"Czapki z głów przed chłopakami. Wielkie osiągnięcie! Mam nadzieję, że koszykówka na stałe zagości w sercach kibiców" – mówi w RMF FM były rozgrywający kadry koszykarzy Robert Skibniewski po ostatnim meczu jego kolegów na Mistrzostwach Świata. Polska po porażka z Amerykanami zostanie sklasyfikowana na ósmym miejscu. Zdaniem Skibniewskiego to może być początek dobrego okresu w naszej koszykówki, bo do gry w kadrze szykuje się kilku zdolnych, młodych zawodników.
Patryk Serwański, RMF FM: Zakończyliśmy Mistrzostwa Świata porażką z USA. Bilans reprezentacji to cztery zwycięstwa i cztery porażki, ale awans do ćwierćfinału i ósma lokata to duży sukces - tu nie ma żadnych wątpliwości.
Robert Skibniewski: Ogromny wręcz sukces. To wspaniały czas dla naszej koszykówki, bo były sukcesy w 3x3 czy koszykarzy na wózkach. A za to, co zrobiła nasza kadra w Chinach, to czapki z głów przed chłopakami. Wielkie osiągnięcie! Mam nadzieję, że koszykówka na stałe zagości w serach kibiców.
Czego zabrakło w tym meczu z Amerykanami? Chyba szkoda tej mizernej skuteczności z dystansu w pierwszej połowie. Później, w obliczu naszej lepszej gry, tych punktów zabrakło.
Wyszliśmy z za dużym respektem do rywala. Czuliśmy tą presję, ciśnienie. W przerwie trener Taylor chyba skutecznie porozmawiał z zawodnikami, bo zaczęliśmy grać spokojnie, na luzie i to przyniosło efekty. Zaczęliśmy trafiać trójki, gra zaczęła wyglądać lepiej. Byliśmy blisko ekipy USA.
W naszej drużynie są koszykarze ograni w Europie, ale niektórzy rywalizują od lat w polskiej lidze. Dla nich zagranie z drużyną złożoną z graczy NBA to musi być wielkie wyzwanie i wielkie przeżycie.
Jesteśmy jedyną drużyną w czołowej ósemce, które nie ma w składzie ani jednego zawodnika grającego obecnie lub w przeszłości w lidze NBA. To pokazuje, że reprezentacja poszła w dobrą stronę. Cierpliwość do trenera i zawodników przyniosła efekty.
Ale mamy zawodnika, który do NBA może trafić. Aleksander Balcerowski dopiero zbierał pierwsze szlify w reprezentacji i to na Mistrzostwach Świata. Był chwalony, bo choć pokazał niedostatki, to widzieliśmy też ogromny talent i możliwości.
Przed Olkiem Balcerowskim świetlana przyszłość. Mocno mu kibicuję. Już przed Mistrzostwami na turnieju w Hamburgu pojawili się trenerzy z NBA: Jim Boylen z Chicago Bulls czy Billy Donovan z Oklahoma City Thunder. Oni podkreślali, że to wielki talent. Wszystkie oczy w koszykarskim świecie są na niego skierowane. Jest obserwowany i oby mu się udało.
Mimo gry w kratkę rolę kapitana uniósł Adam Waczyński. Zobaczyliśmy, jakie możliwości ma Mateusz Ponitka. Adam Hrycaniuk pod koniec kariery wyrósł na najważniejszego podkoszowego gracza kadry. To wszystko na linii zawodnicy - trener zadziałało, bo pokazaliśmy chyba maksimum potencjału.
Ci koszykarze mają ogranie na europejskich parkietach. Waczyński gra w Hiszpanii, Ponitka w Rosji. Hrycaniuk w polskiej lidze, ale regularnie występuje w europejskich pucharach. Jako reprezentacja od lat nie graliśmy z tak uznanymi markami jaki USA, Argentyna, Hiszpania. Takiej regularności nam brakuje w grze o wysoką stawkę. Dlatego to tak duży sukces zawodników, trenera. Oby polski basket zrobił krok do przodu.
Co wymieniłby pan jako największy atut drużyny na tym turnieju? Przygotowanie fizyczne, mentalne czy jednak zespołową grę? Akcenty w ataku potrafiliśmy rozkładać na kilku graczy np., gdy Ponitka był mocno pilnowany po tym, jak rozegrał 2-3 świetne mecze.
Ameryki nie odkryję. Wszyscy podkreślają zespołowość w naszej grze. Trener Taylor ma tak skonstruowany system, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Ponitka świetnie się w tym odnajduje i jego statystyki z tego turnieju odbiją się echem w koszykarskim świecie. Hrycaniuk ma fundamenty koszykarskie opanowane od perfekcji i pokazał, że z gwiazdami można grać jak równy z równym. Naprawdę rozpiera mnie duma po tym, co kadra pokazała w Chinach.
Co z przyszłością kadry? Bo trzeba szukać zmian, młodszych zawodników. Z całym szacunkiem dla ogromnego doświadczenia np. Łukasza Koszarka, ale to już jego ostatnie podrygi w reprezentacji.
Mamy wspaniałą młodzież z roczników 1999-2003. Trenerzy grup młodzieżowych Dawid Mazur, Andrzej Adamek, Przemek Frasunkiewicz robią świetną robotę. A co do konkretów: Łukasz Kolenda z Trefla Sopot był z reprezentacją na zgrupowaniu przed Mistrzostwami i pewnie niebawem rozgości się w kadrze na dobre. Mówiliśmy o Olku Balcerowskim. Jest Aleksander Dziewa, Filip Siweruk. Jest materiał do pracy i to optymistyczne.
Trener Taylor powinien dostać czas na przemodelowanie drużyny?
Jak najbardziej. Cierpliwość jest wymaga w budowaniu czegoś w sporcie. W tydzień, miesiąc, pół roku nic nie zrobimy. Argentyńczycy, Hiszpanie, z którymi przegrywaliśmy na tym turnieju grają w finale. Na Luisie Scoli od lat opiera się gra Argentyny. Ricky Rubio zaczynał na Eurobaskecie w Polsce 10 lat temu. Tak się buduje liderów - to proces, by dojść do sukcesu.
Przed finałem chyba większość fanów basketu zachwycona właśnie Scolą. 39 lat na karku, a jest bohaterem Argentyny. Przygotowywał się przez kilka miesięcy indywidualnie do tego turnieju. Efekty są świetne. Pan też czuje, że to taki fajny moment dla basketu, w którym taki weteran może dać złoto swojej reprezentacji?
To jest piękna sprawa, że Scola gra na takim poziomie. Drugi argument to Facundo Campazzo - rozgrywający, 180 cm wzrostu. To dowód, że niscy zawodnicy mogą grać na wysokim poziomie. Argentyna gra pięknie. Widać, że cieszą się grą. Można już po trzech tygodniach tęsknić za rodziną, czuć zmęczenie, ale na parkiecie nie widać u Argentyńczyków żadnych problemów. Będę im w finale kibicował. Mam nadzieję, że zdobędą złoto.