"Umowa na gębę w Smoleńsku doprowadziła do tego, że jesteśmy petentami" - tak uzasadniał zarzut zdrady dyplomatycznej poseł PiS Arkadiusz Mularczyk w Popołudniowej rozmowie RMF FM. "Wiemy, kto wynegocjował zasady śledztwa po katastrofie" - stwierdził poseł. Pytany o ustawy aborcyjne głosowane w Sejmie, krytycznie odniósł się do pomysłu referendum w tej sprawie. W wywiadzie Mularczyk nie uznał wysłania Bartłomieja Misiewicza do rady nadzorczej PGZ za błąd - określił tę decyzję jako "nieszczęśliwą".
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Marcin Zaborski: Prokuratura wszczyna na nowo 4 zawieszone albo zakończone śledztwa ws. tragedii smoleńskiej. Nasz reporter dowiaduje się, że jedno z pytań brzmi: czy doszło do tzw. zdrady dyplomatycznej? Panie pośle, kto mógł się takiej zdrady dopuścić?
Arkadiusz Mularczyk: Ja już kilka lat temu sugerowałem, że nie może być takiej sytuacji, że tak się układa nasze relacje międzynarodowe, iż w konsekwencji tych umów czy ustaleń strona polska nie ma żadnego prawa do tego, żeby odzyskać dowody, które zostały w Rosji czyli wrak, czarne skrzynki, inne materiały.
Rok po katastrofie pytał pan na spotkaniu z mieszkańcami: czy to tylko głupota, czy może zdrada dyplomatyczna?
Polska utraciła prawa domagania się wydania wraku, dokumentów dotyczących śledztwa. Jesteśmy petentem
Tak. Ja byłem i jestem przekonany co do tego, że te relacje międzynarodowe zostały tak ułożone, że Polska utraciła pewne możliwości, pewne prawa domagania się właśnie wydania wraku, wydania innych dokumentów dotyczących śledztwa. W chwili obecnej jesteśmy petentem tak naprawdę w tym postępowaniu.
Ale kto tej zdrady pana zdaniem się mógł konkretnie się dopuścić?
Wiemy kto.
To znaczy?
Wiemy, kto ustalał z Putinem, w jaki sposób ma być prowadzone postępowanie - odbyło się to na podstawie rozmowy ustnej w namiocie w Smoleńsku
Wiemy, kto ustalał z Putinem, w jaki sposób ma być prowadzone postępowanie - odbyło się to na podstawie rozmowy ustnej w namiocie w Smoleńsku. Jest to rzecz jakby niebywała, że w taki sposób się ustala wyjaśnienie katastrofy.
Czyli to śledztwo ma wyjaśnić, czy Donald Tusk dopuścił się zdrady dyplomatycznej?
Dla mnie jest to oczywiste.
Oczywiste, że się dopuścił?
Że to powinno być wyjaśnione, na podstawie jakich okoliczności, jakich przesłanek podjęto decyzję o tym, że wybrano konwencję chicagowską, na podstawie jakich przesłanek podjęto decyzję, że będzie tylko jedno śledztwo rosyjskie w Rosji i jedno w Polsce, a nie np. jedno śledztwo. To powinno być wyjaśnione.
Umowa na gębę w Smoleńsku doprowadziła do tego, że jesteśmy petentami
Minie za chwilę rok rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wrak tupolewa wciąż jest w Rosji, panie pośle.
No właśnie dlatego, że w taki sposób te relacje ułożono, że tak powiem, umowa na gębę w Smoleńsku doprowadziła do tego, że w chwili obecnej jesteśmy petentami.
Ale od roku działa MSZ pod kierunkiem polityka PiS-u, Ministerstwo Obrony pod kierunkiem polityka PiS-u.
