„Na pewno Pokojowa Nagroda Nobla dla prezydenta Kolumbii jest zasłużona, to co osiągnął jest ważne dla światowego pokoju i jego kraju” - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prezes PAH Janina Ochojska. Przyznaje jednak, że jest zawiedziona: "Oczekiwałam, że Nobla dostaną greccy wyspiarze czy Białe Hełmy z Syrii". Odnosząc się do badań, z których wynika, że w Polsce wzrósł odsetek tych, którzy nie chcą przyjmować uchodźców, odpowiada: "Nie wiem jak te badania są robione, nie chcę wyników negować, natomiast w moim otoczeniu spotykam ludzi, którzy chcą przyjmować uchodźców i mówią o obowiązku chrześcijanina i człowieka wobec człowieka". Na pytanie, czy Polacy chcą pomagać Syryjczykom, odpowiada: "Chcemy, ale jak na potrzeby Syryjczyków to jest za mało. Na pewno chętniej wspierane są takie działania jak np. po trzęsieniu ziemi w Nepalu czy budowa studni w Sudanie Południowym. (...) O wiele łatwiej jest zebrać pieniądze na pomoc humanitarną na terenach najbiedniejszych albo tam, gdzie mamy do czynienia z katastrofami. Trudniej jest na wojnie".
Marcin Zaborski, RMF FM: Pokojowy Nobel dla prezydenta Kolumbii. Zasłużona nagroda?
Janina Ochojska: Na pewno zasłużona, bo to, do czego dążył i co osiągnął jest ważne dla światowego pokoju, a także dla samej Kolumbii. Wszystkich nas te informacje o walkach wewnętrznych, o wojnie domowej, o prześladowaniach, zbrodniach, o produkcji i przemycie narkotyków nas przerażały. Wydawało się, że to jest coś, co się nigdy nie skończy, więc jest to na pewno...
Ci, którzy mają wątpliwości, podają taki argument, że to porozumienie, które prezydent Kolumbii wynegocjował i podpisał z przywódcą lewicowych rebeliantów zostało odrzucone przez Kolumbijczyków w niedawnym referendum.
No tak, ale to nie znaczy, że nie będzie dalszych wysiłków i że jakiś krok w kierunku pokoju nie został zrobiony. Natomiast ja oczywiście jestem zawiedziona. Oczekiwałam, że albo mieszkańcy wysp greckich, albo Białe Hełmy z Syrii dostaną tę nagrodę. Jakoś mnie osobiście wydaje się, że politykom nagrody Nobla nie są potrzebne, a na ich osiągnięcia, tak naprawdę ich pracy trzeba jeszcze też trochę poczekać. I to nie pierwszy przypadek, kiedy polityk dostaje tę nagrodę. Czasami nie wiadomo, za co - tak jak było z prezydentem Obamą. Teraz prezydent Kolumbii - wiadomo za co, ale nie wiemy jeszcze, czy ten pokój trwały zostanie osiągnięty i czy ludzie, którzy są winni tej przemocy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.
Wśród kandydatów do pokojowego Nobla rzeczywiście byli greccy wyspiarze, którzy pomagali uchodźcom próbującym się dostać do Europy. Rozmawialiśmy przed rokiem o uchodźcach właśnie - mówiła pani wtedy, że w tej trudnej sprawie uchodźców stara się być optymistką. Zastanawiam się, czy wciąż ma pani to optymistyczne nastawienie.
Wie pan, tak, dlatego że zdaję sobie sprawę z tego, że te informacje, które do nas docierają, czy to o stosunku Polaków do uchodźców, czy to o stosunku Europejczyków do uchodźców, to są informacje wybrane. Proszę wybaczyć, ale media jednak nie mówią... Dla nich tematem nie jest to, że ktoś przyjął pod swój dach, opiekuje się, że ktoś wie, na czym polega jego obowiązek. Tylko raczej mówi się o tych przypadkach drastycznych, prawda.
Ale faktem jest, że w ostatnim roku z 40 do 52 procent wzrósł odsetek tych, którzy nie chcą w Polsce uchodźców z krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi - to są badania CBOS-u.
Wie pan, to jest trudny problem. Nie wiem, jak te badania są robione, nie chcę zresztą w żaden sposób negować tego wyniku, nie znam się na tym, natomiast w moim otoczeniu, teraz niedawno miałam takie spotkanie u Dominikanów, w moim otoczeniu spotykam ludzi, którzy są gotowi przyjmować uchodźców. Mówią o nich pozytywnie, mówią też o obowiązku chrześcijanina, ale tez o obowiązku człowieka wobec człowieka i o tym, że stać nas tak naprawdę na przyjęcie nawet sporem liczby uchodźców. Oczywiście Europa...
A z drugiej strony są ci, którzy mówią, że mają obawy, no i pokazują np. na to, co działo się w Niemczech w noc sylwestrową. To nie były pojedyncze przypadki, tak powiedzą. Jak pani mówi?
