AC Milan pokonał FC Barcelonę 2:0 w pierwszym meczu 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Na listę strzelców wpisali się Kevin-Prince Boateng i Sulley Muntari.
Taki wynik mogli obstawiać tylko najbardziej zagorzali fani zespołu z Mediolanu. Przed pierwszym gwizdkiem ekipa trenera Allegriego była skazywana na porażkę. Eksperci zastanawiali się tylko nad wymiarem zwycięstwa Barcelony, które wydawało się nieuniknione. Naszpikowana gwiazdami drużyna z Katalonii gra w tym sezonie fantastycznie, a piłkarze Milanu nie mogli wzbudzać u swoich rywali gęsiej skórki.
Już w pierwszej połowie lekką przewagę miała drużyna gospodarzy. Ekipa z Hiszpanii mozolnie budowała akcje, atak pozycyjny zazwyczaj skutkował, ale tym razem Messi i spółka nie mogli przebić się przez dobrze funkcjonującą obronę gospodarzy. Ci szukali swoich okazji po kontrach, kilka razy zmusili Valdesa do większego wysiłku, ale w pierwszej połowie kibice nie zobaczyli bramek.
Drugie 45 minut miało być popisem Barcelony, ale niespodziewanie to Milan zadał Katalończykom niespodziewane dwa ciosy. Pierwszy nastąpiłw 58. minucie. Po strzale z dystansu Muntariego piłka odbiła się jeszcze od Zapaty, do futbolówki dopadł Boateng i z 16 metrów skierował ją do bramki. Ta sytuacja długo będzie jednak budzić kontrowersje, bo jak pokazały telewizyjne powtórki piłka dotknęła ręki Zapaty. Wściekli podopieczni Vilanovy rzucili się do odrabiania strat, ale z tych starań niewiele wynikało. A Milan czekał i się doczekał - w 82. minucie gospodarze ruszyli z kontrą, El Shaarawy zagrał nad głową Puyola do Muntariego, a ten bez przyjęcia uderzył na bramkę i Valdes po raz drugi wyciągał piłkę z siatki. Sędzia doliczył aż 5 minut, ale Barcelona nie była w stanie zadać choć jednego dobrego ciosu i przed rewanżem zaplanowanym na 12 marca jest w bardzo złej sytuacji.