Prof. Antoni Dudek uważa, że najważniejszym wydarzeniem politycznym na przestrzeni najbliższego roku będą wybory prezydenckie. Jego zdaniem, „Jarosław Kaczyński postanowił zainaugurować kampanię Andrzeja Dudy z dużym przytupem”. W tym kontekście odniósł się do wystawienia przez PiS kandydatów tego ugrupowania na sędziów Trybunału Konstytucyjnego: Krystyny Pawłowicz, Stanisława Piotrowicza oraz Elżbiety Chojny-Duch. „Andrzej Duda stanie przed dylematem konieczności ich zaprzysiężenia. To nie jest dla niego dobry początek kampanii o reelekcję” – podkreślał Antoni Dudek, gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Jego zdaniem, ze strony prezesa PiS jest to „pewna forma prowokacji”. „Jarosław Kaczyński nie chce mieć zbuntowanych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Postawił na osoby, które się nie zbuntują, ponieważ spaliły za sobą wszystkie możliwe mosty” – wyjaśnił nasz gość.
"Władysław Kosiniak-Kamysz powinien wystartować w wyborach prezydenckich, bez względu czy z poparciem Donalda Tuska czy bez niego. On ma szanse zrobić znacząco lepszy wynik, niż zrobił kiedykolwiek polityk PSL-u" - uważa prof. Antoni Dudek, gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Faworytem wyborów prezydenckich 2020 jest jednak - zdaniem politologa - obecny prezydent Andrzej Duda.
"Prawdziwymi prawyborami będzie I tura wyborów prezydenckich. Jedyne, co mogą zrobić kandydaci opozycyjni, to zawarcie paktu o nieagresji" - uważa nasz gość.
"W maju odbędzie się plebiscyt na temat tego, czy Polacy chcą dalej ustroju z naczelnikiem z Nowogrodzkiej, czy nie chcą" - mówił prof. Antoni Dudek w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Odniósł się w ten sposób do sytuacji przed wyborami prezydenckimi w naszym kraju.
Politolog i historyk z UKSW podkreślał, że według niego "Andrzej Duda jest faworytem" w prezydenckim wyścigu. Zastrzegł jednak, że wiele może się wydarzyć przez kolejne miesiące. Jednym ze scenariuszy, według Dudka, może być pojedynek Donalda Tuska lub Władysława Kosiniaka-Kamysza z urzędującą głową państwa. "I oni mówią tak: 'Słuchajcie. Macie do wyboru albo autentycznego lidera (...) (albo - red.) prezydenta, który świeci światłem odbitym z ulicy Nowogrodzkiej'" - przewidywał retorykę opozycyjnych liderów gość RMF FM.
Jak ocenił prof. Dudek, "jeżeli spojrzymy na bilans prezydentury Andrzeja Dudy, nie ma wątpliwości, że był to kolejny partyjny prezydent".
Marcin Zaborski: "Jarosław Kaczyński postanowił zainaugurować kampanię wyborczą Andrzeja Dudy z naprawdę dużym przytupem" - tak pan dzisiaj napisał.
Antoni Dudek: Rzeczywiście uważam, że w tej chwili najważniejsze co nas czeka w polskiej polityce na przestrzeni najbliższego niespełna roku - to są wybory prezydenckie i wszystko ma z tym związek.
Ten przytup, o którym pan pisze, to są trzy osoby ogłoszone dzisiaj: Elżbieta Chojna- Duch, Stanisław Piotrowicz i Krystyna Pawłowicz - kandydaci Prawa i Sprawiedliwości na nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Tak i ktoś zapyta, jaki to ma związek z wyborami prezydenckimi. Taki, że Andrzej Duda najprawdopodobniej stanie przed dylematem konieczności ich zaprzysiężenia. W Sejmie PiS ma większość. Sejm wybiera bezwzględną większością. Najpierw smutną minę będzie miał zapewne Jarosław Gowin, ale on już miał nieraz smutną minę, a później Andrzej Duda będzie musiał zaprzysiężyć tych sędziów. Myślę, że to nie jest dla niego dobry początek kampanii o reelekcję. On walczy o tego centrowego, umiarkowanego wyborcę, któremu się to nie spodoba. Powiedzmy sobie szczerze - ze strony Jarosława Kaczyńskiego jest to forma pewnej prowokacji. Można się zastanawiać, jakie motywy za nią stoją.
Jaki to jest komunikat, pana zdaniem, w tych konkretnych kandydaturach?
