U progu nowego roku szkolnego media bombardują swoich odbiorców informacjami o przepełnionych szkołach ponadpodstawowych, brakach nauczycieli oraz zapowiadanym przez ZNP ewentualnym strajku. Zapoznając się z tymi doniesieniami można dojść do wniosku, że nadchodzący rok szkolny przyniesie szkołom prawdziwą katastrofę. W tym kontekście warto jednak przypomnieć, że media ją zapowiadające jeszcze niedawno wieszczyły armagedon rekrutacyjny do szkół średnich, w związku z podwójnym rocznikiem uczniów rozpoczynających w nich naukę, dla sporej liczby kandydatów miało zabraknąć miejsc w tych szkołach. Tymczasem trudniejsza niż w latach poprzednich rekrutacja przebiegła bez specjalnych zakłóceń, a po jej zakończeniu okazało się, że w szkołach ponadpodstawowych jest jeszcze sporo wolnych miejsc. Z całą pewnością dla wielu szkół średnich prowadzenie zajęć dla wyraźnie większej niż zwykle liczby uczniów będzie sporym wyzwaniem logistycznym. Trzeba jednak pamiętać, że do przygotowania się do niego dyrektorzy szkół i wspierające ich samorządy mieli ponad dwa lata i w zdecydowanej większości odpowiednio wykorzystali ten czas.

Dużo większym problemem może okazać się brak nauczycieli, szczególnie przedmiotów ścisłych. Warto jednak zauważyć, że jest to problem narastający od lat, w znacznej mierze związany z podejmowaniem przez potencjalnych nauczycieli bardziej atrakcyjnej pracy poza oświatą. Nie można jednak nie dodać, że owa atrakcyjność to nie tylko kwestia wynagrodzeń, ale również brak w oświacie mechanizmów premiujących dobrych i najlepszych nauczycieli. Dla wyróżniających się i ambitnych absolwentów naszych najlepszych uniwersytetów praca nauczyciela w obecnym systemie to brak możliwości autentycznego rozwoju zawodowego i realizacji własnych pomysłów dydaktycznych. Niestety polska szkoła stała się miejscem dominacji schematycznej i odtwórczej pracy nauczycieli, w której nie tyle premiowana jest nauczycielska kreatywność, podrywająca uczniów do odkrywania nowych obszarów wiedzy i uzyskiwania nowych umiejętności, co powtarzalna realizacja programu, pomijająca uczniowskie zainteresowania i zróżnicowanie grupy uczących się. Równocześnie obecny system wynagradzania nauczycieli oraz ich awansu zawodowego w zupełnie minimalnym stopniu premiuje najlepszych nauczycieli. Można stwierdzić, że nasza szkoła utknęła w marazmie i przeciętności. Tymczasem wokół niej młody człowiek kończący dobrą uczelnię ma szereg możliwości podjęcia pracy umożliwiającej mu zarówno spełnienie swoich ambicji zawodowych, jak również uzyskanie godziwego wynagrodzenia. 


Niestety nauczycielskie związki zawodowe nie są zainteresowane poważnymi zmianami obecnych zasad wynagradzania nauczycieli, a jedynie zwiększeniem wysokości wynagrodzenia dla wszystkich nauczycieli o taką sama kwotę. W ten sposób sygnalizują one praktyczny brak zainteresowania wprowadzeniem do naszej oświaty autentycznie motywacyjnego systemu wynagrodzeń. Trzeba sobie uświadomić, że bez niego nie uda się przyciągnąć do pracy w oświacie absolwentów najlepszych polskich szkół wyższych, jak również nie będą zainteresowani pracą w szkole absolwenci kierunków studiów matematyczno-przyrodniczych. Naturalnie poziom średnich wynagrodzeń nauczycieli w Polsce musi zostać podniesiony, jednak to powinien być jedynie pierwszy krok na drodze zmian nauczycielskiej pragmatyki zawodowej. Obecnie sprzyja ona głównie nauczycielom niezbyt kreatywnym, ale za to dobrze radzącym sobie w świecie szkolnej biurokracji. Bardzo charakterystyczny jest w tej materii system nauczycielskiego awansu zawodowego, w którym znakomicie odnajdują się "mistrzowie tworzenia rozmaitych dokumentów", a zdecydowanie gorzej autentyczni nauczyciele-mistrzowie. W tym systemie nie tyle ważne są rzeczywiste nauczycielskie osiągnięcia, ile jakość tworzonej przez nauczyciela dokumentacji.

Nie można nie wspomnieć, że w trakcie wiosennych negocjacji nauczycielskich związków zawodowych z MEN związkowcy domagali się rezygnacji z wprowadzenia obowiązkowej, okresowej oceny pracy nauczycieli i ten ich postulat został - niestety - spełniony. Takie stanowisko związkowców było kolejnym dowodem ich szczególnej troski o przeciętnych i słabych nauczycieli. Obecnie obowiązujący system oceny pracy nauczycieli daleki jest od doskonałości i należy podjąć prace nad stworzeniem precyzyjnych kryteriów oceny ich pracy, na co również związki zawodowe się nie zgadzają. Trzeba przypomnieć, że jeszcze dwadzieścia lat temu istniał obowiązek dokonywania przez dyrektora okresowej (co pięć lat) oceny pracy nauczycieli. Tymczasem właśnie poprzez wprowadzenie, opartego na precyzyjnych kryteriach systemu oceny nauczycielskiej pracy można zbudować prawdziwie motywacyjne zasady nauczycielskich wynagrodzeń. Podobny system oceny pracy powinien zaistnieć również dla dyrektorów placówek oświatowych.


Istniejące w naszej oświacie kłopoty są pokłosiem niepodejmowania od lat przez osoby za nią odpowiedzialne trudu rozwiązania fundamentalnych problemów, a koncentrowania się na sprawach - w istocie - marginalnych, ale kosztownych. Poza tym w Polsce rozmowy o oświacie zawsze obciążone są kontekstem politycznym, co sprawia, że niemożliwa jest dyskusja wokół rzeczywistych merytorycznych kwestii, czyli dbania o wysoki poziom kształcenia młodych Polaków. Stąd też przekleństwem naszej szkoły stały się nieustanne, nie zawsze dobrze przemyślane zmiany, zmuszające ją do radzenia sobie z problemami wygenerowanymi przez nie zamiast skoncentrowania się na trosce o wysoką jakość pracy.