Treść manifestu Radosława Sikorskiego oraz sposób i miejsce prezentacji zostały bardzo ostro skrytykowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Szef polskiego MSZ - przynajmniej część tego, co powiedział w Berlinie - powinien jednak powiedzieć wcześniej w Warszawie, choćby na forum Sejmu. W sytuacji, gdy w expose padło wyjątkowo mało słów na temat naszej polityki zagranicznej, wygłaszanie w tym momencie takiego wystąpienia w takim miejscu można uznać za "polityczną niezręczność".
Mamy poważny kryzys, od którego Polska nie ucieknie. Jako Polska i jako prezydencja Unii Europejskiej mamy obowiązek myśleć o alternatywnych scenariuszach - tak Radosław Sikorski tłumaczył sens i cel swojego wystąpienia w Berlinie.
Propozycje ministra spraw zagranicznych adresowane do Niemiec to IV Rzesza - ocenił Joachim Brudziński. Opozycję wzburza zarówno treść, jak i forma wystąpienia ministra. Sikorski mówił w Berlinie o polskich i europejskich oczekiwaniach wobec Niemiec. Wypominał im, że są największym beneficjentem rozszerzenia Unii i że swój gospodarczy rozwój zawdzięczają po części właśnie temu. Apelował, by nasi zachodni sąsiedzi nie umywali dziś rąk, by nie odwracali się od przeżywającej kryzys Europy, by brali na siebie i ciężary, odpowiedzialność i by stali się liderem europejskich reform. PiS złoży w Sejmie wniosek o Trybunał Stanu dla szefa MSZ.
PiS widzi w tym uznanie przez Polskę niemieckiej hegemonii, ale jest w tym zdaniu raczej odosobniony. Większość polskich i europejskich ocen wystąpienia Sikorskiego jest bowiem pozytywna. Uważa się je za mocny głos przeciwko Europie dwóch prędkości i przeciwko eurobogaczom, snującym marzenia o porzuceniu tych, którzy są biedniejsi i mniej rozwinięci gospodarczo.