Nie milkną echa skandalu z udziałem reprezentacji Norwegii podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Gospodarze zawodów zostali przyłapani na majstrowaniu przy kombinezonach do skoków. Zanim zapadną jakiekolwiek decyzje ze strony FIS, warto przyjrzeć się, co wymyśliła ekipa norweska, jak wielu krajów dotyczy problem i kto już próbował "udoskonalić" kombinezon. O tym opowiada w rozmowie z reporterem RMF FM Pawłem Koniecznym Tadeusz Szostak-Berda, sędzia narciarski i twórca kombinezonów naszej kadry.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
To nie pierwsza próba ominięcia przepisów. Podobny krok do głośnej sytuacji z Trondheim wykonali niegdyś Austriacy w... kombinacji norweskiej. Wiele lat temu użyli oni żyłki troszkę grubszej jak ta wędkarska, zaczepiali za specjalny uchwyt u buta. Dzięki temu kombinezon obciągał krok niżej, niż wynikałoby to z normalnej konstrukcji uchwytu na pasek. W czasie lotu ten kombinezon układa się nieco inaczej. To tyle i... aż tyle. Taki zabieg nie powoduje wydłużenia długości skoku o 10-15 metrów, ale testy wykazały, że może przyczynić się do pokonania 1 do 1,5 metra więcej. A przy wyrównanej walce o medale to bardzo dużo - podkreśla Tadeusz Szostak-Berda.
W ostatnim czasie kibice skoków narciarskich nieco przywykli do dyskwalifikacji. Stała się ona codziennością przy okazji konkursów. A majstrowanie przy sprzęcie to przecież oszustwo. Kary za to są stanowczo za niskie. Jedyne, co grozi skoczkowi, to dyskwalifikacja. Przecież to jakiś żart. Trenerzy i sztaby są w stanie poświęcić jakiegoś zawodnika, żeby sprawdzić, czy testowany na nim kombinezon przejdzie kontrolę. I tak oszukują innych. Majstrowanie przy sprzęcie powinno być tak surowo traktowane jak doping. Jeśli za coś takiego groziłoby zabranie wszystkich premii czy zdobyczy od początku sezonu, a także np. roczna dyskwalifikacja - żaden nie odważyłby się czegoś takiego robić - podkreśla rozmówca RMF FM.
Do zmiany przepisów potrzebna jest chęć przedstawicieli narciarskich federacji. Wiadomo, że ci, którzy osiągają sukcesy, nie będą chętni do zmieniania czegoś, co działa. A uważam, że powinno się zrobić to, co zrobiono w narciarstwie alpejskim. Nie powinno się dawać możliwości naciągania, interpretacji własnej przepisów. Kontrolerzy są często krytykowani za dyskwalifikowanie albo brak dyskwalifikacji, a przed kamerami widzimy, jaki zapas ma dany skoczek w kombinezonie. Potem okazuje się, że przeszedł przez kontrolę bez żadnego problemu. On wykonuje takie gesty, rozciąganie, że ten kombinezon mieści się w granicach dopuszczonych przepisami. A pretensje spadają na Christiana Kathola, który zgodnie z zasadami to wszystko kontroluje - zwraca uwagę Tadeusz Szostak-Berda.
Federacjom zrzeszonym w FIS zmiany nie są na rękę. Gdy pada propozycja, by nieco pogrubić kombinezon, ale zmienić przepis na taki, że strój ma przylegać do ciała to pada śmieszny argument o tym, że skoki będą krótsze i trzeba będzie wydłużyć najazd. Prędkość będzie większa o 2 km/h i ponoć to groźne dla skoczków. Gdy w genialnej formie byli Adam Małysz czy Kamil Stoch, to trenowali na belce ustawionej o 3 poziomy niżej od kolegów z reprezentacji. Juniorzy mieli wyższą o kolejne trzy poziomy. Osiągali prędkość właśnie o 2 km/h wyższą od Małysza czy Stocha i żadnego zagrożenia nie było - wspomina sędzia narciarski.
W ostatnich dniach skokami narciarskimi wstrząsnęła afera z udziałem norweskich zawodników. Mieli w niedozwolony sposób korzystać z dodatkowych kombinezonów. Obecnie są one chipowane, ale gospodarze mistrzostw mieli duplikować dane i wszywać dodatkowe chipy do nowych kombinezonów. W środowisku skoczków pojawiły się filmy potwierdzające ten proceder. Opublikował je portal sport.pl.
Szczegy afery dotyczcej czipowania kombinezonw i tego co dziao si przed konkursem na duej skoczni take wok FIS na @sportpl https://t.co/IzbQv5OUrO
JakubBalcerskiMarch 8, 2025
Na skoczni zostało to przekazane FIS-owi, za bardzo nie chciał nic z tym zrobić - komentował szef Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz. Pierwszy protest złożony podczas konkursu przez Polaków, Austriaków i Słoweńców dotyczył chipów. FIS odrzucił go, argumentując, że trzeba sprawdzić, czy nagrania są prawdziwe.
Okazało się, że Norwegowie mają za uszami zdecydowanie więcej. W ich kombinezonach były wszyte paski, dzięki którym naciągali stroje. Szef Pucharu Świata Sandro Pertile przyznał w Eurosporcie, że dopiero rozcięcie kombinezonów po konkursie pozwoliło na weryfikację tych informacji.
Po ostatnim konkursie skoków na MŚ zdyskwalifikowani zostali Marius Lindvik i Johann Andre Forfang. W kolejnych dniach zawieszeni zostali trener kadry Norwegii Magnus Brevig oraz Adrian Livelten, szef techniczny kadry skoczków. Reprezentacja Norwegii straciła też pierwszych sponsorów.