Jeżeli prezydent największego mocarstwa na świecie przez pół godziny z emfazą wychwala kraj, w którym składa wizytę i czyni to w niezwykle przemyślany, a zarazem emocjonalny sposób, można mieć powody do dumy, nawet jeżeli w jego przemówieniu nie padają prawie żadne konkrety.
Donald Trump doskonale wie, że do serc Polaków najlepiej trafić podkreślając ich wiarę w Boga, umiłowanie wolności, honor, wierność narodowym imponderabiliom, dziejową rolę w powstrzymywaniu niemieckiej i rosyjskiej ekspansji terytorialnej, niezłomność w walce o odzyskiwanie oraz obronę niepodległości, wierność sojusznikom. W trakcie kampanii prezydenckiej wielokrotnie wspominał, że ilekroć spotykał się z naszymi rodakami, zawsze odnosił bardzo pozytywne wrażenia. Pamięta też, że to właśnie głosy Polonii pomogły mu odnieść wyborcze zwycięstwo w ubiegłym roku.
Nie może więc dziwić, że zwracając się dzisiaj na placu Krasińskich nie tylko do zebranych tam i wiwatujących na jego cześć tłumów, ale także do wszystkich Polaków postanowił zagrać na czułych strunach zamiast skupić się na politycznych kwestiach, które omówił wcześniej w rozmowie z prezydentem Andrzejem Dudą i z przywódcami państw Trójmorza.
Jego wystąpienie było wielką laudacją na cześć Polski, co musi odbić się szerokim echem na całym świecie. Trump jednoznacznie i sugestywnie dał do zrozumienia, że to właśnie nasz kraj odgrywa kluczową rolę nie tylko we wschodniej Europie, ale także w całym systemie bezpieczeństwa na starym kontynencie, a także w strukturach NATO. Nie pozostawił cienia wątpliwości, iż Polska może i powinna być wzorem oraz natchnieniem dla wszystkich miłujących wolność narodów.
Każdy przybywający do Warszawy prezydent USA wyrażał szacunek dla Rzeczypospolitej i jej obywateli, ale Donald Trump zdecydowanie przebił w tej materii swoich poprzedników.