Od dwóch tygodni w Chinach trwają duże protesty głównie przeciwko polityce zero covid, ale także przeciwko władzom. "Z perspektywy partii te ostatnie kilka dni to są wstrząsy ostrzegawcze" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, dr Jakub Jakóbowski. Zaznacza, że na razie manifestacje nie są duże i nie mają "wspólnego mianownika". "To co je łączy to pewna wściekłość, bezsilność i poczucie, że ludzie zamykani po raz kolejny wbrew swojej woli, nie są traktowani jak ludzie" - tłumaczy.
Masowe protesty trwają w Urumczi w prowincji Sinciang. To tam w wyniku pożaru zginęło co najmniej 10 osób. Według świadków, strażacy nie mogli skutecznie ugasić ognia ze względu chociażby barierki otaczające budynek w związku z antycovidowymi restrykcjami.
Tam od 100 dni trwa bardzo ostry lockdown, zresztą jest to prowincja, gdzie kontrola społeczna i monitoring jest na najwyższym poziomie ze względu na politykę partii wobec mniejszości ujgurskiej. Teraz restrykcje dotknęły również wiodącą grupę etniczną, Chińczyków Han - mówił Jakóbowski.
Komuniści będą musieli wkrótce podjąć jakieś decyzję, by z czasem demonstracje nie przerodziły się w większy ruch. Partia znajduje się na pewnym rozdrożu. Z jednej strony powstrzymanie wirusa będzie wymagać drastycznych lockdownów, na razie partia próbuje zrzucić odpowiedzialność na władze lokalne, struktury terenowe partii. Natomiast wirus ewidentnie rozszerza się. Chiny stoją przed wyborem między pełnym otwarciem i przyjęciem kilku-kilkunastu milionów na oddziałach intensywnej terapii, przejście tego, co w przyspieszonym tempie Zachód przechodził w ostatnich 2 latach, albo drastyczny lockdown na wzór tego z Wuhanu w 2020 roku. Nie ma dobrych rozwiązań - powiedział gość Pawła Balinowskiego.
Wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich został także zapytany o kwestię chińskiego wsparcia dla Rosji. Chińczykom postanowiono bardzo wyraźną, czerwoną linię już na wiosnę, gdy Joe Biden zadzwonił do Xi Jinpinga i wyraźnie powiedział, że wszelkie dowody na to, że Chiny pomagają militarnie Rosji spotkają się z silnymi sankcjami - mówił. Z tego też względu Pekin był bardzo ostrożny we wszelkich "gestach pomocy", choć dyplomatycznie wspierał Moskwę.
Jednocześnie, jak wskazał, Chiny chętnie zwiększają swoje relacje gospodarcze z Rosją. Chińczycy razem z Hindusami zakupują rekordowe ilości rosyjskiej ropy. Inaczej ma się sprawa pod względem gazu, ponieważ tam mamy do czynienia z sytuacją, w której złoża nakierowane na eksport do Europy nie są połączone z Chinami. Dzisiaj nie ma możliwości, by Chiny odebrały te ogromne ilości gazu. Trochę LNG płynie do Chin, ale Rosjanie i Chińczycy mają związane ręce. Teraz trzeba patrzeć, czy kluczowe połączenie gazowe przez Mongolię zostanie uruchomione - mówił.
Pytany, jak USA mogłyby zareagować, gdyby na jaw wyszły dostawy chińskiej, broni do Rosji, dr Jakubowski wskazał przede wszystkim na instrumenty technologiczne, które rozwija Waszyngton. Ostatni rok, a szczególnie październik, to jest cała seria nowych obostrzeń, pokazania ze strony Stanów, że mają mocny lewar na Chińczyków, szczególnie w dziedzinie procesorów. To, na czym skupiają się dzisiaj Amerykanie, to jest osłabianie potencjału wojskowego, ale i technologiczno-gospodarczego Chin poprzez odcinanie ich od kluczowych technologii, często technologii podwójnego zastosowania. Amerykanie na przykład zmuszają własne firmy, ale i firmy koreańskie, japońskie czy europejskie do tego, żeby określonych rodzajów chipów, procesorów do Chin nie wysyłać - mówił ekspert.
Jak dodał, reakcją USA na potwierdzone informacje o dozbrajaniu Rosji mogłoby być odcięcie Chin od dostaw procesorów z zagranicy. To dla wielu nowoczesnych gałęzi gospodarki jest zupełnie zabójcze - zaznaczył Jakóbowski.
Zapytany z kolei, czy Chiny mogłyby skłonić Rosję do zakończenia wojny w Ukrainie, wiceszef OSW ocenił, iż Pekinowi opłaca się "balansowanie" między Rosją i Zachodem. Mieliśmy do czynienia z jednym przykładem, bardzo rozreklamowanym dyplomatycznie przez Chińczyków, czyli kwestii eskalacji atomowej. Ewidentnie Chińczykom nie opłacało się otwieranie 'puszki Pandory', złamanie tabu atomowego przez Rosję, bo to by miało bardzo złe konsekwencje dla chińskiego otoczenia: Indii, Pakistanu, Korei Północnej - tłumaczył ekspert.
Z drugiej strony - jak zauważył - Pekin wspiera Moskwę dyplomatycznie m.in. na forum ONZ, a także zwiększa zakupy gazu i ropy z Rosji. Sądzę, że w pewien sposób Rosja eskalująca wobec Europy - czy energetycznie bezpośrednio mierząc w Unię, czy na polu bitwy na Ukrainie w jakiś sposób wciąż Chinom się opłaca - powiedział dr Jakóbowski.
Paweł Balinowski zapytał też swego gościa o ekonomiczne konsekwencje obecnej sytuacji w Chinach - czy można się spodziewać np. wzrostu cen produktów z Państwa Środka. To zależy oczywiście od tego, jak wirus będzie się rozchodził, czy te największe centra logistyczne i produkcyjne zostaną dotknięte. Spójrzmy choćby na iPhone-y, które być może wiele osób chce sobie kupić na święta - ta największa fabryka w Zhengzhou w Chinach była objęta lockdownami. Ludzie zaczęli się wobec tego buntować i dzisiaj mówi się, że jest tam około stu tysięcy wakatów, ponieważ ludzie przełamali płoty i zaczęli iść na piechotę do swoich domów nie chcąc po raz kolejny na długie tygodnie zostawać zamknięci w fabryce - przypomniał Jakóbowski.
Jak dodał, jeśli więc duże obszary przemysłowe Chin zostaną dotknięte lockdownami covidowymi, lub lockdowny te doprowadzą do blokady portów, wówczas można się spodziewać wielomiesięcznych opóźnień i wzrost cen produktów z Chin.