Jednym z moich ulubionych tematów publicystycznych jest opisywanie kolejnych przejawów politycznego słuszniactwa (political correctness), które w ostatnich czasach rozpełzło się po całym świecie zyskując coraz to nowych apologetów.
Szczególną radość przynoszą mi wypowiedzi i zachowania, które są tak idiotyczne, że aż przeczą zasadom, którym mają służyć. Z modelową sytuacją w tej materii mamy właśnie do czynienia w związku z ujawnieniem licznych przypadków molestowania kobiet przez hollywoodzkiego producenta filmowego Harveya Weinsteina.
Swoje oburzenie wyraziła m.in. feministka i dziennikarka Bim Adewunmi, ale myliłby się ten, kto by sądził, że jest ona zniesmaczona jego zachowaniem i wyraża solidarność z napastowanymi przezeń kobietami.
Nie, jej zarzut dotyczy preferencji Weinsteina, który dobierał się wyłącznie do białych przedstawicielek płci pięknej, czym jakoby dał dowód rasizmu i pogardy dla niewiast o czarnym i innych kolorach skóry.
I tak oto polityczne słuszniactwo samo złapało się za ogon.