Lech Poznań podzielił się punktami z Legią Warszawa (1:1) w najważniejszym meczu 13. kolejki Ekstraklasy. Gole zdobyli Gergo Lovrencsics i Tomasz Jodłowiec. Po niezbyt przekonującej pierwszej połowie w drugiej kibice obejrzeli bardzo emocjonujące widowisko.
W poprzednim sezonie Legia dwukrotnie pokonała Lecha. W Poznaniu 3:1 i u siebie 1:0. Piłkarze "Kolejorza" zapowiada przed meczem, że teraz taka sytuacja się nie powtórzy. Porażka byłaby zresztą bardzo dotkliwa, bo po 11 ligowych spotkaniach Lech tracił do Legii już osiem punktów.
Fragmenty pierwszej części gry potwierdzały słowa Lechitów. W 11 minucie soczysty strzał z dystansu oddał Szymon Pawłowski, piłka skozłowała jeszcze przed Wojciechem Skabą, ale ten zdołał obronić uderzenie. Po kilkudziesięciu sekundach Barry Douglas trafił w słupek z rzutu wolnego (Jakub Rzeźniczak zagrał piłkę ręką) - Skaba mógł się tylko przyglądać. To były najlepsze okazje gospodarzy. Goście tak dobrych sytuacji sobie nie wypracowali. W pierwszej połowie jedną wymuszoną zmianę musiał przeprowadzić trener Legii Jan Urban. Po zderzeniu Łukasza Brozia... z Jakubem Koseckim ten pierwszy musiał zejść z boiska u dać się do szpitala na zszycie rany. Przez 45 minut sędzia pokazał jedną żółtą kartkę. Koseckiego sfaulował Łukasz Trałka.
W drugiej połowie wreszcie doczekaliśmy się bramek. Już w 47 minucie po rzucie wolnym błąd Maciej Gostomskiego w zamieszaniu podbramkowym wykorzystał Tomasz Jodłowiec. "Kolejorz" bardzo szybko odpowiedział. Gergo Lovrencsics ładnie kiwnął w polu karnym Jakuba Rzeźniczaka i po 50 minutach gry mieliśmy znów remis. Kolejnych akcji nie brakowało. Dobre sytuacje zmarnowali Władimer Dwaliszwili i Tomasz Brzyski, Skaba musiał z kolei bronić ładny strzał Łukasza Teodorczyka. Kilka minut później bramkarz Legii wyłapał podanie do wychodzącego do piłki napastnika Lecha, a Maciej Gostomski obronił w sytuacji sam na sam z Henrikiem Ojaamą. W ostatnim kwadransie spotkania przewagę uzyskali goście. W 84 minucie po rzucie wolny Brzyskiego w słupek trafił Vrdoljak, ale sędzia zasłużenie odgwizdał spalonego.
W pierwszym niedzielnym meczu Śląsk Wrocław przegrał u siebie z Zawiszą Bydgoszcz 1:2. Co prawda pierwsi bramkę zdobyli gospodarze dzięki Sylwestrowi Patejukowi, ale później to Rafał Gikiewicz dwa razy wyciągał piłkę z siatki. Najpierw Luis Carlos, a kwadrans przed końcem Vahan Gevorgyan.