Pytanie nie jest wzięte z sufitu. Nawet nie jest zdjęte z wieszaka. Ludzie często noszą to pytanie w sobie, kiedy widzą, co na sobie noszą inni ludzie. Nowa, wciągająca, dowcipna książeczka Harukiego Murakamiego ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Muza. Autorką przekładu jest p. Anna Zielińska-Elliott. Tomik nosi tytuł "Moje ukochane T-shirty" i traktuje o niezwykle popularnych na całym globie koszulkach z krótkim rękawem z różnymi nadrukami (lub bez). Sławny japoński pisarz robi lustrację oraz ilustracje swojej przepastnej garderoby, kwerendę własnych półek, prywatnych szuflad i pochowanych przed innymi pak. I robi ich przegląd literacki, robi z nich użytek nieomal filozoficzny. Przeczytajcie o filozofii życia i szycia T-shirtów oraz posłuchajcie rozmowy z tłumaczką tej świetnej, przyjemnej w lekturze prozy.

"Moje ukochane T-shirty" to konkretny i klarowny tytuł nowej książki Harukiego Murakamiego, a poniżej macie mój obłędny, jeszcze nieczytelny tytuł, jak niedosłowne hasło na niewyprasowanym podkoszulku, które przyszło mi do głowy po jej lekturze. Przedstawię tak składnie, jak tylko potrafię, co mnie do takiego surrealistycznego ujęcia tematu skłoniło.    

"Kościało" - badanie DNA dnia

2. KOŚCI

Natchnęła mnie do nowego myślenia i błyskawicznych działań skromna z pozoru książeczka Harukiego Murakamiego "Moje ukochane T-shirty" (tworzę tekst w notatniku na smartfonie, zrobiłem błąd i napisałem "Marukamiego", a autokorekta  zmieniła mi natychmiast "Marukamiego" na "Maryjskiego" i wyszło z tego piętrowe qui pro quo).

A miało być bez takich potknięć, lapsusów, plam na tekstyliach moich recenzenckich tekstów.

Systematycznie dostaję pocztą najnowsze książki z różnych wydawnictwktórym zależy -wiadomo, to zrozumiałe - na promocji własnych publikacji i ich autorów.

Zdaję sobie sprawę, że oficynom chodzi głównie o oficjalne komunikaty: kto i co nowego napisał, kto mu to wydał a ostatnio także kto i co przetłumaczył (autorzy przekładów- tak jak przyswajająca nam prozę sławnego Japończyka p. Anna Zielińska-Elliott- są w końcu, moim zdaniem całkiem słusznie, należycie promowani).

Elementarna uczciwość wymaga więc, bym poinformował czytelniczki i czytelników mojego bloga, że książeczka Harukiego Murakamiego "Moje ukochane T-shirty" ukazała się nakładem wydawnictwa Muza i wyznał zupełnie szczerze, że jest porządnie przygotowana edytorsko, przełożona fachowo i z widoczną miłością słowa oraz - co najważniejsze - bardzo wciągająca i samymi tekstami, i warstwą graficzną.

Komercja jednak, mówiąc całkiem szczerze, zupełnie mnie nie obchodzi i nawet nie mam zamiaru nikogo namawiać do kupienia tej i jakiejkolwiek innej książki.

Ostatnie, co przyszłoby mi na myśl, to odgrywanie roli "człowieka kanapki", opisanej przez Murakamiego osoby, która paraduje po ulicy w charakterze żywej reklamy, dajmy na to, pożywienia konkretnej firmy, a w moim przypadku strawy duchowej, jeszcze pachnącego egzemplarza prozy lub poezji, prosto z wydawniczej oferty przedsiębiorstwa masowo produkującego teksty na papierowych stronach, zebranych potem pomiędzy apetycznymi okładkami, z widniejącymi nań znakami towaru oraz słonymi cenami dla konsumentów, tych wszystkich, coraz rzadziej występujących w naturze, pożeraczy świeżych książek.  