Takich przypadków negatywnych można pokazać bardzo wiele. Myślę, że Niemcy i Francja... My na pewno nie możemy do sytuacji tych krajów się porównywać, jeśli chodzi o kwestię uchodźców. Uchodźcy, czy najpierw tzw. gastarbeiterzy przyjeżdżali w latach 60-70, żeby pracować dla bogatych Niemców, wykonywać pracę, której Niemcy nie chcieli wykonywać i nawet sama nazwa gastarbeiterzy oznaczała, że to byli goście. Nie było wtedy programów integracyjnych. Podobnie było we Francji, chociaż jakby powód przybycia do Francji mieszkańców Algierii miał inne podłoże. Tak samo brak tych programów integracyjnych spowodował, że dzisiaj mamy problemy ze skupiskami uchodźców, ludźmi, którzy są bardzo zawiedzeni, czują się odtrąceni, pomijani.
Pytanie, czy my potrafimy uczyć się na tych błędach, bo jeszcze poprzedni rząd zgodził się na przyjęcie w Polsce grupy uchodźców no i pytanie, czy przygotowaliśmy się na to, by to zrobić?
Niektórzy się przygotowali. Np. miasto Gdańsk czy miasto Lublin, przy prezydentach miast powstał taki komitet, który w grupach zajmuje się opracowaniem konkretnych działań i rozwiązywaniem, znajdowaniem sposobów na rozwiązywanie problemów, z którymi mogą się zetknąć, kiedy uchodźcy do nich przyjdą. Są przygotowane wbrew pozorom różne parafie, różne gminy. Są grupy ludzi, którzy są gotowi. Ja myślę, że gdyby rząd wyraził zgodę na przyjazd pierwszej partii uchodźców, bo ja przypominam, że my mieliśmy ich przyjmować małymi grupami, nie większymi niż 120-180 osób, mieliśmy dostać pieniądze z UE na przyjęcie tych ludzi. Myślę, że gdyby rząd się zgodził na to i wdrożyłby od razu program nie trzymania tych ludzi w ośrodkach dla uchodźców tylko osadzania ich od razu w tych środowiskach, w których ludzie są gotowi ich przyjąć to myślę, że dzisiaj mielibyśmy już trochę uchodźców i moglibyśmy dopiero wtedy mówić o tym doświadczeniu. Bo proszę zobaczyć - czy my mamy jakieś złe doświadczenia z przyjmowaniem uchodźców w Polsce? 85 tys. Czeczeńców.
Mówiła pani o tym, że wśród kandydatów do pokojowego Nobla była organizacja Białe Hełmy - czyli organizacja ratująca ludzi w ogarniętej wojną Syrii - to spójrzmy na chwilę w ten rejon świata - czy Polacy chcą pomagać Syryjczykom? Bo wiem, że PAH od lat to próbuje to robić. My chcemy pomagać Syryjczykom?
Chcemy, ale jak na nasze potrzeby, na potrzeby Syryjczyków - na pewno to jest za mało.
Kiedy porównujemy ten cel z innymi akcjami PAH, to to jest chętnie przez Polaków wspierana inicjatywa?
Na pewno chętniej wspierane są takie działania jak np. trzęsienie ziemi w Nepalu, gdzie w dwa miesiące zebraliśmy 4 miliony złotych, co na Syrię jest po prostu niemożliwe, czy np. budowa studni w Sudanie Południowym - cały czas zgłaszają się do nas chętni ludzie, którzy finansują nawet budowę całej studni, sami ją finansują. Więc o wiele łatwiej jest zebrać pieniądze na pomoc humanitarną na terenach najbiedniejszych, albo tam, gdzie mamy do czynienia z katastrofami. Trudniej jest na wojnie.
Ą w Syrii - jak mówi John Kerry, amerykański Sekretarz Stanu - ma miejsce najgorsza katastrofa humanitarna od II wojny światowej.
Właśnie widzi pan, ona już trwa ponad 5 lat - w marcu będzie 6 - i konflikty, które długo trwają niestety mają do siebie to, że są potem zapominane. Oczywiście trudno jest zapomnieć o wojnie w Syrii, bo te informacje, które do nas dochodzą, ilość dzieci, ilość kobiet, które są ofiarami tej wojny, nie pozwalają o tej wojnie zapominać. Niemniej jednak nasza chęć pomocy nie jest wystarczająca, ale muszę powiedzieć, że i tak jest wielu Polaków, którzy wspierają nasze akcje pomocy w Syrii.
Światowy Dzień Uśmiechu dziś mamy, więc o uśmiech na koniec proszę i odpowiedź na pytanie: kiedy się pani uśmiecha najszerzej, najszczerzej i najbardziej?
No właśnie na przykład teraz, kiedy myślę o ofiarności Polaków to jestem optymistką. Na pewno nie zabraknie nas tam, gdzie ludzie potrzebują pomocy.
Szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej Janina Ochojska, bardzo dziękuje za spotkanie i rozmowę.