Albert Einstein powiedział, że Wszechświat jest nieskończony, a ksiądz profesor Józef Tischner dodawał, że to kryterium spełniają również Boże miłosierdzie i ludzka głupota.
Właśnie mamy kolejny przykład słuszności tej ostatniej tezy. Przebywający nad Morskim Okiem z początkiem tegorocznej zimy turyści beztrosko wchodzą na ledwie zamarzniętą taflę wysokogórskiego stawu, nie biorąc pod uwagę możliwości jej załamania się pod nimi. Wątpię, aby dokonywali wcześniej fachowych obliczeń, jak czynił to główny bohater pierwszego filmu z serii "Dekalog" Krzysztofa Kieślowskiego, ale warto pamiętać, że i on przypłacił wiarę w prawa fizyki śmiercią syna.
Warstwa lodu na Morskim Oku jest o tej porze roku bardzo cienka, spacerowanie po niej stanowi więc igranie ze śmiercią, czego część ceprów w ogóle nie przyjmuje do wiadomości. Wprawdzie dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego ostrzega, aby tego nie robić, ale Polacy są przecież mistrzami świata w lekceważeniu wszelkich zakazów.
Obym nie był złym prorokiem, ale jestem niemal pewien, że dopiero tragedia w postaci utonięcia kogoś w wyniku załamania się pod nim lodu na Morskim Oku może skutecznie wpłynąć na innych chojraków.