No dobrze, ale to oznacza, że mamy teraz nie wiem, na czołgach wjechać do Smoleńska? No przecież, żyjemy w określonych realiach politycznych, geopolitycznych. Jeśli na samym początku, gdy było zainteresowanie całego świata, Unii Europejskiej, NATO, zrezygnowano z tych instrumentów, no to trudno po 6 latach jakby siłowo domagać się tych rzeczy, których powinniśmy wówczas przypilnować.
Myślę, że nikt o czołgach nie mówi tutaj, panie pośle. Od kilku miesięcy działa podkomisja smoleńska powołana w Ministerstwie Obrony przez szefa MON-u. Jej wiceprzewodniczący Kazimierz Nowaczyk pytany przez Krzysztofa Ziemca w RMF FM o to, jak wygląda współpraca tej komisji z Rosją, odpowiada tak: jedynie wysłaliśmy list do komisji MAK-u, która skończyła pracę i w archiwum ma na pewno dokumenty z tego śledztwa. Przyzna pan, że po kilku miesiącach pracy podkomisji to jest rzeczywiście "jedynie".
Wie pan, minęło 6 lat, zaniedbań jest wiele.
Ale wiele miesięcy już działania tej podkomisji.
Tak, ale musiał być przecież pewien audyt przeprowadzony tego, co zostało zebrane, musiała być dokumentacja zebrana. Ja myślę, że...
Wcześniej działał zespół parlamentarny, panie pośle, w Sejmie. Z wieloma politykami Prawa i Sprawiedliwości.
No tak, ale zespół parlamentarny, wie pan, nie ma instrumentów administracyjnych, żeby domagać się dokumentacji, zebrania dowodów, ja też byłem w tym zespole. Wie pan, zespół parlamentarny z całym szacunkiem, ale nie ma uprawnień komisji śledczej, która może się domagać wydania dokumentów czy dowodów. To wszystko że tak powiem, działo się w oparciu o dobrą wolę administracji publicznej, której wiemy, że nie było w tamtym czasie.
Panie pośle, dlaczego Bartłomiej Misiewicz nie zasiada już w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej?
No to jest pytanie do Bartłomieja Misiewicza i osób, które go tam desygnowały.
Pan sobie go nie zadawał?
No cóż, można powiedzieć w ten sposób, że pan Misiewicz podjął decyzję o wycofaniu się z tych rad nadzorczych. Wokół niego rozpętano tutaj całą spiralę pomówień, oskarżeń,
Bezpodstawną?
Ja już w to nie wnikam. Wycofał się, to jest jego decyzja - dobrze, że tak się stało. Szkoda, że tak późno.
Dobrze dlatego, że to był błąd?
No z perspektywy czasu widzimy, że ta cała sprawa nie była jakby warta jego udziału w tej radzie nadzorczej.
Ale pytanie: czy to był błąd - wysyłanie Bartłomieja Misiewicza do rady nadzorczej PGZ?
Uważam, że nie była to zbyt szczęśliwa decyzja, biorąc pod uwagę to, że...
Ale dlaczego boi się pan słowa "błąd"?
Wie pan, rzeczywiście jest tak, że urzędnicy państwowi, którzy pracują w ministerstwach, powinni się zajmować tą pracą, a nie uczestniczyć jeszcze w iluś tam radach nadzorczych. Uważam, że taka sytuacja, gdzie desygnuje się urzędników państwowych do nie wiem, 3, 4 czy 5 rad nadzorczych po prostu jest błędem.
Kilka lat temu mówił pan tak jako polityk opozycji: widać, że za czasów PO żyje się lepiej znajomym parlamentarzystów PO i rodzinom działaczy PSL. Czy dzisiaj powie pan, że za rządów PiS żyje się lepiej znajomym parlamentarzystów PiS?
Wie pan, ja nikogo do rady nadzorczej jakby tutaj nie desygnowałem. Uważam, że nie jest to właściwa praktyka, że jakieś osoby zasiadają w 2, 3 czy 5 radach nadzorczych. Za te sprawy zawsze się, że tak powiem, płaci w sensie politycznym.
