14-krotny mistrz Polski niebawem może zniknąć z piłkarskiej mapy kraju. Klub po raz kolejny w swojej historii, ma ogromne finansowe problemy. Pracownicy, którzy od kilku miesięcy nie otrzymują wynagrodzenia, strajkują. Nie trenują też piłkarze, którym klub zalega z wypłatami. Nie widać też, by ktokolwiek ze współwłaścicieli klubu chciał robić cokolwiek, by Niebieskich uratować.
Od ponad tygodnia w klubie trwa strajk pracowników, którzy od kilku miesięcy nie otrzymują wypłat. W czwartek wystosowali apel do akcjonariuszy Ruchu, w którym zaznaczyli, że na ten moment potrzeba ok. miliona złotych, żeby spłacić najpilniejsze zadłużenia, żeby klub zaczął działać. Tym bardziej, że pracy jest bardzo dużo, bo rozgrywki trzeciej ligi startują już za tydzień w piątek.
Apel strajkujcych pracownikw Ruchu Chorzw https://t.co/9tTVxOvSVA pic.twitter.com/kLbxEeSN3a
ruchchorzow192025 lipca 2019
Wszystko wygląda jednak na to, że Niebiescy w nich nie wystartują. Ze strajkującymi pracownikami solidaryzują się bowiem piłkarze, którzy nie trenują, a którym klub także zalega z wypłatami. Piłkarze z tego powodu nie rozegrają też zaplanowanego na sobotę sparingu z rezerwami Podbeskidzia Bielsko-Biała.
W ostatnich dniach nie trenowaliśmy, no i myślę, że na 100% nie zagramy sparingu. Jeśli nic się nie wyjaśni do jutra, to nie zagramy - mówił na zwołanej konferencji prasowej trener Ruchu Chorzów Łukasz Bereta.
By jednak coś się zmieniło, potrzeba ok. miliona złotych i to najpóźniej do poniedziałku. Szanse na to, żeby pieniądze się znalazły są niewielkie. Miasto, z którym Ruch podpisał umowę na promocję - w wydanym oświadczaniu - podkreśliło, że może przekazać 600 tysięcy, które wynikają z zapisów umowy. By tak się stało, pracownicy muszą wrócić do swoich zajęć i wypełnić zapisy kontraktu, wśród których znajduje się realizacja filmów promocyjnych. Całość oświadczenia możecie przeczytać TUTAJ>>>
Problem jednak w tym, że pieniędzy z umowy na promocję nie wystarczy na najpilniejsze potrzeby.
Ruch nie jest w stanie w obecnej sytuacji przystąpić do rozgrywek. Poza tym, że nie są do nich przygotowani zawodnicy, to i sam klub. Piłkarze nie mają bowiem nawet strojów, w których mogliby wystąpić. Nadal nie ruszyła sprzedaż biletów i karnetów, która co roku stanowiła spory zastrzyk gotówki. Klubowy sklepik, czyli popularny "grzybek" świeci pustkami, bo nie ma pieniędzy by zapełnić go towarem. Żeby zorganizować mecz, który jest imprezą masową, potrzeba zabezpieczeń, a na to nie ma pieniędzy - mówią pracownicy.
Jeżeli chodzi o organizacje imprez masowych nie mamy zabezpieczania ochrony. Nie mamy zabezpieczania medycznego. Nie mamy również wykupionej polisy OC, od odpowiedzialności cywilnej przy organizacji imprez masowych. Należy nadmienić, że praktycznie całą zeszłą rundę zagraliśmy na kredyt i wobec tych podmiotów mamy zadłużenie. Za większą ilość meczy z rundy wiosennej. Teraz od nas się oczekuje, że będziemy rozmawiać z tymi podmiotami, wobec których mamy zadłużenie nawet kilkusettysięczne i będziemy próbowali ich namówić, żeby przystąpili do meczu praktycznie bez gwarancji wypłaty pieniędzy. Ja nie wiem czego od nas oczekują właściciele. Może, że my z własnych pieniędzy zrobimy zrzutkę na te podmioty, ale nawet to nie jest możliwe, bo od kilku miesięcy nie dostajemy wypłat - mówił na spotkaniu z dziennikarzami pracownik klubu Tadeusz Knopik.
Problemy Ruchu dotyczą nie tylko pierwszego zespołu, ale też akademii, która szkoli dzieci. Z niej uczyniono deskę ratunku dla klubu, ponieważ wielokrotnie składki młodych zawodników nie trafiały do kasy akademii, a do klubu by możliwe było jego funkcjonowanie.
Swego czasu jeden z akcjonariuszy zaproponował, że zostanie utworzone subkonto dla akademii. Wtedy będzie ona niezależna i będzie płynnie funkcjonować. Okazało się, że te konto zostało stworzone po to, żeby łatać klubu, a nie akademii. Jesteśmy zadłużeni na każdym polu, na którym działamy ponieważ nie mamy do niego dostępu. Mamy tylko podgląd. Składki wpływają na konto akademii, a w praktyce są przesuwane - mówiła Anna Bargiel pracownica akademii piłkarskiej Ruchu Chorzów.
Kolejnym problemem są letnie obozy dla zawodników akademii. Mają się one rozpocząć się w przyszłym tygodniu, jednak nie ma pewności czy tak się stanie! Rodzice wyjazd opłacili, klub jednak z powodu problemów z finansami nie przelał pieniędzy na konto ośrodka, gdzie młodzi piłkarze mieli wyjechać. Czas ma na to do środy, ale z powodu pustego konta trudno będzie to zrobić. Jeżeli akademia wyjedzie na letnie obozy, to trenerzy pojadą za darmo - bez wynagrodzenia. Wszystko po to żeby nie zawieść dzieci i rodziców. Klub wobec pracowników akademii ma największe zaległości finansowe.
Ruchem próbuje zarządzać teraz wiceprezes Marcin Waszczuk. To jest jednak bardzo trudne, bo na razie, poza dialogiem z pracownikami i kibicami, nic nie udało się zrobić. Wszystko dlatego, że właściciele Niebieskich nie palą się do zainwestowania kolejnych środków w klub. W tym tygodniu Waszczukowi udało się zorganizować 40 tysięcy złotych, które zaraz trafiło do pracowników.
W obecnej sytuacji pracownicy Ruchu chcą od akcjonariuszy klubu czyli miasta Chorzów, Zdzisława Bika i Aleksandra Kurczyka tylko jednego:
Akcjonariusze litości. Powiedzcie idziemy dalej czy nie? Pomóżcie, albo odłóżcie... Nie wiem oddajcie, odsprzedajcie te akcje za symboliczną złotówkę skoro to jest taki ciężar dla was.
Ruch Chorzów, przez lata promował się jako "legenda bez końca". Teraz legendami klubu stają się jego pracownicy, którzy do końca, mimo problemów, walczą o swoją ukochaną "Erkę". Dziś na spotkaniu z dziennikarzami wielu z nich, mówiąc o upadku klubu i jego końcu, miało łzy w oczach.