35 tys. widzów na stadionie w Turynie i 2 mld przed telewizorami oglądało ceremonię otwarcia XX Igrzysk Olimpijskich. Prawie 3-godzinny spektakl oszołomił wszystkich; sami organizatorzy nie spodziewali się aż tak dużego sukcesu.
Organizatorzy olimpiady zapowiadali, że będzie to największy show na świecie, ale przy tym co pokazali, można powiedzieć, że była to wyjątkowo skromna zapowiedź.
Mistrzowsko wyreżyserowany spektakl pełen ciepłych kolorów, odniesień do bogatej historii Włoch od renesansu do baroku, Italia współczesna i Turyn w sercu Alp. A wszystko to doprawione doskonałą muzyką.
Dech w piersiach zapierały bajeczne kostiumy barokowe, animacje akrobatów i pokazy tancerzy. Fragmenty opery "Turandot" zaśpiewane przez Luciano Pavarottiego dopełniły artystycznego dzieła.
Nie zabrakło też włoskiej gwiazdy kina Sophie Loren, która wraz z ośmioma innymi kobietami wniosła na stadion olimpijską flagę. Prawdziwą euforię wywołała jednak olimpijska pochodnia i Alberto Tomba, który wszedł z nią jako pierwszy.
Znicz odpaliła jednak ostatnia w sztafecie była włoska biegaczka narciarska Stefania Belmondo. Włoskie gazety piszą o niesamowitym, niepowtarzalnym i emocjonującym przedstawieniu. I chyba nie ma w tym żadnej przesady.