Cytat

Kiedy byłem dzieckiem, istniało zajęcie o nazwie "sandwich man", czyli "człowiek kanapka". Byli to ludzie chodzący po ulicach tam i z powrotem ze sztywnymi plakatami reklamowymi przymocowanymi z tyłu i z przodu. Jakby takie chodzące słupy reklamowe.
Haruki Murakami

Sprzedaż komuś tomu to jedno, a jego lektura to coś innego -  dla mnie, podkreślam - choć zdaję sobie sprawę, że w praktyce często bardzo trudno jest oddzielić jedno od drugiego, nie przymierzając, jak mięso od kości.  

1. CIAŁO

Zdecydowanie namawiam tylko do czytania, relacje wydawca-klient zupełnie mnie nie interesują, książki równie dobrze można wypożyczać; często zresztą dostrzegam nowości wystawione w witrynach miejskich bibliotek, albo wyeksponowane na półkach antykwariatów, po dużo niższych cenach.

Uwolniłem dręczące mnie dylematy, wywołane zewnętrznymi bodźcami, a teraz przejdę do tematu właściwego.

Lektura książeczki Murakamiego może być jednorazowa - tak od razu, w całości, bo na pewno są tacy, którzy nie będą mogli się oderwać od kolejnych niewielkich tekstów, w formie bliskich eseikom czy felietonikom; zresztą tak właśnie powstawały, zanim zostały zebrane w ten uroczy tomik.

Korzyść z tej przesyłki wydawniczej była dla mnie wieloraka i bezcenna, nie do oszacowania finansowo, bo nie dość, że Haruki Murakami jako modny, globalny projektant w atrakcyjny sposób ubrał mój mały, prywatny świat, wystroił moje skromne myśli w oryginalny i bogaty sposób, to miałem jeszcze zaszczyt i przyjemność porozmawiać - konkretnie o samym pisarzu i generalnie o T-shirtach - z autorką polskich przekładów p. Anną Zielińską-Elliott.

Improwizowana to była rozmowa, jakbyśmy weszli oboje do przepastnej garderoby Murakamiego, bez specjalnego planu i ścisłych założeń; dialog przez komunikator, spotkanie zdalne, zdolne jest czasem do wytworzenia takich relacji, że od razu "pryskają nieczułe lody", dystans znika i mimo że nie widzimy osoby po drugiej stronie Skype'a, bo kamerka w radiu nie jest nam potrzebna, to samoistnie rodzi nam się przed oczyma duszy obraz rozmówczyni albo interlokutora, jakbyśmy siedzieli obok siebie, niezobowiązująco, powiedzmy przy kawiarnianym stoliku.

Bardzo chciałem zachować spontaniczny charakter tego wyobrażonego tête-à-tête z p. Anną Zielińską-Elliott, mimo oficjalności sytuacji, tych wszystkich formalnych radiowych ram.

Cytat

Ostatni T-shirt pochodzi ze słynnej niezależnej księgarni The Elliot Bay Book Company w Seattle.
Haruki Murakami

Oszczędnie więc używałem funkcji "wytnij" podczas montażu podcastu, nie usuwałem błędów i błądzenia w myślach, na przykład, gdy zastanawialiśmy się, gdzie w książce pojawia się nazwisko Elliott, oprócz okładki, a pani Anna zasugerowała księgarniany trop i dopiero po nagraniu przypomniałem sobie, że chodzi o podkoszulek Murakamiego z logo amerykańskiej księgarni; albo, gdy autorka przekładu zwróciła moją uwagę na polski akcent, a konkretnie krakowski motyw w "Moich ukochanych T-shirtach", który ja przeoczyłem przy szybkiej, jednorazowej lekturze.   

Życie ciekawi mnie tak jak tekst, życie - codzienna, cierpliwa lektura unikatowych komunikatów, tak by choć niektóre z nich przeistoczyły się w komunikanty.


