"Jeżeli ktoś chce mi dawać grzywnę za to, że weszłam do kościoła w milczeniu i w milczeniu stanęłam z kartką, na której napisałam, że nie zgadzam się na to, by to Kościół decydował, czy kobieta ma urodzić dziecko czy nie, to proszę - można mi taką grzywnę wstawić" - zadeklarowała Joanna Scheuring-Wielgus w Porannej rozmowie w RMF FM. Posłanka Lewicy w niedzielę protestowała ze swoim mężem w kościele w Toruniu.



Przez wiele, wiele lat środowiska kobiece mówiły w sposób bardzo grzeczny o swoich prawach. To, że teraz padają takie hasła na manifestacjach,  to jest emocja, która została wywołana przez wyrok, który zapadł. Odpowiem słowami Beaty Mazurek: Nie popieram, ale rozumiem - tak rozmówczyni Roberta Mazurka odpowiadała na pytanie odnośnie wulgaryzmów, które padają podczas protestów przeciw zakazowi aborcji. Ja takich słów nie krzyczę na protestach, ale rozumiem to zdenerwowanie, na tych protestach są młodzi, starsi ludzie, ludzie różnych zawodów, ludzie o różnych poglądach i ja się z nimi zgadzam, bo mam takie same uczucia - mówiła Scheuring-Wielgus. Uważam, że powinniśmy dążyć do całkowitej liberalizacji prawa aborcyjnego - dodała.

W internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM Joanna Scheuring-Wielgus przywoływała fragment konstytucji: "Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia". Człowiekowi - podkreśliła posłanka Lewicy. Nie zrównujmy zarodka i płodu z człowiekiem - powiedziała. Płód jest płodem. (...) Człowiek jest wtedy, kiedy się urodzi. Jak jestem w ciąży, to noszę w sobie płód - tłumaczyła. Jednocześnie przyznała, że "w momencie, kiedy płodowi zaczyna bić serce, możemy mówić o życiu". Gość Roberta Mazurka podkreślał, że kompromis aborcyjny "był zgniłym kompromisem między politykami i biskupami w 1993 roku". Nigdy nie byłam za tym kompromisem i zawsze twardo i mocno o tym mówiłam, i mówię to teraz. Zdania w tej kwestii nie zmieniłam - stwierdziła Scheuring-Wielgus.

(...)

Robert Mazurek: Nie boi się pani grzywny za zakłócenie mszy świętej w kościele św. Jakuba w Toruniu?

Joanna Scheuring-Wielgus: Nie boję się grzywny. Boję się innych rzeczy.

Za zakłócenie wykładu pana prof. Baumana w 2013 roku 19 osób zostało skazanych na grzywny od 500 do 2 tysięcy złotych.

Jeżeli mamy dostać grzywnę za to, że weszłam do kościoła z moim mężem zaprotestować przeciw wtrącaniu się Kościoła w moje prywatne życie, to mogę taką grzywnę przyjąć i będę z tej grzywny dumna.

W pani prywatne życie? Pani i męża w jakieś sprawy rodzinne wtrąca?

Również.

To straszne rzeczy, naprawdę. Zastanawiam się, czy pani naprawdę nie ma poczucia, że tutaj... Jeśli można zakłócać msze święte, np., tak jak pani, to rozumiem, że pani zaprasza innych, by w ten sam sposób zakłócali np. spotkania nie wiem... grup feministycznych. I przyjdą młodzi dżentelmeni z transparentami, na których napiszą, co sądzą o feministkach.

Młodzi dżentelmeni z transparentami, którzy piszą i mówią to, co myślą o feministkach przychodzą od 6 lat na moje spotkania. Przychodzą również do mojego biura poselskiego, drzwi, domofon jest notorycznie niszczony, notorycznie przez 6 lat mojego bycia w Sejmie zrywana jest biało-czerwona flaga, którą wywieszam przed moim biurem poselskim. Ja jestem do tego przyzwyczajona. Notorycznie również poprzez internet, ale również listownie, dostaję groźby zabicia mnie, zabicia mojej rodziny, więc to się notorycznie dzieje. Więc jeżeli ktoś chce mi dawać grzywnę za to, że weszłam do kościoła w milczeniu i w milczeniu stanęłam z kartką, na której napisałam, że nie zgadzam się na to, aby to Kościół decydował o tym, czy kobieta urodzi dziecko czy nie, to proszę - można mi taką grzywnę wystawić.

27 września 2017 roku mówiła pani w Sejmie, że mowa nienawiści to atak na drugiego człowieka i odzieranie go z należnej mu wolności i godności. Była wtedy pani szefową założonego przez siebie zespołu do spraw przeciwdziałania mowie nienawiści. To było w poprzedniej kadencji. Rozumiem, że w tej kadencji przeszła pani z teorii do czynu. Popiera pani protesty, których hasła wywołują, powiedziałbym, zdumienie i zgorszenie bardzo wielu ludzi. Ma pani wrażenie, że to jest właściwy język? Ten straszliwy bluzg, który słyszymy?

Straszliwy bluzg słyszę od wielu, wielu lat ze strony hierarchów kościelnych i polityków PiS, którzy szczują na społeczności LGBT. Szczują na kobiety, nazywając je feminazistkami. Więc tak, nie zgadzam się z językiem nienawiści. Natomiast jeśli pyta mnie pan o wulgaryzmy, które...

Które lajkuje pani na swoich portalach społecznościowych z lubością. To co z tymi wulgaryzmami. Przeszkadzają pani czy nie?

Jeszcze raz pan powtórzy pytanie, bo nie usłyszałam.

To posłuchajmy może tego, jak przebiegała demonstracja choćby w Krakowie. (tłum skanduje "wy******laj Jędraszewski" - red.). Ja rozumiem naprawdę niechęć do arcybiskupa Jędraszewskiego. Jedni mogą go uwielbiać wręcz, a drudzy żywiołowo nienawidzić, proszę bardzo. Natomiast jeśli pani mówi mi, że to jest język debaty, to ja pani powiem, że pani za takie bluzgi straszliwe, za wpisy internetowe, zaczynające się od: "słuchaj...", i później było brzydkie słowo, pozwała człowieka i wygrała sprawę w sądzie.

Sprawę, którą wygram w sądzie, wygrałam z byłym księdzem Jackiem Międlarem i inną osobą prywatną. Nie za bluzgi, tylko za to, że te osoby groziły śmiercią mi i mojej rodzinie. To tak gwoli ścisłości.

Czytałem te wpisy. Tam był stek nieprawdopodobnego bluzgu, rzeczywiście. Obrzydliwe, to całkowita zgoda i słusznie, że pani wygrała, tu akurat trudno się nie zgodzić.

Jeżeli ktoś grozi mi tym, że pozbawi mnie życia, to uważam, że w takiej sytuacji trzeba złożyć to na policję, ja takich spraw mam dosyć dużo, one są w toku. I w momencie, kiedy ktoś mnie wyzywa...

Ale pani poseł, w 2016 roku był też strajk kobiet. I wtedy były zupełnie inne hasła - wtedy krzyczano "precz z dyktaturą mężczyzn" - w pani wydaniu "precz z dyktaturą kobiet". Były okrzyki "ani kroku dalej", "miarka się przebrała", "nie składamy parasolek". To był język bardzo zdecydowanego protestu. Wszyscy wtedy widzieli, że coś się dzieje. A teraz słyszymy... Ja nie jestem w stanie, trzeba wypikać, więc państwo sobie sami odsłuchają, jeśli państwo bardzo chcą poznać te wszystkie słowa, ale... co należy robić z PiS-em. Tam są same wulgaryzmy. I krzyczą to ludzie na demonstracjach, w których pani bierze udział. Czy naprawdę pani ma poczucie, że to jest właśnie... Że człowiek, który zakładał zespół do walki z "hate speech" nie widzi tutaj pewnej hipokryzji?

Panie redaktorze, przez wiele, wiele lat środowiska kobiece mówiły w sposób bardzo grzeczny o swoich prawach. Trwało to od wielu, wielu lat. To, że teraz takie hasła padają na manifestacjach od kilku dni, to przecież nie jest prośba środowisk kobiecych ani moja. To jest emocja, która została wywołana przez wyrok, który zapadł i ludzie po prostu tak protestują. Ani ja ani Marta Lempart czy wszystkie inne kobiety, które jakby korzystają i są na tych protestach, nie zmuszają ludzi do tego, co mówią.

Ale czy pani potępia w takim razie protestujących, którzy posługują się takim językiem? Którzy mówią, krzyczą do arcybiskupa Gądeckiego w Poznaniu: "wy... ...urwo"? Czy to jest język debaty publicznej, który się pani podoba? Pani, założycielce zespołu do spraw walki z hate speech, z mową nienawiści?

Odpowiem panu słowami pani Mazurek: "nie popieram, ale rozumiem". Ja takich słów nie krzyczę na protestach, ale rozumiem to zdenerwowanie i to wkurzenie. I proszę mi wierzyć, to są ludzie starsi ludzie, ludzie w średnim wieku, różnych zawodów, ludzie o różnych poglądach. Mówią to, co czują i ja się z nimi zgadzam, bo mam takie same uczucia.

Pani z nimi się zgadza, pani wspiera. Brawo. Usłyszy pani to samo. Będą teraz wrzeszczeć "wy...". Julia Przyłębska właśnie wypowiedziała się dla PAP, powiedziała, że "ustawa nadal dopuszcza możliwość przerwania ciąży, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, a także, gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża jest skutkiem czynu zabronionego". To wszyscy wiemy. Twierdzi również pani prezes Przyłębska, że orzeczenie Trybunału nie jest wymierzone w kogokolwiek. Rozumiem, że pani to zapewne nie przekonuje. Tylko proszę mi odpowiedzieć na proste pytanie. Czego wy oczekujecie? Czym mają się te protesty skończyć?

Prostych rzeczy. Po pierwsze w piątek ogłosiłyśmy wspólnie ze Strajkiem Kobiet, z Federacją na Rzecz Planowania Rodziny, z Aborcyjnym Dream Teamem, z Dziewuchami, założenie inicjatywy obywatelskiej, która będzie zbierała podpisy pod obywatelskim projektem dotyczącym liberalizacji prawa aborcyjnego.

Ale słyszy pani, że to jest niemożliwe w zgodzie z obecną konstytucją? Zresztą w zgodzie z poprzednią, tzw. małą konstytucją to też było niemożliwe.

Panie redaktorze, uważam, że powinniśmy dążyć do całkowitej liberalizacji prawa aborcyjnego i jeżeli pyta mnie pan, do czego zmierzamy i co będziemy robić, to będziemy właśnie dążyć niezależnie od tego, co teraz sobie ktoś myśli albo nie i co jest zapisane w konstytucji.