Myślę, że Jarosław Kaczyński po prostu zdaje sobie sprawę z olbrzymiego problemu i podziału, jaki istnieje w środowisku prawniczym, przy czym tam proporcje dla PiS-u są skrajnie niekorzystne. Prawdopodobnie, gdyby zgłosił jakichś prawników mniej kontrowersyjnych, to mogłoby się stać z nimi to, co się stało z sędzią Pszczółkowskim. Przypomnę: sędzia Pszczółkowski to jest ten sędzia Trybunału Konstytucyjnego, który został wybrany...
Tuż po wyborach 2015 roku.
Tak, jednym z tych wybranych większością PiS-owską, ale on się dość szybko zbuntował. Mówiąc krótko, zaczął prezentować poglądy bliskie sędziom dotychczas orzekającym w Trybunale. Prezes Kaczyński obawiał się, że jak weźmie jakiegoś profesora prawa o sympatiach umiarkowanie proPiS-owskich, to on może się też zbuntować. A Jarosław Kaczyński nie chce mieć zbuntowanych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Zatem postawił na takie osoby, które się na pewno nie zbuntują, ponieważ spaliły za sobą wszystkie możliwe mosty.
Ale ten scenariusz nie pasuje kompletnie do wizji, o której mówiło wielu i politologów, i publicystów, że do wyborów prezydenckich Prawo i Sprawiedliwość będzie szło łagodną ścieżką. To nie jest łagodna ścieżka.
Ja też do nich należałem i nie kryję, że jestem tym zaskoczony. Wydawało mi się właśnie, to jest dokładnie moja analiza. Sądziłem, że do maja prezes Kaczyński będzie unikał takich bardzo kontrowersyjnych posunięć. Problem w tym, że tych sędziów rzeczywiście trzeba było wybrać. Jak się zacząłem zastanawiać, to tak jak mówię, gdyby wybrał jakieś postacie, które nie spaliły za sobą wszystkich mostów, tak jak zwłaszcza pani ex-poseł Pawłowicz i pan Piotrowicz, to oni mogliby się zacząć zachowywać niezgodnie z oczekiwaniami prezesa Kaczyńskiego. A teraz ma gwarancję, bo to są osoby, które niewątpliwie będą się zachowywały tak, jak prezes Kaczyński oczekuje. Czyli mówiąc jasno: będą podzielały i podzielają jego opinię, że cały porządek prawny w Polsce trzeba wywrócić do góry nogami.
Panie profesorze, czy elektorat negatywny przekonał Donalda Tuska, żeby nie startował jednak w wyborach prezydenckich?
Tego się dowiemy drugiego grudnia, ale jeżeli potwierdzą się informacje o tych badaniach, które - tu są różne wersje - miał sam Tusk zlecić, albo ktoś inny, ale mu je pokazano. Wynika z nich, co mnie mówiąc szczerze, nie zaskoczyło, że Donald Tusk poza tym, że jest bardzo popularny, ma też ogromny elektorat negatywny, który jest spuścizną jego rządów siedmioletnich w Polsce. W związku z tym trzeba pamiętać, że w II turze kluczowa jest kwestia nie tylko elektoratu pozytywnego, czyli kto na mnie zagłosuje, ale wielkość elektoratu negatywnego. Każdy polityk, który ma odpowiednio duży elektorat negatywny, w II turze znajdzie się w katastrofalnej sytuacji. To jest casus Tuska z 2005 roku. Przypomnę: w 2005 roku Donald Tusk wygrał w I turze z Lechem Kaczyńskim. Później się okazało, że ma większy elektorat negatywny od Lecha Kaczyńskiego. Wyborcy Leppera i jeszcze paru innych poparli jednak Lecha Kaczyńskiego a nie Donalda Tuska.
2 grudnia, o którym pan mówi, to jest to data zapowiedziana przez samego Donalda Tuska, jeśli chodzi o jego decyzję. Ale już nawet w Koalicji Obywatelskiej nie wszyscy chcą czekać, niektórzy się niecierpliwią. Np. Barbara Nowacka w Polsat News mówi tak: "Uważam, że powinien przeciąć już tę zabawę w podgrzewanie atmosfery, bo wiemy, jak to się kończy".
Pani Nowacka ma prawo swoje zdanie wygłaszać. Natomiast Donald Tusk pełni funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej, właśnie do tego magicznego 2 grudnia i stąd ta data. Zachowuje się z tego punktu widzenia racjonalnie. Decyzję odnośnie swojej przyszłości podejmie po zakończeniu dotychczasowej misji, być może tą decyzję już podjął.
Pytanie, czy opozycja ma jeszcze czas na to, żeby na przykład zorganizować prawybory?