To rozumiem, ale jeśli pan wcześniej krytykował rząd Platformy i PSL-u za nepotyzm, kolesiostwo, to dzisiaj pan też nie powinien tego zrobić?
Nie, wie pan. Ja uważam, że do tych funkcji powinny być osoby desygnowane, które są przygotowane w sensie merytorycznym, fachowym.
I zaglądał pan na stronę misiewicze.pl?
I uważam, że błędem było nie wiem, desygnowanie ludzi do kilku lat nadzorczych. Natomiast to jest, że tak powiem, miękkie podbrzusze. Zawsze jakaś osoba kogoś zna, jest od kogoś czy przez kogoś jest polecana. Łatwo tutaj, że tak powiem o jakiś błąd. Z tego, co widzimy, pan Misiewicz wycofał się z tych funkcji. Myślę, że pewną cenę polityczną za to zapłacił. I tyle, idźmy do przodu.
Idźmy do przodu. Referendum w sprawie aborcji, panie pośle. To jest propozycja koła Europejscy Demokraci. Podoba się panu ten pomysł?
Koło Europejscy Demokraci, no z całym szacunkiem, ale jakieś wielkiej mocy sprawczej nie ma.
Zostawmy koło, zajmijmy się pomysłem.
Ja myślę, że tego typu sprawy są istotne i ważne.
Na tyle ważne, żeby o nich rozmawiać w referendum?
Uważam, że nie. To jest sprawa do rozstrzygnięcia przez parlament.
Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość w swoim programie przekonuje tak: trzeba pobudzić debatę publiczną i rozwijać instytucje demokracji bezpośredniej, takie jak referenda merytoryczne. No to co z tym referendum?
Dobrze, no wie pan, są dziesiątki spraw, które można poddać pod referendum. Akurat nie wiem, czy jest potrzeba, żebyśmy akurat tę sprawę poddawali pod referendum, bo...
Pewnie dla niektórych jest, skoro mówią o takim pomyśle.
Na pewno jest to temat ważny, istotny dla wielu ludzi, także dla mnie, ale nie uważam, żeby to była sprawa, którą należy poddać pod referendum.
Na razie mamy dwa obywatelskie projekty ustaw dotyczących aborcji - jeden zaostrzający, drugi łagodzący przepisy. Zagłosuje pan za wysłaniem obu tych projektów do prac w komisjach?
Tak, uważam, że projekty obywatelskie powinny być przepracowane w komisji. Uważam, że projekt obywatelski, pod którym podpisały się setki tysięcy Polaków, przewidujący większą ochronę życia powinien trafić właśnie w konsekwencji do Sejmu, do prac w komisji.
I tak zagłosują wszyscy posłowie PiS?
Nie wiem, jest mi trudno powiedzieć, nie ma w tej sprawie dyscypliny.
Ale wyobraża pan sobie, że posłowie PiS-u głosują przeciwko obywatelskiemu projektowi ustawy przyniesionemu przez obywateli z kilkuset tysiącami podpisów?
Zobaczymy, jakie będzie głosowanie - to jest sprawa dotycząca sumienia. Ja poparłbym ten projekt. Co zrobią inni koledzy? Nie wiem.
Oba projekty.
Poprę projekt, który zakłada większą ochronę życia.
I poprze pan taki zapis tego projektu: "Kto powoduje śmierć dziecka poczętego, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5"?
Tam jest także przepis, który wyłącza odpowiedzialność osób, które ratują życie kobiety, które jest zagrożone. Natomiast oczywiście...
Wyłącza odpowiedzialność matki, na przykład.
Wyłącza odpowiedzialność matki czy lekarza.
Ale sam ten zapis pan popiera?
Oczywiście, że tak. Panie redaktorze, ktoś, kto zabija człowieka, powinien podlegać karze pozbawienia wolności. Chyba pan się z tym zgadza.