"Znowu zapełniły się stacje metra, schrony. Ludzie przypomnieli sobie, że poważnie trzeba traktować alarmy bombowe" – mówił w Porannej rozmowie w RMF FM ambasador RP w Kijowie Bartosz Cichocki o wczorajszym rosyjskim ostrzale Kijowa. "Przez wiele miesięcy, gdzieś od maja, alarmy w Kijowie nie wywoływały żadnego skutku, Kijów żył tak, jakby się nic nie działo" – dodawał gość Roberta Mazurka.

Jak mówił, restauracje były pełne, działały teatry i sklepy, powróciły korki. "My pracujemy przy niewielkiej uliczce, ale ona łączy ruchliwą stację metra ze strefą osiedlową. Ta ulica przed wojną była zapchana ludźmi i samochodami. Potem nastąpiła całkowita pustka, cisza w marcu i kwietniu. A następnie - w lipcu, sierpniu - znowu się zaczęły na niej tworzyć korki. I dzisiaj oczekuję, że będzie na niej mniejszy ruch" - podkreślał.

Jak minęła noc w ukraińskiej stolicy? "Spokojnie. Natomiast od tutejszej 7:40 zabrzmiały syreny i ten alarm bombowy nadal trwa. Chociaż jak donoszą media, tym razem celem rosyjskich rakiet jest nie Kijów, ale Odessa i Winnica" - zaznaczał.

W sobotę doszło do eksplozji na Moście Krymskim. Wczoraj przyszła brutalna odpowiedź. Czy to dla Ukraińców emocjonalna huśtawka?

"Ja wczoraj wjeżdżałem samochodem z kierunku zachodniego do Kijowa i ku mojemu zaskoczeniu nie było żadnych korków, żadnego nadzwyczajnego ruchu na drogach wyjazdowych. Pamiętam dokładnie 24, 25, 26 lutego - te trasy były sparaliżowane. Były ogromne korki. Trochę kolejek było na stacjach benzynowych. Tam się wyczuwa pewną zapobiegliwość, ludzie tankują paliwo do jakichś butelek, baniaków, czego się da. Ale wydaje mi się, że Ukraińcy raczej pokazują swoją determinację. Też trzeba rozumieć, że to, co się wczoraj wydarzyło w Kijowie, cały czas się dzieje w Zaporożu, Dnieprze, Charkowie i Ukraińcy może inaczej niż słuchacze w Polsce i na Zachodzie, cały czas śledzą te informacje. To okrucieństwo, brutalność - jeśli można do niej w ogóle przywyknąć - to tutaj inne wywołuje wrażenie" - dodawał.

"Przede wszystkim Ukraińcy są od początku świadomi, że to nie jest wojna o oderwanie jednego, czy drugiego miasta. Celem jest zniszczenie państwa ukraińskiego, rzucenie go na kolana, przejęcie władzy, ustanowienie marionetek i to, co się zaczęło wczoraj - nowa faza wojny, ona jest nowa z taktycznego punktu widzenia, ale nie strategiczna z punktu widzenia Ukraińców. Natomiast co do sytuacji społecznej - widzimy, że Rosjanie celują - nie zawsze udanie - w sieci dystrybucji i produkcji prądu elektrycznego. Jeśli go zabraknie, to wtedy życie stanie się tutaj znacznie trudniejsze, wtedy być może nastąpi odpływ ludności cywilnej" - zaznaczał Bartosz Cichocki.

Czy na Ukraińcach wrażenie robią groźny Putina o możliwym użyciu broni atomowej?

"Cokolwiek bym panu odpowiedział, to nie opinia średniego, statystycznego Ukraińca jest tutaj ważna. Należy te groźby brać poważnie pod uwagę i społeczność międzynarodowa powinna już dziś wysłać jednoznaczny sygnał Rosji, że to jest linia nie do przekroczenia i nie należy się sugerować tym, co przypadkowy przechodzień na ten temat sądzi" - dodawał gość Roberta Mazurka. 

"Białoruś od początku jest uczestnikiem agresji na Ukrainę"

W internetowej części rozmowy Robert Mazurek zapytał swego gościa o poniedziałkową deklarację prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki o rozmieszczeniu wspólnych rosyjsko-białoruskich grup bojowych na terenie jego państwa. Ambasador Cichocki zwrócił uwagę, że z wojskowego punktu widzenia Białoruś nigdy nie wyszła ze Związku Radzieckiego i Rosji. "Od początku uczestniczyła w budowaniu tej machiny wojennej poprzez regularne, co roku - a niekiedy kilka razy do roku - odbywające się ćwiczenia wojskowe, więc brała udział w przygotowaniu tej agresji i bierze od początku, poprzez udostępnianie lotnisk, kolei, w niej udział" - powiedział dyplomata. 

De facto więc - jak zauważył - Mińsk od początku uczestniczy w wojnie w Ukrainie. "Z moich rozmów czy to z wojskowymi, czy członkami rządu, wynika, iż Ukraińcy od początku brali pod uwagę to, że ta linia frontu rozciąga się również na te tysiąc paręset kilometrów granicy białorusko-ukraińskiej" - zaznaczył ambasador RP w Kijowie. 

"Ukraina wygra wojnę, choć nie jutro czy pojutrze"

"Z całą pewnością to zwycięstwo ukraińskie nie nastąpi jutro, pojutrze, ale nastąpi. (...) To nie jest kwestia wiary, czy urzędowego optymizmu, ja po prostu widzę Ukraińców, którzy wiedzą, o co walczą i widzę Rosjan, którzy nie wiedzą, o co walczą. Widzę Rosjan, którzy uciekają przed mobilizacją" - powiedział Cichocki.

Opracowanie: