4 czerwca na placu Jana Nowaka-Jeziorańskiego w Krakowie zostanie odsłonięty pomnik generała Ryszarda Kuklińskiego.

Uważam, że powinna to być wielka, patriotyczna uroczystość ponad politycznymi podziałami, ponieważ "pierwszemu polskiemu oficerowi w NATO" obce było wszelkie partyjniactwo. Podjęta przezeń z narażeniem życia własnego i rodziny misja ratowania świata przed imperialistycznymi zapędami Związku Sowieckiego miała na celu także odzyskanie niepodległości przez Polskę i dlatego przy poświęconym mu monumencie powinni stanąć wszyscy, którym drogie są narodowe imponderabilia.

Podzielam opinię przewodniczącego Stowarzyszenia im. Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego Henryka Pacha, dzięki którego staraniom powstał ów monument, że uczczony nim człowiek był niezwykle skromny i wcale nie zależało mu na zaszczytach ani na sławie, twierdził bowiem, że spełnił tylko - chociaż w niezwykle dramatycznych okolicznościach - swój oficerski obowiązek obrony ojczyzny.


Niepodległa Rzeczpospolita jest jednak zobowiązana uroczyście oddać należny hołd swemu bohaterowi, bo - jak powiedział profesor Zbigniew Brzeziński - dobrze jej się zasłużył (te słowa widnieją na pomniku), a były szef CIA William Casey sugestywnie podsumował efekty jego działalności: "Nikt w ciągu ostatnich 40 lat nie zaszkodził komunizmowi tak, jak ten Polak".

Wyobrażam sobie, że 4 czerwca na placu Jana Nowaka-Jeziorańskiego staną ramię w ramię wszyscy, dla których gen. Kukliński jest jedną z najważniejszych postaci w najnowszej historii Polski i świata, na czele z prezydentem Andrzejem Dudą, który nadał mu pośmiertnie stopień generała brygady oraz z byłym ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem - autorem wniosku o ten awans. Nie może też zabraknąć byłego ambasadora RP w USA Jerzego Koźmińskiego, którego roli w procesie przywracania godności Kuklińskiemu nie sposób przecenić.

Doceniłbym również udział w tej uroczystości przedstawicieli obecnej opozycji, nie tylko parlamentarnej, bo mam we wdzięcznej pamięci postawę prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji Leszka Millera, którzy w wbrew własnym przekonaniom  oraz swojemu postkomunistycznemu elektoratowi, ale w zgodzie z polską racją stanu uznali w 1996 roku za konieczne zrehabilitowanie skazanego na karę śmierci przez ich ideowych poprzedników bohatera, ponieważ bez tego postanowienia nasz kraj nie zostałby członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.  

 

Mam nadzieję, że delegację na wysokim szczeblu przyślą Amerykanie, a obok generalicji oficerów oraz Kompanii Honorowej Wojska Polskiego staną poczty sztandarowe wielu organizacji kombatanckich, bo przecież był on ostatnim Żołnierzem Niezłomnym.

Apeluję do organizatorów ceremonii, aby we współpracy z władzami Krakowa, którego honorowym obywatelem jest od 3 maja 1997 roku generał Ryszard Kukliński (często powtarzał, że to właśnie podwawelski gród "wyrąbał" mu powrotną drogę do Polski) dołożyli wszelkich starań celem uczynienia z uroczystości odsłonięcia jego pomnika wspaniałego, apolitycznego, krzepiącego polskiego ducha wydarzenia gromadzącego wszystkich patriotów bez względu na ich polityczne sympatie.