Próby wprowadzenia w przeszłości prawyborów w polskiej polityce się fatalnie kończyły. Najsłynniejszy był Konwent św. Katarzyny, nikt już o nim prawie nie pamięta. W 1995 roku wyłaniano tak wspólnego kandydata prawicy na prezydenta. To się skończyło katastrofą. Nie, prawdziwymi prawyborami będzie I tura wyborów prezydenckich. Jedyne co mogą kandydaci opozycyjni zrobić, to coś w rodzaju "paktu o nieagresji" i z deklaracją, że ten który, czy która z nich się dostanie - będzie poparty przez pozostałych. I to jest maksimum.
Nie wierzy pan w taki scenariusz, że w tych wyborach startuje na przykład Władysław Kosiniak-Kamysz jako kandydat opozycji z namaszczeniem Donalda Tuska?
Tak, tylko pytanie, czy to będzie też akceptowane przez Platformę Obywatelską - wątpię w to. Być może Donald Tusk rzeczywiście wskaże Kosiniaka-Kamysza, ale uważam, że bez wsparcia Tuska czy ze wsparciem Tuska - Kosiniak-Kamysz powinien wystartować. Z prostego powodu: on ma szansę zrobić znacząco lepszy wynik, niż zrobił kiedykolwiek polityk PSL-u. A przypomnę, najlepszy wynik polityka PSL-u to zamierzchły rok '90, pierwsze powszechne wybory prezydenckie - Roman Bartoszcze - 7 proc. Później już było tylko gorzej. Więc Kosiniak-Kamysz na pewno zrobi lepszy wynik od Bartoszcze, umocni swoją pozycję w partii, więc on powinien wystartować.
Przed wyborami parlamentarnymi przewidywał pan, że Małgorzata Kidawa-Błońska jest nie tyle kandydatką na premiera, co być może na prezydenta. To się prawdopodobnie teraz realizuje. Ale z Konfederacją poszło już panu gorzej - jeśli chodzi o przewidywania...
Tak.
...bo w tym studiu powiedział pan tak: "Twierdzę, że frekwencja w tych wyborach będzie bardzo wysoka, być może nawet osiągnie 60 proc. A to oznacza, że dla takich bytów jak Konfederacja powyżej progu nie ma miejsca".
Tak, pomyliłem się. Już powiem, dlaczego. Nie wziąłem pod uwagę jednego mechanizmu, który występował we wszystkich poprzednich elekcjach i wystąpił też w tej. Mianowicie jest pewna grupa wyborców, którzy zawsze potrzebują partii protestu. Mnie się wydawało, że to właśnie skonsumował PiS - te wszystkie partie protestu. Nie. Jednak ciągle jest zapotrzebowanie na partię protestu, ale proszę zwrócić uwagę - dawniej partiami protestu były Samoobrona, Ruch Palikota, Ruch Kukiza. One mimo wszystko dostawały lepsze wyniki niż dostała Konfederacja. Ale rzeczywiście, udało jej się przekroczyć próg, przyznaję. Nie ma to większego znaczenia z punktu widzenia architektury Sejmu. Tych kilkunastu posłów Konfederacji nic tam nie będzie znaczyło.
Politycy Konfederacji mówią, że ten wynik mają dzięki mediom publicznym, które ich zdaniem ich ignorowały i to przyniosło im sukces
Nie, przepraszam. Ja oglądam bardzo uważnie media publiczne, one ich wcale nie ignorowały. Skala ataku na Konfederację była naprawdę duża, zwłaszcza ze strony TVP. Także ignorowani oni nie byli na pewno, głównie zarzucano im prorosyjskość i różne inne brzydkie rzeczy.
Opozycja dużo obiecuje sobie teraz po Senacie. Słusznie?
Oczywiście, jeśli uda się opozycji wybrać swojego marszałka Senatu i on się będzie zachowywał sensownie, to przez kilka miesięcy - do maja - Senat może być istotnym elementem sceny politycznej. Natomiast później wszystko będzie zależało od wyniku wyborów prezydenckich. Jeżeli Andrzej Duda swój mandat przedłuży, to podejrzewam, że znaczenie Senatu dramatycznie spadnie i spodziewam się tam transferów, na które PiS już miał teraz ochotę. Teraz chyba tych transferów na stronę PiS-owską nie będzie, ale jeśli wybory prezydenckie pójdą po myśli PiS i Andrzej Duda przedłuży swój mandat, to myślę, że PiS uda się po maju paru senatorów jednak przeciągnąć na swoją stronę.