Polki walczą o finał turnieju w Montreux! Wczoraj pokonały 3:1 Niemki i dziś o możliwość gry o medal powalczą z reprezentacją Tajlandii. Reprezentacja pod wodzą Jacka Nawrockiego podeszła do tego turnieju po trosze treningowo. Szkoleniowiec część zawodniczek zostawił w Polsce. Jedną nich jest Monika Bociek, która w trakcie turnieju w Szwajcarii trenuje w Szczyrku. O minionym sezonie ligowym i rozpoczętym sezonie reprezentacyjnym z naszą siatkarką rozmawiał Wojciech Marczyk.

REKLAMA

Wojciech Marczyk RMF FM: Humor chyba dopisuje. Kapitalny sezon, teraz zgrupowanie...

Monika Bociek: Kapitalny sezon, bo zdobyłyśmy mistrzostwo Polski. Teraz dostałam powołanie do kadry narodowej; dziękuję trenerowi za wyróżnienie. Myślę, że może to być wymarzony sezon na ten rok, ale oczekuję więcej w kolejnym.

Więcej, czyli?

Więcej jeśli chodzi o osobisty rozwój. Uważam, że potrzebuję rozwoju. Mam nadzieję, że przyszły sezon będzie równie udany. Nie mówię oczywiście na razie o medalach, bo jest na to za wcześnie. Ale mam nadzieję, że będzie równie udany i będę z niego tak samo zadowolona jak w tym roku.

Jak wrażenia po pierwszych dniach z kadrą?

Na pierwszym treningu było dość nieswojo. Dopiero na początku zgrupowania dotarło do mnie, że jesteśmy mistrzyniami Polski. Doszło też do mnie to, że trzeba tę część sezonu oddzielić. Teraz już jest kadra i przed nami poważne wymagania. Trzeba skoncentrować się na tym, bo czeka nas ciężki sezon kadrowy.

Teraz w takim razie walka o nazwisko i o pokazanie swojej wartości dla reprezentacji.

W tej chwili mistrzostwo Polski ŁKS-u już nie ma żadnego znaczenia. Tutaj jesteśmy inną drużyną i walczymy o inne cele. Trzeba spiąć się jeszcze bardziej i pokazać, że powołanie, które dostałyśmy, nie jest przypadkiem.

Każdy trener ma swój styl. Czy styl trenera Nawrockiego udało się już wyczuć?

Trudne pytanie. Zależy o jaki styl chodzi. Emocjonalny, sportowy...

Sposób prowadzenia drużyny, bo to chyba ważne dla zawodniczki; szczególnie takiej, która wchodzi do kadry i ma pierwszy kontakt z trenerem.

Ja z trenerem Nawrockim mam kontakt już od kilku lat. Dobrze się znamy i myślę, że możemy rozmawiać otwarcie. Dobrze czuję się tutaj z dziewczynami i ze sztabem. Teraz trzeba tylko walczyć o najwyższe cele.

Nie chodzi o zastrzeżenia, ale o odczucia. Czy już stworzyła się grupa; czy może jednak te pierwsze mecze Ligi Narodów wprowadzą was w ten przebogaty sezon reprezentacyjny.

Myślę, że jest za wcześnie na mówienie o grupie i team spirit. Taką grupę czułam pod koniec tamtego sezonu kadrowego. W tym sezonie jest jeszcze zbyt wcześnie.

Jakie są główne wyzwania w tym sezonie dla pani?

Dziewczyny są teraz z Montreux. Turniej otwiera sezon i będzie można sprawdzić, w jakim miejscu jesteśmy i nad czym trzeba pracować. Kolejnym turniejem jest Liga Narodów, gdzie już trzeba potraktować go poważnie. Nie mówię, że nie zrobiłyśmy tego w tamtym roku, ale wtedy byłyśmy tak naprawdę beniaminkiem. Drużyny nie wiedziały, jak z nami grać, na czym będzie opierać się nasza gra i czego się po nas spodziewać. W tym roku już lepiej nas znają. W tym roku też jest sporo imprez. Nie wiadomo, jak inne kadry podejdą do Ligi Narodów; czy wezmą ją na poważnie, czy nie. Trzeba pamiętać, że później są jeszcze mistrzostwa Europy i turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich.

Który turniej jest dla pani najważniejszy? Można w ogóle ułożyć taką gradację?

Ja bym czegoś takiego nie układała. Aczkolwiek igrzyska olimpijskie są spełnieniem marzeń każdego sportowca. Mimo to, nie wartościowałabym tych turniejów, bo czuję się młoda zawodniczką i każdy taki turniej jest dla mnie bardzo ważny; z każdego turnieju nadal mogę wyciągać bardzo wiele.

W zeszłym sezonie byłyście traktowane trochę z przymrużeniem oka. To była młoda, docierająca się kadra. W tym sezonie więcej osób będzie coraz więcej od was wymagać.

Owszem, pokazałyśmy, jaki poziom gry możemy osiągać. Dobrze byłoby, gdybyśmy w tym roku wystartowały z tego poziomu. Nie możemy jednak zapewniać o niczym. Możemy jedynie zagwarantować, że będziemy walczyły o każdą wygraną. Na pewno w tym roku będzie trudniej, bo same zawiesiłyśmy sobie poprzeczkę wyżej.

Mistrzostwa na własnym terenie to dla was plus? Poza tym główna areną zmagań będzie Łódź...

Liczymy na kibiców ŁKS-u (śmiech). Polscy kibice są wspaniali i cieszymy się, że możemy grać we własnym kraju; w swojej ojczyźnie. Na pewno kibice nas nie zawiodą.

Dużo było rozmów z bratem o ligowej siatkówce?

Pod koniec rozmawialiśmy, że może obojgu uda się wyrwać medal. Jednak drużynie z Zawiercia powinęła się noga. Nie udało im się, choć moim zdaniem byli bliżej złota niż tego brązowego medalu. Ale faktycznie w ostatnim czasie dużo rozmawiałam z bratem; gratulowaliśmy sobie nawzajem dobrych meczów i wyników. Kiedy weszliśmy do czwórki, oboje byliśmy z siebie bardzo dumni. Jednak to on osiągnął troszkę gorszy wynik w tym sezonie. Myślę jednak, że brat jest ze mnie dumny, bo będąc w moim wieku, też zaczynał przygodę z poważną siatkówką.

Chyba na początku sezonu mało kto myślał o Zawierciu w kategorii kandydata do medalu?

Zawiercie w tym sezonie grało dopiero drugi rok w Plus Lidze. Nie pamiętam sezonu w ostatnich latach, żeby taki beniaminek wskoczył na tak wysoką pozycję w Plus Lidze. Może dlatego nikt na nich nie stawiał i nie oczekiwał takiego wyniku.

Gdy spotykacie się z rodziną...

...to raczej unikamy rozmów o siatkówce i koncentrujemy się na rodzinie. Siatkówka to przecież nasza praca i staramy się o tym nie rozmawiać w domu.

Czyli przy rodzinnym stole ani zdania, bo zaraz oboje wychodzicie?

Nie (śmiech). To raczej rodzice wypytują, a my - ani zdania, bo zaraz przestaniemy w ogóle rozmawiać.