"Próżne żale, gdy żar róż tli się już tylko w lodowym popiele." Ułożyło mi się w głowie takie zdanie kiczowate, kiedy żona pokazała mi zdjęcie zrobione smartfonem na naszym nowohuckim osiedlu Centrum E. Nic na to nie poradzę, że kocham taką naiwną stylistykę.
Wiem, że to niemęskie, ale bardzo podobają mi się takie ładne obrazki. Czerwień kwiecia posypana śnieżnym cukrem pudrem.
Ale potem róże od żony całkiem mi gasną i pojawia się złom kwiatu zła, z baudelaire'owskiego bukietu, z infernalnego miasta rodem.
Jam jest stary buduar, pełny róż zwiędniętych,
Gratów pełny niemodnych i sukien pomiętych.
I gdy już z przerażeniem stwierdzam, że ulegnę żałosnej władzy żelaza, że zdradzę z rdzą żywą różę, zjawia się nowa Nowa Huta, w postaci Miasta-Ogrodu.
Za moment jednak ulotny motyl powraca do stadium poczwarki. Łąki Nowohuckie z bogactwem wielobarwnej flory zalewa potop brudnych obrazów. Przypływa ryba-prymityw, stwór z wyobraźni Lautréamonta, autora "Pieśni Maldorora". Wydobył ze studni rybi ogon i obiecał mu przywrócić utracone ciało, jeśli obwieści Stwórcy niemoc jego wysłannika do pokonywania rozszalałych fal morza Maldororowego.
Jednak nie trwa to długo, bo nieobecna gołębica zwiastuje nowohuckiemu Noemu, że mętne odmęty błyskawicznie ustępują. Wyłania się na powrót przejrzyste królestwo koloru, przestrzeni i przestworzy. Wzbija się wysoko powietrzny statek wyobraźni.
A kiedy ponosi mnie za daleko i za wysoko, pojawia się realizm ratunkowego helikoptera. Leczy mnie z tej całej męczącej wzniosłości, sprowadza ręce z próżniaczej improwizacji do konkretnej roboty.
No, to do prawdziwej pracy, wyrobniku klawiatury!
Zamiast tradycyjnej recenzji, starałem się odmalować styl cyklu powieściowego Edyty Świętek "Spacer Aleją Róż". To saga rodzinna, której akcja toczy się w Nowej Hucie - od powstania wzorcowego, komunistycznego miasta aż do upadku ustroju. Jest w tej serii brutalny naturalizm i wątki sentymentalne, czysta, niemal anielska miłość i okrutne gwałty na kobietach, seks i zbrodnia, absurd rekordów przodowników pracy i etos tradycyjnego domowego ładu.
Są tu dziwki i ubecy, ale też dobre i piękne panie oraz porządni panowie, pielęgniarki i piekielnice. W tle są losy Polaków w PRL-u, krainie złudzeń i mordów. Pełno było w naszym życiu takich powieściowych szlachetnych Szymczaków i złych do szpiku kości Marczyków. Te podziały nie są jednak w tym cyklu tak schematyczne, jak tu na szybko nakreśliłem. Ten mój szkic nie oddaje wszystkich komplikacji psychologicznych i pogmatwanych życiowych historii.
Dla mnie - jako autora podcastu "Nowa Huta krok po kroku" - najważniejsze było oczywiście miejsce akcji oraz wydarzenia związane z moim rodzinnym, dzielnicowym gniazdem. Cykl Edyty Świętek to literatura popularna, sprawnie napisana, z dbałością o konkret. To wciągająca lektura, świetny materiał na serial filmowy. Aż dziw bierze, że jeszcze taki nie powstał. W każdym razie ja bardzo chętnie obejrzałbym ekranizację "Spaceru Aleją Róż". Cieszę się, że w książce mogłem rozpoznać dobrze mi znane krajobrazy: osiedli Wandy, czy Młodości, Szpitala Żeromskiego, Łąk Nowohuckich, kina Świt, Opactwa Cystersów w Mogile, świątyni Arka Pana...
Dobrze jest mieć takie książki w nowohuckiej bibliotece fana tego miasta. Ja akurat kupiłem wszystkie części w formie e-booków.
Tytuły i okładki mają ten specyficzny styl, który potrafią docenić rodowici nowohucianie. Landszaft i sztambuch, kryjący w śroku sporą dawkę wulgarności i sadyzmu; coś, co uwodzi i zwodzi. Można to porównać z architekturą socrealizmu - renesansową w formie i włościańską w treści, kiedy prości chłopi zamieszkali w miejskim luksusie.
Świetna strategia.
Słynna amerykańska pisarka Susan Sontag napisała w latach 60. XX wieku głośny esej pt. "Notes on Camp" ("Notatki o kampie"). Jest tam taki fragment: Wiele okazów kampu jest z "poważnego" punktu widzenia złą sztuką lub kiczem. Nie wszystko jednak. Nie tylko, że kamp niekoniecznie musi być złą sztuką, ale sztuka, którą można określić jako kamp, czasem zasługuje na jak najpoważniejszą uwagę i podziw. Coś, co według różnych cmokierów jest "w złym guście", jest właśnie tym, o co dokładnie chodzi: jednością formy i treści, tematu i stylu, czasu, miejsca i postaci.
Nie jest odkrywcze, co tu piszę, bo o kampie powstały całe biblioteki prac, ale mam wrażenie, że Edyta Świętek tworzy właśnie takie powieści. To nie jest kicz, mimo że można z początku odnieść takie wrażenie. Może przesadzam, bo ta literatura nie jest jakąś wysublimowaną, skomplikowaną, postmodernistyczną grą z czytelnikiem, ironiczną i hipertekstualną. To są "łatwe" fabuły, jednak jest w nich podniecające mnie pomieszanie, skoki z poziomu na poziom, od wniosłości po "syf", od "ochów i achów" po łajno i krew.
Podoba mi się to.
Dlatego zaprosiłem autorkę do rozmowy w moim podcaście:
I jak zwykle po wywiadzie napisałem wierszyk.
Saga dworu z drobin rodu
(przy lekturze nowohuckiego "pięcioksięgu")
p. Edycie Świętek
wyrolowany
z roli
to boli
z tobołem sam idzie gdzie
jego ziemię swym niebem
smarują jak słonym masłem
to Miasto
Gigant na nogach glinianych gdy mgły
bielmem łąkowym opadnie Igrzysko
jak zawsze i wszędzie wszystko
co z wiedzy wężowej wyklute
koroną w czarnoziem swe drzewo wsadzili
budując tu Nową Hutę
wyłoniło się z tego powoli
składowisko sadów soczystych
jakby z chmury na piachu wiór
i suche stawy
pełne tłustych ryb
zmuszonych do mówienia
w celi byłego klasztoru
NOWA HUTA KROK PO KROKU. WSZYSTKIE PODCASTY BOGDANA ZALEWSKIEGO ZNAJDZIECIE >>> TUTAJ <<<