"Jak Polska wchodziła do UE, to wchodziła do niej nie dlatego, że chciała pieniędzy. (…) Polska dlatego wchodziła do UE, że Unia była gwarantem bezpieczeństwa i ostatecznie decydowała o zerwaniu wpływów rosyjskich. W momencie, w którym obecny polski rząd burzy - prowadząc do tego, że równowaga demokratyczna zaczyna się chwiać, to dla mnie nie ma innej możliwości" - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Julia Pitera komentując swoje głosowanie w PE za rezolucją ws. praworządności w Polsce. "To było wyłącznie zalecenie i pan przewodniczący wiedział o tym i powiedział, że w związku z tym możemy sami zadecydować o swoich głosowaniach" - tak Pitera mówi o wstrzymaniu się od głosowania posłów PO ws. rezolucji. Dopytywana, czy Grzegorz Schetyna wiedział, że kilku europosłów wyłamie się z tego zalecenia, odpowiada: "Oczywiście, że był poinformowany, że wiedział. Przecież myśmy o tym od dwóch tygodni rozmawiali". "Dla mnie priorytetem - osoby urodzonej w PRL-u - podstawową wartością UE jest bezpieczeństwo. Nie fetyszyzowałabym pieniędzy" - podkreśla posłanka komentując słowa Grzegorza Schetyny, że nie można się zgodzić, by "destrukcyjne działania PiS pozbawiły Polskę i Polaków funduszy europejskich na wiele lat" i „dlatego my (posłowie PO – przyp. red.) nie głosujemy (za rezolucją ws. Polski – przyp. red.)".
Marcin Zaborski, RMF FM: Wciąż jest pani w grupie Platformy Obywatelskiej w Parlamencie Europejskim?
Julia Pitera: Tak, oczywiście.
Pytam, bo według szefa tej grupy - Janusza Lewandowskiego - umówiliście się wszyscy, że nie głosujecie za rezolucją w sprawie praworządności w Polsce. A pani, jako jedna z kilku, zagłosowała za tą rezolucją.
Panie redaktorze, jak Polska wchodziła do Unii Europejskiej, to wchodziła do niej nie dlatego, że chciała pieniędzy. Pieniądze są rzeczą ważną, ale wie pan, to jak człowiek: jak długo jest zdrowy i ma chęci, to sobie zarobi. Polska dlatego wchodziła do Unii Europejskiej, że UE była gwarantem bezpieczeństwa i ostatecznie decydowała o zerwaniu wpływów rosyjskich. W momencie, w którym obecny polski rząd burzy, prowadząc do tego, że cała równowaga demokratyczna zaczyna się chwiać, to dla mnie, panie redaktorze, nie ma innej możliwości.
Ale zarząd Platformy tego nie wie, kiedy ustala, że nie powinniście głosować za tą rezolucją, a Grzegorz Schetyna tłumaczy, że to głosowanie - czy raczej "nie-głosowanie" - właśnie jest zgodne z polską racją stanu?
Panie redaktorze, po pierwsze: to było wyłącznie zalecenie i pan przewodniczący wiedział o tym i powiedział, że w związku z tym możemy sami zadecydować o swoich głosowaniach.
On wiedział, że wyłamiecie się z tego postanowienia?
Tak, oczywiście, że był poinformowany.
I Janusz Lewandowski też to wiedział?
Panie redaktorze, oczywiście, że wiedział. Przecież myśmy o tym od dwóch tygodni rozmawiali, używając...
Janusz Lewandowski mówi tak: "Przed czwartkowym głosowaniem europosłowie zdecydowali, że nie będą głosować nad rezolucją. W porozumieniu z szefostwem frakcji oraz zgodnie z rekomendacjami zarządu PO, postanowiliśmy przenieść na grunt parlamentu zasady panujące w radzie, gdzie w jednym z najważniejszych głosowań kraj, który jest objęty procedurą, nie głosuje".
Mieliśmy zebranie 11:10, głosowanie się miało zacząć 11:20 i wszyscy, którzy głosowaliśmy za rezolucją powiedzieliśmy, że będziemy głosować za rezolucją. Zrobiliśmy to przy świadkach.
A Grzegorz Schetyna na Twitterze pisał tak: "Nie możemy się zgodzić, by destrukcyjne działania państwa PiS pozbawiły Polskę i Polaków unijnych funduszy na wiele długich lat. Dlatego nie głosujemy".
