"Nikomu nie odradzę bycia aktorem, to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka mi się w życiu przydarzyła. To fantastyczna przygoda, to życie przeżywane wielokrotnie" - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM - w Międzynarodowym Dniu Teatru - aktor Mariusz Czajka. "Wielkim artystą rzadko się bywa. Artystą trzeba się urodzić, tego nie można się nauczyć" - stwierdza w rozmowie z Marcinem Zaborskim. "Jestem aktorem ze skierowania. Gdy miałem 14 lat poszedłem z mamą do pani psycholog, która przez 4 godziny badała mnie wnikliwie. Później wzięła moją mamę na stronę i powiedziała: Jest takie ognisko teatralne przy Teatrze Ochoty u Państwa Machulskich, pani syn musi tam zdać egzamin i się dostać. To jest jego miejsce" - opowiada Czajka.
Nie czekam na telefon z Hollywood - mówi Mariusz Czajka. Jak byliśmy na Broadwayu z musicalem "Metro", byłem u wielkiej reżyserki castingu. Gdy pokazałem jej swoje zdjęcia, powiedziała, że jestem facetem o tysiącu twarzach. Z tym tysiącem twarzy wróciłem do Polski i zostałem - opowiada gość Marcina Zaborskiego. Pytany, czy aktorstwo to praca zespołowa, odpowiada: Aktorstwo to sprawa indywidualna. Natomiast zespoły, które się tworzą, to jest potęga, wiadomo, że w pięści jest siła. Przyznaje również: Bohema i te klimaty - zanikły. Zanikły tradycyjne klimaty, spotkania po przedstawieniu. (...) Kiedyś bawiło się, szalało, życie nocne było przepiękne.
Wszystko idzie w złym kierunku, a nasza kultura się stacza - mówił Czajka w internetowej części Popołudniowej rozmowy o dzisiejszej kondycji kultury i sztuki. Nasz gość kłopoty te widzi między innymi w coraz szybszym i bardziej zaawansowanym rozwoju technologii. Telefony komórkowe i elektronizacja zabijają prawdziwą sztukę. Prawdziwa sztuka jest w zaniku, bo jest niekomercyjna i się nie opłaca. (...) Prawdziwa sztuka się nie sprzedaje - uważa gość Marcina Zaborskiego.
Marcin Zaborski, RMF FM: Skoro mamy Międzynarodowy Dzień Teatru, to w studiu aktor - Mariusz Czajka. Dzień dobry.
Mariusz Czajka: Witam, witam. "Aktor, aktor, kup se traktor" - jak to mówią.
Jest już dobrze, a będzie pewnie lepiej. Przychodzi do pana młody, zdolny, obiecujący człowiek z głową pełną marzeń i mówi: "Chcę być aktorem". I pan na to...
Powodzenia.
"Świetnie, zapraszam" czy jednak raczej "Uciekaj, nie pakuj się w to"?
Nie, nikomu tego nie odradzę. To jest jedna z najpiękniejszych przygód, jaka mi się przytrafiła w życiu. Bycie aktorem to jest fantastyczna przygoda. To jest życie przeżywane wielokrotnie. To jest rzecz, której nikomu nie jestem w stanie nawet odmówić. Jeżeli ma ochotę - niech walczy.
Tylko, że pewnie chce walczyć o marzenia. Chce być wielkim artystą. Jan Machulski powiedział, że artystą się bywa, aktorem się jest - to może sprowadzić na ziemię.
Tak, może sprowadzić na ziemię. Jeszcze powiedziałbym, że wielkim artystą się rzadko bywa, bo bycie artystą... trzeba się po prostu nim urodzić. Tego się nie można nauczyć, nie można tego gdzieś, w jakiejś prywatnej szkole zdobyć.
Pan się urodził artystą?
Ja jestem ze skierowania.
Ze skierowania?
Aktorem ze skierowania. To jest śmieszna historia. Jak miałem lat bodajże 14-15, była taka sytuacja, że wtedy, w komunie, robiło się coś takiego, że było: co dalej ośmioklasisto? Takie było pytanie zasadnicze... Z tym pytaniem się szło do psychologa.
Badali pana, prześwietlali? Tabelka pokazała: to ma być aktor?
Poszedłem z mamą, która była nauczycielką, do pani psycholog, starszej pani, która mnie przez 4 godziny badała wnikliwie. Rysowałem jakieś... Coś tam wypełniałem, jakieś wzorki. Ta pani po 4 godzinach wzięła moją mamę na stronę i mówi: "Proszę pani, jest takie ognisko teatralne przy Teatrze Ochoty u Państwa Machulskich. Pani syn tam musi zdać egzamin i się dostać. To jest jego miejsce".
Nie ma żadnej nadziei dla niego gdzie indziej.
Dokładnie tak! Ja na początku chciałem być architektem, ale się okazało, że jest taka mała rzecz: architekt musi bardzo dobrze umieć matematykę. Tutaj moje drogi się rozjechały... Masakra po prostu.
Rozstrzał duży - architektura i aktorstwo. Czyli to nie było tak, że był jakiś zachwyt, był pan w teatrze, zobaczył pan drabinę, która jest schodami do nieba, jak w wierszu Kulmowej, tylko...
Nie, byłem skierowany do Teatru Ochoty. Poszedłem, zdałem egzamin. Poszedłem do tego ogniska i od razu dostałem się na scenę. Pan Machulski robił przedstawienie "Sen nocy letniej". I tam dostałem rolę Demetriusza, co było w ogóle wbrew mojej... bo bliższa była mi rola prostaczków. Ten Demetriusz, kochanek romantyczny, biegał po lesie i mówił do Heleny "kocham Cię". No i tak się stało. I pierwszy raz wyszedłem na scenę, jak miałem 15 lat.
