O czym marzy teraz - oczywiście po cichu - każdy kandydat na parlamentarzystę z Platformy Obywatelskiej?
O tym, żeby w trakcie kampanii wyborczej poparcia nie udzielił mu były prezydent Bronisław Komorowski - mistrz politycznego obciachu, który właśnie postanowił publicznie zadeklarować swoją sympatię dla ulubionych polityków PO starających się o miejsca w Sejmie i w Senacie. Takie wsparcie może okazać się klasycznym pocałunkiem śmierci, zwłaszcza, że była głowa państwa nie zawsze - co pokazały Fakty Telewizji TVN - potrafi nawet poprawnie wymienić personalia kandydata, któremu życzy sukcesu.
Od wiosny br. mamy do czynienia z pogłębiającym się kryzysem rządzącej Polską formacji. Prym w jej kompromitowaniu wiodą były Prezydent RP oraz obecna premier, których wyczyny budzą śmiech, politowanie i owocują spadkiem słupków sondażowych Platformy przy jednoczesnym wzroście liczby internetowych szyderstw z Komorowskiego, z Ewy Kopacz, z najbardziej nieudolnych członków rządu (tutaj jest ostra rywalizacja), a także ze starających się z powodzeniem dorównać im Michała Kamińskiego, Romana Giertycha, Stefana Niesiołowskiego oraz wielu pomniejszych polityków tej partii.
Na miejscu kandydatów PO do obu izb parlamentu broniłbym się wszelkimi sposobami przed wymienieniem mojego nazwiska lub publicznym poklepaniu po ramieniu przez Bronisława Komorowskiego. Obciach i kicz są bowiem zaraźliwe, także w polityce.