Kilka godzin temu zmarł Tadeusz Mazowiecki. Mówią o tym radia, rozpiszą się gazety. A ja mam tylko okruchy wspomnień, ulotne ślady w pamięci.
Rok 1995, kończymy prace nad Konstytucję Rzeczypospolitej. Trwa zaciekła dyskusja na Komisji, spór idzie o preambułę, która ma wyrażać ideowe fundamenty nowego państwa. SLD ma w Komisji przewagę, ale rozumiemy, że Konstytucja ma być nie tylko dla nas. Wychodzimy na kolejnego papierosa. A Pan Premier - jak o Nim mówiliśmy - mówi pooowoolutku, jak to ON - "odłóżmy to, trzeba się zastanowić". W poniedziałek przyniósł tekst, który do dziś jest ozdobą naszej ustawy zasadniczej.
Dwanaście lat później obchodzimy na Zamku Królewskim dziesięciolecie Konstytucji. Nie ma nikogo z ówczesnego rządu (rządzi Jarosław Kaczyński) ani Kancelarii Prezydenta (jest nim Lech Kaczyński). Lekko denerwuje to zgromadzonych, Aleksander Kwaśniewski daje temu wyraz. Znowu papierosek na zamkowym dziedzińcu i spokojna, z przeciąganymi sylabami, uwaga Mazowieckiego: "Konstytucja ich wszystkich przetrwa".
Mieszkał w bloku na Lewickiej. Tym samym, w którym mieszka mój przyjaciel Lech Nikolski. Wpadam do Lecha, a po drodze zgarbiona postać Premiera Mazowieckiego, który dźwiga jakieś siaty z zakupami. Odmawia pomocy, ale staje na papieroska i filozoficznie powiada: "Trochę wysiłku fizycznego przyda się każdemu".
Umierają ojcowie III Rzeczypospolitej. Z bloku na Lewickiej jeszcze Krzysztof Skubiszewski. Ponadto Geremek, Kuroń, Lech Kaczyński, dziesiątki, a może setki innych. Bez nich nic już nie będzie takie same. Żal.