Na trzy kolejki przed końcem tego sezonu w czołówce robi się coraz ciaśniej. Prowadzi wciąż Legia Warszawa, ale już tylko punkt traci do niej Ruch Chorzów. Podium z dwoma oczkami straty uzupełnia ekipa Śląska Wrocław.
Pierwszy piątkowy mecz mógł zniechęcić kibiców do oglądania pozostałych spotkań. Cracovia bezbramkowo zremisowała u siebie z Widzewem i pozostała czerwoną latarnią naszej ligi. Ciekawiej było już w Warszawie, gdzie Polonia podejmowała Ruch Chorzów. "Niebiescy" wygrali 1:0 i ich kibicom znów wróciła wiara w mistrzostwo Polski.
Tym bardziej, że w sobotnim hicie naszej ligi, Legia zagrała tak, jak oczekiwali tego chorzowianie. Gospodarze nie potrafili strzelić bramki na Łazienkowskiej, do siatki trafił za to Lech, a dokładniej Artjom Rudniew. 21. bramka w sezonie dała jego drużynie awans na 4. miejsce. Pozostałe sobotnie mecze nie miały już wpływu na czołówkę tabeli - Jagiellonia 2:1 wygrała z Górnikiem Zabrze po dwóch trafieniach niezawodnego Tomasza Frankowskiego, a Wisła, po piorunującej końcówce, 3:1 ograła Podbeskidzie Bielsko-Biała.
Niedziela zaczęła się od spotkania drużyn, które niemal o nic już w tym sezonie nie walczą. Zagłębie Lubin i GKS Bełchatów zgodnie podzieliły się punktami, remisując 1:1. Taki sam wynik kibice ujrzeli na PGE Arenie, ale tam emocji nie brakowało. Do Gdańska przyjechał Śląsk Wrocław, który w razie zwycięstwa zrównałby się punktami z Legią Warszawa. Ale już w 15. minucie wrocławianie poczuli, że o 3 punkty może być szalenie trudno - czerwoną kartkę otrzymał Tadeusz Socha i Śląsk musiał męczyć się w dziesiątkę. Mimo to drużynie z Wrocławia udało się trafić do siatki, ale na 10 minut przed końcem Lechia wyrównała.
W poniedziałek jeszcze jeden mecz - ważny zarówno dla dołu jak i góry tabeli - ŁKS gra z Koroną Kielce.