadek...

Chodzi pan na ten cmentarz?

Chodzę, chodzę...

Znaczy, pytam czy bez okazji? Że się tak wyrażę, bez rocznicy, bez...

Nie, no tam akurat przychodzę bardzo często, bo tam właśnie przyjeżdżają ludzie z całej Polski, wieszają jarzębiny, jakieś swoje pamiątki. Jest atmosfera bardzo sympatyczna, tak jak Korze by się podobała.

O tym wszystkim jeszcze porozmawiamy, proszę państwa. Na RMF24.pl i Interii.pl, zostańcie z nami, słuchaczom radia bardzo serdecznie dziękujemy i wesołych świąt! Bo to wesołe święta.

Wesołych, oczywiście.