Skoro bliższe są panu role prostaczków, czy były role prostaczków, to proste pytania pewnie nie sprawiają panu dużej trudności. A na proste pytania czasem trudno znaleźć dobrą odpowiedź. Kiedy dzieci zaczęły pana pytać: Tato, tato - kim ty jesteś, kiedy idziesz do pracy? Jak im pan to tłumaczył?
Ja mam dwie córki. One właściwie nigdy mnie nie pytały, bo przyglądały się temu wszystkiemu. Ja niestety mam dwie córki z dwóch różnych związków i nie było takiej możliwości, żebyśmy mieszkali razem za długo. Natomiast druga córka mieszkała ze mną 10 lat i ta druga córka miała taką przygodę ze mną. Ja kiedyś animowałem w Polsacie takiego Hugo. To była zabawa integracyjna, że dzieci dzwoniły do telewizji, grały w grę i ten Hugo tam prowadził przez różne gry... Natomiast oprócz tego ja jeszcze występowałem na estradzie i przebierałem się za Hugo. Zakładałem maskę, taką głowę, takie ubranko miałem. Pewnego razu szedłem z tą głową ubraną na sobie i córeczka szła, taka malutka. Zobaczyła mnie, ja zdjąłem tę głowę, a ona tak: "Mamo, mamo, to Hugo zjadło tatę!" (śmiech). Myślałem, że się posikam ze śmiechu. One bardzo przejmowały się tym i brały dosłownie, 100 do 1 i to było coś przepięknego.
Wiadomo, że każdy aktor czeka na telefon z Hollywood. Pan wciąż czeka?
Z Hollywood nie czekam na telefon. Nawet żeby było śmieszniej, jak byliśmy na Broadwayu z musicalem "Metro", byłem u takiej wielkiej casting director Joy Todd, która tam miała Nicholsona u siebie itd. Jak pokazałem jej swoje zdjęcia, ona powiedziała: "O, you are man of thousand faces", czyli jestem facetem o tysiącu twarzy. Z tym tysiącem twarzy wróciłem do Polski i tak zostałem (śmiech).
Mamy pewne kontakty, tu w RMF FM, więc kto wie? Może jeszcze zadzwonią z Hollywood do mężczyzny o tysiącu twarzy. Więc żeby pan był dobrze przygotowany, zróbmy bardzo proszę małą próbę. Mamy taki tekst, krótki, z podziałem na role, nieskomplikowany.
Założę okulary, bo już marnie widzę.
Jesteśmy w radiu. W radiu jest ważna prognoza pogody. To gdyby pan zechciał pokazać Hollywood i naszym słuchaczom, co pan tak naprawdę potrafi. Podobno jest pan aktorem, ale kto to widział? Kto to słyszał?
Spróbuję. Kto to może wiedzieć? (śmiech) Najpierw jest nauczyciel... To mam zagrać, tak?
Bardzo proszę, próbujmy!
No to będę próbował. "Nad Europą dominować będzie rozległy wyż z centrum nad kanałem La Manche. Polska znajdzie się pod wpływem wspomnianego wyżu. Z zachodu zacznie napływać powietrze polarnomorskie".
Nauczyciel Mariusz Czajka.
Teraz ksiądz, no dobra, niech wam będzie. "Ciśnienie w Warszawie w południe wyniesie 1017 hektopaskali i będzie rosło. Zachmurzenie duże z większymi przejaśnieniami na północy Polski. Miejscami opady deszczu lub mżawki. Na Podhalu i północnym wschodzie początkowo opady deszczu ze śniegiem, wysoko w górach śniegu".
Siostra Izobara z porannej audycji ma konkurencję.
Siostra z miłą sierścią, jak mówią.
Jest jeszcze generał.
Generał. "Temperatura maksymalna od 7 st. na Suwalszczyźnie i w kotlinach sudeckich, około 10 st. w centrum, do 12 st. na Pomorzu Wschodnim i wybrzeżu; chłodniej na Podhalu około 5 st. Wiatr słaby i umiarkowany, z kierunków zachodnich i północnych".
Tak jest!
Tak jest.
Generał Mariusz Czajka. Panie Mariuszu, aktorstwo dzisiaj to wciąż jest praca zespołowa? Nie tylko na scenie, ale także w życiu?
Aktorstwo to jest praca indywidualna, natomiast zespoły, które się tworzą to jest potęga, bo jak wiadomo, w pięści jest siła.
Słucham starszych aktorów, którzy często się skarżą, że nie ma w teatrze tego, co było wcześniej. To znaczy, że po spektaklu ludzie zostawali, rozmawiali, dyskutowali, żyli razem.
Bohema i te klimaty zanikły. Zanikł ZAiKS, zanikły te wszystkie tradycyjne klimaty, spotkania po przedstawieniu. Właściwie po dwóch przedstawieniach w moim przypadku, jak gram dwa, albo i trzy przedstawienia, jestem tak potwornie zmęczony, że marzę o tym, żeby pójść do łózia, przytulić kota i pójść spać. A kiedyś dokładnie, chodziło się na Trębacką, do Ścieku, bawiło się, szalało i to życie nocne było przepiękne. Coś cudownego. Właśnie była bohema, aktorzy pojawiali się w różnych miejscach, rozmawiało się o sztuce. Niestety, to wszystko jest w tej chwili w zaniku.