Dobrze, więc po kolei. Ja powtórzę jeszcze raz: Unia Europejska to gwarant bezpieczeństwa i to jest fundament. Można mieć, panie redaktorze, bardzo dużo pieniędzy i być ciężko chorym, i naprawdę te pieniądze nie będą miały żadnego związku ze stanem zdrowia organizmu. W związku z tym dla mnie priorytetem jest - jako osoby urodzonej w PRL-u, wychowanej w PRL-u - bezpieczeństwo Polski, nad którą permanentnie wisi groźba wpływów Rosji. Podstawową wartością Unii Europejskiej jest bezpieczeństwo, dlatego nie fetyszyzowałabym pieniędzy i radziłabym wszystkim przypomnieć jednak, że bezpieczeństwo jest sprawą podstawową...
Czyli Schetyna fetyszyzuje unijne fundusze w tej sprawie?
Panie redaktorze, na inne wartości kładziemy nacisk. Po prostu.
Czy po poprzednim głosowaniu, kiedy była ta pierwsza rezolucja i pani też głosowała "za", Grzegorz Schetyna z panią o tym głosowaniu rozmawiał?
Wszyscy żeśmy rozmawiali. Przecież były...
I spadł pani włos z głowy?
Panie redaktorze, nie spadł, dlatego że nasze argumenty są naprawdę na tyle poważnymi argumentami, że trudno z nimi dyskutować.
A argumenty Schetyny są niepoważne, rozumiem?
Nie, nie o to chodzi...
On mówi tak: "Oczekuję wspólnych zachowań, takiego myślenia wspólnotowego. To partia polityczna i wspólna odpowiedzialność".
Panie redaktorze, powiedzmy sobie szczerze: ta rezolucja, czy się za nią głosowało czy nie, w sensie faktycznym ona już nie ma specjalnego wpływu, bo jest realizowany od grudnia art. 7. Traktatu UE. I wszyscy o tym doskonale wiedzą. Ta rezolucja była wyłącznie poparciem dla działań Komisji, żeby prowadziła działania w stosunku do polskiego rządu, aby wycofał się z działań destrukcyjnych wobec swojego państwa. Tylko o to chodzi.
I Grzegorz Schetyna o tym nie wiedział, kiedy mówił, że "trzeba być jednorodnym, jednolitym w swoich zachowaniach i że przy takim głosowaniu nie można dawać się ponosić emocjom"?
Jednorodność nie jest wartością samą w sobie. Cel jest wartością i dlatego jeżeli motywy się tak dalece różnią, to jedność przestaje mieć znaczenie. Tak jak powiedziałam: Polska, jeżeli będzie krajem praworządnym, będzie krajem bezpiecznym, a to jest najważniejsze.
Szef Platformy mówi: "Nie zrobiliście dobrze, bo była wypracowana jakaś wspólna decyzja". Szef frakcji w parlamencie, Janusz Lewandowski mówi, że art. 7. ma "skutki brzemienne dla całej Polski, nie tylko dla rządu".
Artykuł 7. jest wykonywany przez Komisję Europejską od 22 grudnia 2017 roku. Ta rezolucja już niczego ani nie pospieszy, ani nie zatrzyma...
To po co pani głosowała za tą rezolucją, skoro taka nieskuteczna?
Dlatego, że dawałam wyraz swojej akceptacji dla działań Komisji. Jeżeli przy rozmontowaniu Trybunału Konstytucyjnego, przy rozmontowaniu Sądu Najwyższego, Polska nie ma żadnej instytucji, która patrzy na ręce władzy ustawodawczej i wykonawczej, to jedną i jedyną taką instytucją to jest w tej chwili Unia Europejska i Trybunał Sprawiedliwości.
A propos władzy wykonawczej, wróciła pani z Brukseli, a tu w Warszawie dzisiaj dyskusja o wydatkach z kart służbowych. To temat, który pani już przerabiała w swoim życiu przed laty. W Ministerstwie Obrony Narodowej 9,5 mln zł rocznie - to jest dla pani coś zaskakującego, jeśli chodzi o wydatki z kart służbowych?
Panie redaktorze, osiemset ileś kart. To jest po prostu niebywałe. Ale chciałam panu powiedzieć, że po pierwszym rządzie PiS-u odziedziczyliśmy mnóstwo kart kredytowych również, i płatniczych, które były wzięte z banku na podstawie bardzo złych umów, bardzo niekorzystnych dla budżetu państwa. Ja tylko chciałam przypomnieć, że na początku pierwszej kadencji PO, chyba 2010 rok, w ustawie o finansach publicznych, jest obowiązujący przepis, który reguluje zasady wykorzystania kart służbowych. Chciałam przypomnieć...
W 2015 roku, mówi dzisiaj MON, wydatki z kart służbowych, płatniczych i kredytowych były nawet odrobinę wyższe niż przez ostatnie 2 lata. Tu się nic według MON-u nie zmieniło.
To już proszę pytać ministra obrony narodowej. Ja odeszłam z rządu w 2011 roku. W związku z tym za to nie odpowiadam...
