Zapewnienia o utrzymaniu jedności zaczynają brzmieć nieco fałszywie. „Unia wielu prędkości – to moje przekonanie, to moje credo” – powiedział premier Belgii Charles Michel. Oznacza to, że Europa dwóch prędkości jest praktycznie przesądzona.
Premier Belgii znany jest z tego, że często mówi w imieniu Francji i całego Beneluksu. Brexit zdaniem Michela jest rodzajem budzika, który obudził z marazmu Unię.
Trzeba odnowić Unię - przekonywał Michel - jeżeli chcemy o wszystkim decydować w 27, to dochodzi o stagnacji, która mogliśmy zaobserwować w przeszłości.
Jego zdaniem Unia powinna zaakceptować, że "grupa krajów, która by chciała iść dalej powinna móc to zrobić a inni, którzy potrzebują więcej czasu nie powinni jej zatrzymywać". To już krok od sformalizowania podziału, tworzenia osobnych instytucji dla strefy euro czy osobnego budżetu dla najbogatszych.
Dla Polski te deklaracje są bardzo niebezpieczne, bo istnieje ryzyko, że znajdziemy się na marginesie Unii.
Jedyna, która może powstrzymać ten pęd do przekształcenia Unii w superpaństwo i zmarginalizowania Polski - to... Angela Merkel. Kanclerz Niemiec nie mówi takim samym językiem jak socjaldemokratyczny szef niemieckiej dyplomacji. Merkel jest przeciwna dzieleniu Europy.
Polski rząd powinien w niej dostrzec - sojusznika. Rząd powinien także zastanowić się, w jakich dziedzinach Polska mogłaby uczestniczyć na równoprawnych zasadach w takiej zacieśniającej się Unii. W dziedzinie bezpieczeństwa? Obronności? Bo krytykowanie innych, którzy chcą pogłębienia Unii i w dodatku nie zamykają dla nas drzwi - to dowód słabości. A zmiana Traktatu UE jako odpowiedź na unijne jądro złożone z krajów założycielskich - wydaje się koncepcją dosyć ryzykowną. Chyba że rząd zamierza zgodzić się na ograniczenie swobody przemieszczania się Polaków, bo to będzie bezpośrednia konsekwencja zmian w unijnych podstawowych zasadach.