3. KOŚCIÓŁ

Emblematami tego dnia (Bożego Ciała) są dla mnie dwie koszulki z dawnych lat, z pierwszej dekady naszego wieku, mojej prywatnej nowej ery, po śmierci papieża Jana Pawła II.

Gonitwa za głupotkami nagle w 2005 roku utraciła dla mnie jakikolwiek sens, co nie znaczy, że ja sam bardzo zmądrzałem.

Oba T-shirty niosą istotne komunikaty: te bardziej jawne, czytelne (dosłownie), te skryte (wymagające dodatkowej wiedzy, domagające się doczytania), oraz te sekretne, objawiające się samoistnie, samoustnie.

Cytat

Są prawdy, które mędrzec wszystkim ludziom mówi, Są takie, które szepce swemu narodowi; Są takie, które zwierza przyjaciołom domu; Są takie, których odkryć nie może nikomu.
Adam Mickiewicz

Cielesność ludzka obleka się w T-shirt jak w gorszą kopię boskich sza-T, nie piracką wprawdzie, ale na miarę człowieka czyli mniejszego rozmiaru i z materiału, który szybko niszczeje, ulega biodegradacji.

Implikacje moich dzisiejszych odświętnych T-shirtów (sza-T) zawierają się w Ewangelicznym przekazie dnia - EGO SUM VIA ET VERITAS ET VITA (wpisanym w Krzyż i w oplecione cierniem Serce Chrystusa) oraz w Znaku Ducha Świętego z jego siedmioma darami.

Arytmetyka Bożego Ciała to dla mnie działania specjalne, w tym to najistotniejsze - rachunek sumienia, inne oblicze obliczeń.


Łaknę - zwłaszcza dziś - słów o dodatkowych znaczeniach, abym mógł naprawdę odczytać i przeżyć prawdziwą treść moich dwóch T-shirtów, dwóch T-ablic, jak to zagadkowe wezwanie, które św. Augustyn usłyszał w ogrodzie ("Tolle, lege") i jak ta moja prywatna mała iluminacja, gdy w wyrazie T-shirt ujrzałem "sięgacz" - znak ślepej drogi, który po chwili zmienił mi się w oczach w znak oo. Franciszkanów - świętą literę TAU, w niepojętej dla mnie metamorfozie, którą chciałbym ujrzeć jako przypadkowe skojarzenie, zwykły zbieg okoliczności, ale wciąż  pulsują we mnie wątpliwości, rytm paradoksalnego, radykalnego sceptycyzmu, będącego symptomem pogłębiającej się wiary.

Aleatoryzm kontrolowany to moja ukochana metoda twórcza, sposób komponowania stworzony przez Witolda Lutosławskiego - naszego geniusza globalnej muzyki- polegający na wprowadzeniu do gry elementów przypadkowości, ale poddanych ścisłym rygorom (tak jak we wspaniałym dziele "Gry weneckie" z 1960 r.), czego efektem jest dodatkowa, unikatowa dynamika w każdym wykonaniu- efekt, który zainspirował mnie do kreowania hipertekstów takich jak ten, w którym nawet numeracja rozdziałów układa się jak na trzech kościach, rzuconych na stół do gry, analogon ołtarza dla boskiego gestu, hipertekstów zaskakujących mnie samego, bo poddawszy pisanie przymusowi w postaci akrostychu (każdy akapit zaczyna się znaczącą literą), wprowadzającego dwudziestoczteroliterowe hasło (8+8+8), w ostatnim rozdziale natrafiłem na kod dodatkowy, zagadkowy przypadek (?) - intrygujące sformułowanie EGO CIAŁA, i nagle objawił mi się nowy plan - zamówienia T-shirtu z  okładką innej  świeżo wydanej książki, a że mam ją w swojej prywatnej czytelni w smartfonie, także w postaci audiobooka, kompletnie nie dbam o komercyjny wymiar prezentacji, wystarczy mi, że kocham książki miłością prawdziwą, a ta nigdy nie jest płatną usługą, zakontraktowanym intymnym kontaktem.