... To może zanim zacznie się mówić, że tu jest jakiś wielki skandal, to warto byłoby sprawdzić, czy te wydatki się, tak naprawdę, nie zmieniały przez ostatnie lata.
Panie redaktorze, dla mnie jest wielki skandal. W czasach, kiedy ja byłam w rządzie, co 3 miesiące były publikowane wszystkie wydatki. Była informowana opinia publiczna za pośrednictwem dziennikarzy, którzy ministrowie musieli zwracać pieniądze, i które wydatki były niecelowe. Dziennikarze dzwonili, dostawali całe zestawy. Zestawy były publikowane na stronach internetowych, wydatki były groszowe...
... No właśnie, to pani proponowała, żeby te wydatki były jawne...
Dlaczego później tego nie było? Nie wiem.
No właśnie, pytanie: dlaczego nie mamy takich przepisów, które każą to robić i nie można byłoby tego ukrywać?
Ależ panie redaktorze, bo są przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej. I teoretycznie w sytuacji, w której dziennikarz zwraca się... Tylko myśmy nie czekali na pytania od dziennikarzy, myśmy nadzorowali działanie rządu w tym zakresie, i dlatego żeśmy publikowali. Natomiast...
Ale dlaczego nie zrobić przepisów, które każą to robić i po prostu taki rejestr wydatków byłby na co dzień dostępny dla każdego, kto chce zajrzeć i sprawdzić, na co ministrowie wydają pieniądze.
Każdy pomysł o jawności, który był, spotykał się z taką totalną krytyką. Wie pan, ja zawsze mówię, że gdyby moja ustawa o konflikcie interesów, była przyjęta, nie byłoby dzisiaj wariactwa ministra koordynatora służb specjalnych z idiotyczną nową ustawą antykorupcyjną.
Pani poseł, jak się pani czuje z tym, że zarabia pani więcej niż ten czy inny minister w rządzie w Polsce.
Wie pan, powiedziałabym tak: mogę paru posłów i senatorów pokazać, którzy mają na kontach, i to nawet powiem panu z PiS-u, tyle, że mogliby kupić cały rząd RP razem do kupy. Ja tylu pieniędzy nie mam.
Ja nie jestem psychiatrą, nie będę prowadziła psychoanalizy. PiS jest przekonany, że robi dobrze, PiS jest przekonany, że robi najlepiej, PiS jest przekonany, że troszczy się o Polskę i Polaków - tak na propozycję Marcina Zaborskiego dotyczącą tego, aby opozycja usiadła do stołu z partią rządzącą i zaczęła rozmawiać odpowiedziała w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Julia Pitera. Europosłanka PO dodała, że partie to dwa różne światy. To oni powinni się do opozycji zwracać z większym szacunkiem i ewentualnie próbować nawiązać kontakty, a nie opozycja błagać partię rządzącą, żeby zechcieli z nami porozmawiać - wyjaśnił gość RMF FM.
Na pytanie o to, czy nadszedł czas na dyskusję o podniesieniu pensji ministrów i wiceministrów, Pitera odpowiedziała: Czas na dyskusję o zasadach wynagradzania za pracę. Problem z ministrami i wiceministrami jest taki, że pensje sekretarzy stanu są powiązane z pensjami poselskimi. (...) W momencie, w którym podniesiemy pensje sekretarzom stanu, musimy podnieść posłom, bo to jest ustawowo powiązane.
Zdaniem europosłanki, konieczna jest zmiana zasad płacenia wszystkim ludziom, bo "problem w Polsce polega na tym, że pensje są wieloskładnikowe". Na pytanie, dlaczego Platforma Obywatelska nie podniosła pensji pracownikom resortów, wyjaśniła: Bo się wszyscy boją, że na pierwszej stronie jakiegoś brukowca ukaże się artykuł, gdzie na okładce jest starszy pan, który za odpowiednie honorarium, powiem, że to jest takie straszne, bo oni wydali gdzieś tam tyle, co ja zarabiam w cały rok". Platforma bała się takiej odpowiedzi? - pytał Zaborski.
Wszyscy politycy się boją - stwierdziła Pitera. W Popołudniowej rozmowie europosłanka PO pytana była także o to, jak głosowała ws. Zdzisława Krasnodębskiego, który został wiceprzewodniczącym PE. To było tajne głosowanie, ja nie powiem (jak głosowałam - przyp. red.). Jedno mogę stwierdzić: wynik pana Krasnodębskiego był skandalicznie niski: 270 głosów na 750 posłów, to jest naprawdę wynik dramatycznie niski. Jego konkurent dostał niewiele mniej, więc to jest dla pana Krasnodębskiego wstyd.