"Ciągle jesteśmy nędznymi imitatorami głównego inżyniera. Nasze produkty bardzo daleko odbiegają od tego, co stworzyła natura. Miała na to parę milionów lat" - mówił o badaniach w zakresie nowoczesnej medycyny prof. Tomasz Ciach, szef Laboratorium Inżynierii Biomedycznej Wydziału Inżynierii Chemicznej i Procesowej Politechniki Warszawskiej. Gość Tomasza Skorego pracuje od lat wraz z grupą naukowców między innymi nad stworzeniem sztucznej krwi. Prace nad nią wchodzą właśnie w nowy etap testów i jak twierdził prof. Tomasz Ciach, już za 2-3 lata powinniśmy być po testach na ludziach. Gość "Dania do Myślenia" nazwał wiek XXI wiekiem inżynierii biomedycznej.
Tomasz Skory: Parę miesięcy temu było o panu głośno z powodu prac nad sztuczną, syntetyczną krwią. Pracuje się nad tym wynalazkiem od lat, na całym świecie. Czy badania pańskiego zespołu są bardziej zaawansowane niż inne?
Prof. Tomasz Ciach: Mamy taką nadzieję. Niestety nie wszystkie wyniki są powszechnie dostępne. Większość badań nad syntetyczną krwią była robiona przez wojsko. Staramy się to zrobić po cywilnemu. Jesteśmy dość zaawansowani. Jak w przypadku każdego wynalazku medycznego to wymaga czasu i pieniędzy. Także testów - na zwierzętach.
Jesteście już w fazie testów?
Tak, wreszcie udało nam się uzyskać pozwolenie Komisji Bioetycznej. Mam nadzieję, że lada dzień zaczniemy pracę ze zwierzątkami.
Ile to potrwa?
Zależy od wyników. Jeżeli będą bardzo dobre, to mamy nadzieję, że etap badań na zwierzętach zostanie zakończony na początku przyszłego roku. Potem prace nad organami, zabiegi o uzyskanie kolejnych funduszy, kolejnych pozwoleń Komisji Bioetycznych, próby na ludziach - jak wszystko powiedzie się dobrze, będą pieniądze i szczęście - to 2-3 lata.
Co jest największym problemem, przez który coś tak podstawowego, fundamentalnego - jak krew - do dziś umiemy uzyskać tylko od krwiodawców? Mamy sztuczne serca, implanty różnych organów, a krwi akurat nie. Co jest problemem?
Problemem jest to, że ciągle jesteśmy nędznymi imitatorami głównego inżyniera. Nasze produkty daleko odbiegają od tego, co stworzyła natura. Miała na to więcej czasu - parę milionów lat. Ale jesteśmy coraz lepsi. Wydaje mi się, że wiek XXI zostanie okrzyknięty wiekiem inżynierii biomedycznej lub wiekiem biologii, nowoczesnej medycyny.
Pan ten wiek już zaczął. Kiedy się poszpera, pańskie nazwisko wypływa w szeregu pomysłów z pogranicza nowatorskich. Przed sztuczną krwią czytałem np. o nanocząsteczkach - o pomyśle nanocząsteczek, które osaczają, aplikują leki komórkom nowotworowym z pominięciem komórek zdrowych organizmów. Co z tym pomysłem?
Tutaj mieliśmy trochę więcej czasu, więc udało się zdobyć finansowanie. Mamy obecnie rozpoczęte badania na zwierzętach i mamy fundusze na pierwszą fazę prób klinicznych, która, mam nadzieję, odbędzie się w ciągu najbliższych trzech lat.
Kolejny pomysł - sztuczne kości. Zapytam jako laik, po co? Cała masa ludzi chodzi po świecie z częściami ciała zrobionymi z tytanu, to nie wystarcza? Trzeba jeszcze sztucznych kości?
Niestety tytan jest strukturą martwą, nie ulega regeneracji. Nasze kości są strukturą ciągle żywą. Non stop ulegają powolnemu procesowi rozpuszczania i odbudowy. Dostosowują się do aktualnych nacisków. Jeżeli położymy się do łóżka, nasze kości od razu są odwapniane. Tracimy dużo wapnia, a wapń to cenny pierwiastek - nie można go magazynować. Jeżeli zaczynamy biegać, kościec obrasta w masę, staje się gęstszy, bardziej wytrzymały. Tytan nie wchodzi w złożony cykl naturalnych przemian.
Tytan odpada, a jak idą prace nad sztucznymi kośćmi?
Tzw. "sztuczne kości" badane są w wielu laboratoriach. To nie jest tak, że sam się tym zajmuję. Są znakomite zespoły w Warszawie, Polsce, na całym świecie. Idea jest taka, żeby stworzyć rusztowanie, które nasze komórki przerobi na własną kość. Potem same zajmą się dalszym życiem tej struktury.
Inspirujący, bo trochę jak z filmów o James Bondzie, był pomysł sztucznego zęba, który aplikuje organizmowi takie leki, jakich on potrzebuje. Żeby było bardziej "bondowsko" to miał być ząb, który jest wyposażony w komputer, jest podłączony do sieci telefonii komórkowej. Co z tym?
To nie był mój pomysł. To był pomysł dużego koncernu międzynarodowego, któremu dowodzili naukowcy z Izraela - projekt był finansowany przez Unię Europejską. Udało się doprowadzić zarówno do prób na zwierzętach, jak i do ograniczonych prób na ludziach, na 12 ochotnikach. Idea polega na tym, że bardzo trudno jest dobrze podać lek. Nasz organizm został tak zaprojektowany przez głównego inżyniera, żeby nic do niego niepożądanego się nie dostawało. Wszystko, co połkniemy, najpierw przechodzi przez kwas solny naszego żołądka, potem trafia do jelit. To, co wchłonie się w jelitach, trafia do wątroby, która jest generalnym odtruwaczem. Często zdarza się, że jeżeli połkniemy tabletkę to może 10 proc. substancji aktywnej dotrze do krwiobiegu. To, co wchłonie się z naczyń włosowatych policzka, trafia od razu do pełnego krwioobiegu. Możemy podać leki, które byłyby strawione w żołądku np. insulina, a także możemy ich podać znaczenie mniej, bo nie musimy brać pod uwagę filtra.
Taki ząb - oprócz łączności z telefonią komórkową i komputera - musi być wyposażony w swojego rodzaju magazynek na leki.
Była tam szufladka, do której wkładany był lek w postaci tabletki o kontrolowanym uwalnianiu - tabletka powoli wydzielała lek. Dodatkowo był komputer, który kontrolował przepływ leku, który następnie polem elektrycznym - elektroforezą - był kierowany do wnętrza policzka, żeby wniknąć do naczyń włosowatych, żebyśmy tego nie połknęli.
Czy ten i podobne wynalazki medyczne przepadły? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl