Nieudana próba odwołania szefa Komisji Europejskiej. Jak informuje brukselska korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, Prawo i Sprawiedliwość złożyło w Parlamencie Europejskim, w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ustną poprawkę do rezolucji ws. Brexitu, zakładającą odwołanie Jean-Claude’a Junckera ze stanowiska. Poprawka jednak przepadła. Przyjęta zaś rezolucja - zaproponowana przez chadeków, socjalistów, Zielonych i liberałów - wzywa brytyjskiego premiera Davida Camerona, by już podczas rozpoczynającego się dzisiaj szczytu unijnych przywódców złożył wniosek o wyjście Wielkiej Brytanii z Unii.
Jak zauważa nasza dziennikarka, złożenie przez Camerona notyfikacji ws. wyjścia jego kraju z UE już dzisiaj jest nierealne. Kraje członkowskie takie jak Niemcy czy Polska nie chcą ponaglać Londynu w ten sposób - rozumieją jego sytuację i chcą dać mu trochę czasu.
PE chce natomiast nie tylko natychmiastowej notyfikacji wyjścia - chce także pozbawić brytyjskich eurodeputowanych stanowisk, zanim jeszcze Wielka Brytania opuści UE. Jak napisano w rezolucji: Parlament Europejski "wprowadzi zmiany w swojej organizacji wewnętrznej, aby odzwierciedlić wyrażoną przez obywateli brytyjskich wolę wystąpienia z Unii Europejskiej".
Natomiast wniosek, jaki eurodeputowani wyciągają z brytyjskiego referendum, jest następujący: trzeba więcej Unii. W tekście rezolucji znalazła się wyraźna aluzja do koncepcji wzmacniania jądra UE, lansowanej przez 6 krajów założycielskich. Parlament Europejski "zauważa, że podczas gdy niektóre państwa członkowskie mogą postanowić, iż będą integrować się wolniej lub w mniejszym zakresie, trzon UE musi zostać wzmocniony" - czytamy w dokumencie. Oznacza to formalną zgodę na Unię dwóch prędkości, czego nie łagodzi słabe stwierdzenie, że "trzeba unikać wybiórczych rozwiązań".
PE chce także, by to Komisja Europejska negocjowała wyjście Wielkiej Brytanii z Unii. Polska wolałaby, by w ten proces zaangażowana była Rada UE, co dawałoby krajom członkowskim większy wgląd w niego.
Jak ustaliła Katarzyna Szymańska-Borginon, eurodeputowani czterech lewicowo-liberalnych ugrupowań nie kontaktowali się w sprawie tej rezolucji z grupą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w skład której wchodzą torysi Camerona i PiS.
W tej sytuacji konserwatyści złożyli własny projekt rezolucji (która nie miała jednak żadnych szans). W krótkim dokumencie wezwali do przystąpienia do negocjacji w sposób "przemyślany i wyważony, aby dopilnować, by umowa o wystąpieniu przewidywała ustanowienie w przyszłości pozytywnego i konstruktywnego partnerstwa między państwami członkowskimi Unii Europejskiej a Wielką Brytanią". Inny był także wniosek, jaki wyciągnęli z referendum. Grupa konserwatystów wezwała w swoim projekcie rezolucji "do uznania wyników brytyjskiego referendum za ważny sygnał głębszego niezadowolenia; wzywa do refleksji nad tym, jak powinno się zreformować Unię, aby przybliżyć ją obywatelom i zagwarantować lepsze przestrzeganie zasady pomocniczości". Konsekwencją takiej analizy był poparty przez EKR wniosek o dymisję szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera.
Konserwatyści chcieli dołączyć do wniosku skrajnej prawicy z Europy Narodów i Wolności (ENF) o odwołanie szefa KE ze stanowiska "z powodu nieudolności, stosowanego języka i wrogości wobec Brytyjczyków". PiS i torysi nie chcieli jednak popierać drugiej części tej poprawki, mówiącej o dalszych referendach w innych krajach członkowskich UE. Zgłosili więc ustną poprawkę o odwołaniu Junckera, a gdy ten wniosek przepadł, podczas głosowania nad całą poprawką ENF wstrzymali się od głosu.
(edbie)