W świecie przechodzącym gruntowne przeobrażenia trudno o wartości stałe. Nie zmieniają się z pokolenia na pokolenie, ale ewoluują. Dla milionów ludzi są ważnym puntem odniesienia, dla wielu, historycznym nieporozumieniem - taka dla Wyspiarzy jest brytyjska rodzina królewska. Dziś rozpoczyna się w Polsce dwudniowa wizyta wnuka królowej Elżbiety II, księcia Williama i jego żony Catherine. Możemy przyjrzeć się z bliska, na czym polega ich marka.
William i Catherine starają się wieść możliwie normalne życie. Mają przyjaciół, jeżdżą na wakacje, ale nie mogą niezauważeni robić zakupów w supermarkecie czy wyjść na ulicę. Taka jest cena życia w bajkowych w przywilejach. William nie miał na to wpływu - to kwestia urodzenia. Catherine, poślubiając trzeciego w kolejce do tronu, zmieniła bezpowrotnie swoje życie. To jej decyzja.
Rodzina królewska nie jest tworem, który podlega takim samym przeobrażeniom, jak inne formy słonecznego i państwowego bytu. W pewnym sensie podobna jest do kościoła, który niełatwo poddaje się reformom. Brytyjczycy często nazywają rodzinę królewską "firmą". Na królową mówią nawet dobrodusznie: Brenda. William i Catherine stali się częścią mechanizmu, który fascynuje ludzi na całym świecie. Są też narzędziem w rękach demokratycznie wybieranego rządu.
Para arystokratów nie wpadła sama na pomysł przyjazdu do Polski. Udają się do naszego kraju na wyraźną prośba brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Ich podroż jest elementem kampanii mającej na celu podtrzymanie dobrych stosunków z innymi krajami Unii Europejskiej w obliczu nadchodzącego Brexitu. Williama i Catherine nazywa się nawet "ambasadorami Brexitu". To tytuł nieoficjalny.
Oficjalnie Windsorowie nie mogą mieszać się do polityki. Muszą unikać komentarzy i wygłaszania opinii, które popierają lub krytykują poczynania władz. To jeden z wymogów monarchii konstytucyjnej - systemu władzy, który panuje na Wyspach. Mogą natomiast podróżować i rozdawać uśmiechy. Ściskać dłonie prezydentów i premierów w przekonaniu, że na tym polega ich rola.
Rodzina królewska istnieje wyłącznie dlatego, że pozwala jej na to suweren, czyli naród, nie na odwrót. Parlament wprowadzając jedna ustawę, mógłby się jej na zawsze pozbyć. Jest jednak pięknym nawiązaniem do przeszłości i magnesem dla milionów turystów. Nie ma jednak wymiernego przełożenia na życie Brytyjczyków. To jedynie żywa legenda.
Komentatorzy podkreślają jednak, że William i Catherine są wyjątkowi. W odróżnieniu od wcześniejszego pokolenia rodziny królewskiej, nie popełnili na razie wizerunkowego błędu. Stronią od skandali. Wydają się zwykłą, nowoczesną rodziną. On do niedawna był pilotem ratunkowego helikoptera, a więc miał zawód, co wcale w błękitno-krwistych kręgach nie jest tak oczywiste. Ona nie pochodzi z arystokratycznego domu. Udziela się charytatywnie i powoli staje się ikoną - na miarę matki Williama i Harry'ego, księżnej Diany.
Życie książąt zawsze będzie naznaczone cieniem wypadku samochodowego, w którym zginęła ich matka, księżna Diana. Ich widok maszerujących za jej trumną na stałe wpisał się w kolektywną świadomość Brytyjczyków. Musieli przeżywać tę tragedię publicznie, będąc poniekąd pozbawionymi prawa do osobistej żałoby. To symbol starej rodziny królewskiej - kostycznej i pozbawionej ciepła.
Wilam i Catherine robią wszystko by zmienić ten osąd. Pokazuje się publicznie z dziećmi, są nowoczesną rodziną świadomą swych obowiązków, ale chroniącą jednocześnie prawa do prywatności. William doskonale wie jaką cenę zapłaciła jego matka ścigana przez hordy paparazzi. Dlatego gdy francuski magazyn "Closer" opublikował roznegliżowane fotografie jego żony, William zażądał 1,5 miliona euro odszkodowania.
Książęca para inaczej postrzegana jest na Wyspach, a inaczej poza granicami Wielkiej Brytanii. Dla większości młodych Brytyjczyków ich wyeksponowana rola jest historycznym anachronizmem. We współczesnym świecie - jak twierdzą - nie ma miejsca dla książąt i księżniczek. We współczesnej demokracji wszyscy są równi, a jedynym arbitrem jest urna wyborcza. Nikt nie wybrał William i Catherine, by ich reprezentowali. To dla republikańsko usposobionych Wyspiarzy oczywiste nieporozumienie.
Natomiast miłośnicy rodziny królewskiej daliby się za nich poćwiartować. Są symbolem nadziei, nowej odrodzonej gałęzi Windsorów, która żyje w nowoczesnym stylu i tempie.
Poza granicami królestwa, bajkowy splendor, bogate palące i karety wydają się egzotyczne. To marka, która otwiera książęcej parze wszystkie wrota. Wystarczy popatrzeć, z jakimi honorami będzie przyjmowana w Polsce. W erze Brexitu, nowego gospodarza Białego Domu i zawirowań nad Wisłą, miło popatrzeć na parę dystyngowanych młodych ludzi, którzy wzięli na barki więcej, niż przeciętna młoda para wychowujące dwójkę dzieci.
Patrząc na małego Georga i Charlotte można tylko przypuszczać , że ich również czeka skomplikowane życie. Nawet jeśli w wieku 4 i 2 lat jeszcze tego nie wiedzą.