„Jeżeli Polska chce załatwić z korzyścią dla siebie kwestię praworządności, to musi działać szybko, bo inaczej znowu zostanie wypunktowana” – mówi przychylny Polsce, wysoki rangą przedstawiciel Komisji Europejskiej. W podobnym duchu wypowiada się polski dyplomata: „Pojawiło się okienko możliwości. Jeżeli jednak zawahamy się, to okienko się zamknie”. Obie strony maja świadomość, że najbliższe tygodnie będą kluczowe dla kompromisu w kwestii praworządności.
Po obu stronach są jednak osoby i instytucje, które nie są zainteresowane zakończeniem sporu. Słabsza Polska tuż przed negocjacjami budżetowymi i dyskusją na temat przyszłości UE jest na rękę co najmniej kilku krajom UE i niektórym osobom w Komisji Europejskiej.
Mylą się ci, którzy sądzą, że Komisja Europejska tylko marzy o tym, żeby za wszelką cenę porozumieć się z Polską. Komisja jest w tej sprawie co najmniej podzielona. Także w Polsce nie tylko opozycja obawia się kompromisu, który pozbawiłby ją paliwa i "patronatu" Brukseli, ale w samym PiS-ie ustępstwa na rzecz Brukseli mają wielu (na razie dosyć ukrytych) przeciwników.
W Brukseli Polska najbardziej może liczyć na szefa KE Jean-Calude’a Junckera i jego otoczenie. To on jako pierwszy pozytywnie skomentował ustępstwa przedstawione przez posłów PiS w Warszawie. Wiele będzie teraz zależało od tego, czy nie ulegnie on bardziej pryncypialnemu stanowisku Fransa Timmermansa. W najbliższych tygodniach w KE będzie się rozgrywać batalia pt. wartości versus polityka, czyli wizja Timmermansa kontra wizja Junckera - mówi mój rozmówca w Brukseli.
Nikt do końca nie wie, która z tych opcji zwycięży, ale po raz pierwszy od dwóch lat są podstawy do tego, by sprawy potoczyły się w dobrym kierunku. Timmermans ma oczywiście swoje racje. Utożsamił się z rolą obrońcy praworządności i nie chce kupczyć wartościami. Wielu namawia go więc do zajęcia w sprawie Polski postawy : wszystko albo nic. Nie ma się więc co dziwić, że przy drzwiach Timmermansa ustawia się kolejka tych, którzy chcą storpedować kompromis z Polską. W jego gabinecie już niektórzy myślą, żeby zwrócić się do Komisji Weneckiej o ocenę przedstawionych przez grupę posłów PiS projektów nowelizacji ustaw o sądownictwie.
Wiadomo, że ocena proponowanych zmian w Komisji Weneckiej byłaby co najmniej sceptyczna. Już raz takim ruchem Timmermans wstrzymał możliwy kompromis (w 2016 roku) w sprawie zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Od razu usztywniły się wówczas obie strony.
Pierwsze odgłosy płynące z gabinetu Timmermansa są więc co najmniej ostrożne. Wciąż mamy do czynienia z upolitycznieniem sądów - mówi jedna z osób z otoczenia wiceszefa KE. W dodatku Timmermans ma dosyć osobisty stosunek do sporu z polskim rządem, gdyż został zraniony brutalnymi wypowiedziami ministrów z ekipy Szydło. Jak ustaliłam, wiedząc o prowadzonym z Polską dialogu ,nie tyko krytykował polski rząd w ostatni wtorek na posiedzeniu Rady UE - za bark konkretów (co jest zrozumiałe), ale kilkakrotnie, bardzo emocjonalnie informował ministrów UE o tym, ze irlandzka sędzia (ta, która pyta Trybunał Sprawiedliwości UE o ocenę sądownictwa w Polsce w związku z ekstradycją podejrzanego o handel narkotykami) została zaatakowana w polskich mediach za orientację seksualną. Wprawdzie zaraz dodawał, że "polski rząd nie ma z tym nic wspólnego". Efekt był jednak taki, że później jeden z dyplomatów ważnego kraju UE mówił mi, że "Polska w sposób straszny oczernia sędziów".
Nie można więc uciec od pytania, co Timmermans chciał osiągnąć ? W najlepszym razie emocje doprowadziły go do uproszczenia sądów. Kompromis z natury rzeczy musi oznaczać, że dzięki polskim ustępstwom - KE zrezygnuje z realizacji części rekomendacji wysyłanych do Warszawy. Gdyby teraz doszło do kompromisu między Polską a Brukselą, to mogłoby się okazać, że Timmermans będzie wielkim przegranym, zwłaszcza w oczach jego własnego "elektoratu". Tym bardziej będzie podatny na nerwowe ruchy - mówi mój rozmówca. Timmermans łączy w sobie przekonanie do twardych zasad ze sporą dozą emocji.
Przeciwwagą dla Timmermansa jest dla Polski - Juncker. Juncker widzi świat bardziej politycznie, dla niego ważniejsza jest polityka niż pryncypialność czy puryzm - ocenia jeden z moich rozmówców w Warszawie. To z nim przede wszystkim negocjuje premier Morawiecki. A na niższych szczeblach polscy dyplomaci prowadzą rokowania z jego otoczeniem. Chyba nie przez przypadek gabinet Timmermansa przez ponad dwa dni od przekazania przez Polskę odpowiedzi na rekomendacje (w których Warszawa odrzuciła zalecenia) nie mógł się ich doprosić.
Wygląda na to, że "rękę na nich położył" gabinet Junckera, wiedząc, że tracą one jakiegokolwiek znaczenie w obliczu planowanej prezentacji ustępstw przez posłów PiS w Warszawie. Juncker jest bardziej cyniczny od Timmermansa, ale jednocześnie bardziej elastyczny. Ma też o wiele większe doświadczenie. Rozumie, że z pewnymi faktami walczyć się nie da.
Juncker myśli także o swojej spuściźnie. Nie chce zostawiać Unii osłabionej i podzielonej. Rozumie, że na dłuższą metę Unii nie opłaca się zapędzać Polski do narożnika, że lepiej uzyskać od obecnego rządu tyle ile się da, by wspólnie dalej prowadzić grę.
Ma w tej sprawie wsparcie niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, która w zeszłym tygodniu w Warszawie dała do zrozumienia, żeby jak najszybciej zakończyć problem z praworządnością. I wskazała właśnie na Komisję Europejską. Zakończenie sporu z Brukselą to szansa dla Polski na dołączenie do grona pięciu największych krajów w UE i rozgrywanie naszych interesów bez niepotrzebnego, osłabiającego balastu.
(ag)