"Na tym polega uroda sportu, że nigdy do końca nie możemy przewidzieć wyników. Zdarzają się różnego rodzaju sytuacje, natomiast z całą pewnością Max Verstappen jest faworytem tego wyścigu. Zresztą nigdy tutaj nie wygrał w Chinach. W Szanghaju ma okazję, aby po raz pierwszy zwyciężyć. Czy tak się rzeczywiście stanie? (...) Wszystko może się zdarzyć. Mamy nadzieję, naturalnie, że dojdzie do pasjonującej walki" - o zawodach Grand Prix Chin Formuły 1 mówił na antenie Radia RMF24 dziennikarz sportowy i komentator Andrzej Borowczyk.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Zakończył się sprint Formuły 1 w Szanghaju. Po pięciu latach przerwy kierowcy ponowie zmierzyli się w Chinach. Zwyciężył trzykrotny mistrz świata Formuły 1, faworyt sezonu, Max Verstappen z Red Bulla. Na kolejnych pozycjach Sergio Perez, Charles Leclerc i Carlos Sainz. Już jutro duga runda długodystansowych mistrzostw świata 2024 z udziałem Roberta Kubicy.
Max Verstappen z zespołu Red Bull wygrał emocjonującą "walkę" w sprincie oraz eliminacje. Czy w nadchodzących zawodach w Szanghaju możemy spodziewać się dalszej dominacji Holendra?
Zdaniem Andrzeja Borowczyka to bardzo prawdopodobne, jednak finalnych wyników nigdy nie można przewidzieć. Z całą pewnością Verstappen jest faworytem tego wyścigu. Zresztą nigdy nie wygrał w Chinach, w Szanghaju. Ma okazję, aby po raz pierwszy zwyciężyć. Oczywiście zwyciężył w wyścigu sprintera, o czym już mówiliśmy. Ale czy tak się rzeczywiście stanie? (...) Wszystko może się zdarzyć. Mamy nadzieję, naturalnie, że dojdzie do pasjonującej walki - mówił dziennikarz sportowy.
Ostatnie zawody Formuły 1 w Chinach miały miejsce w 2019 roku, jeszcze przed pandemią koronawirusa. Czy kierowcy dobrze zapamiętali tor?
Tor się nie zmienił. W 2019 roku było zakończenie pierwszej serii - trwającej kilkanaście lat - wyścigów na torze w Szanghaju, bo w 2004 roku formuła zadebiutowała już na torze w Szanghaju. Rubens Barrichello reprezentujący Ferrari odniósł tu pierwsze dziewicze zwycięstwo. Dodajmy jeszcze, że w 2019 roku na torze w Szanghaju rozegrano tysięczny wyścig Formuły 1 - mówił komentator.
Jak wspominał Borowczyk, Lewis Hamilton wygrywał wyścigi w Szanghaju aż sześć razy. Dzisiejszy sprint zakończył jednak daleko od podium.
Powiedzieć można, że nie miał szczęścia, ale po prostu źle pojechał. Myślę, że źle przede wszystkim był poustawiany samochód. Mercedes przeżywa spory kryzys, bo nie tylko on miał problemy. Lewis Hamilton wystartuje jutro dopiero z osiemnastego pola - powiedział Andrzej Borowczyk.
Dziennikarz dodał, że partner Hamiltona z zespołu Mercedesa również nie wypadł najlepiej. (George Russel - red.) wszedł co prawda do finałowej części kwalifikacji, ale dopiero na ósmej pozycji, a więc widać kryzys w tym zespole - stwierdził.
Grand Prix Chin startuje juro o godzinie 9. O godzinie 13 rozpoczyna się kolejna runda Długodystansowych Mistrzostw Świata 2024, w których zmierzy się Robert Kubica jeżdżący w barwach Ferrari. Na torze w Imola we Włoszech drużyna Ferrari zamierza wystawić trzy samochody. Marcin Jędrych zapytał, czy Kubica będzie istotnym zawodnikiem w tej rywalizacji.
To nie jest rozgrzewka. Robert jest w tej chwili jednym z czołowych kierowców - stwierdził Borowczyk. Ekspert podkreślił, że wyścigi długodystansowe cechują się inną specyfiką niż Formuła 1, chociażby ze względu na diametralnie inną konstrukcję samochodów wyścigowych.
Formuła 1 jest wyścigiem wręcz sprinterskim przy tych wyścigach długodystansowych. Sześć godzin to są przecież te najkrótsze wyścigi w serii Długodystansowych Mistrzostw Świata, ale mamy przecież dziesięciogodzinne wyścigi, i mamy przede wszystkim dwudziestoczterogodzinny słynny wyścig we Francji, a więc Le Mans. Tam decyduje nie tylko szybkość na jednym okrążeniu. Powiedziałbym, że nawet ona ma troszeczkę mniejsze znaczenie, ale decyduje oczywiście wytrzymałość, a przede wszystkim powtarzalność - mówił dziennikarz sportowy.
Pamiętajmy o tym, że Robert Kubica przecież nie jest sam, bo w tych zawodach startuje trzech kierowców. Oni są załogą danego samochodu, oni się zmieniają podczas wyścigu. Będziemy mieli taką nowinkę, jeżeli chodzi o zespół amerykański. Zespół Cadillaca zdecydował się, że w tym wyścigu sześciogodzinnym wystawi tylko dwóch kierowców - dodawał rozmówca.
Marcin Jędrych zauważył w rozmowie, że tor, na którym będzie się jutro ścigać Robert Kubica został nazwany na cześć fundatora Enzo Ferrari i jego syna Dino. Zapytał, czy dla zespołu Ferrari to dodatkowy powód, aby zaprezentować się od najlepszej strony.
Naturalnie tak. Ja myślę, że Ferrari będzie faworytem na tym torze z wielu innych powodów. Tor (w Imoli) przechodził zmiany, zlikwidowano te najbardziej niebezpieczne zakręty, natomiast to jest tor z takiej starej szkoły, tor zdecydowanie węższy niż te nowoczesne obiekty, trudniejszy, wymagający, taki bardzo techniczny - mówił Andrzej Borowczyk.
Również nawierzchnia jest bardziej wymagająca dla opon. No a fakt, że Imola znajduje się niecałe 100 kilometrów od Maranello, a więc od siedziby teamu Ferrari, wiele mówi - dodał dziennikarz.
Dzisiaj o 14 odbędą się kwalifikacje do jutrzejszego wyścigu w Imoli. Jak wyjaśniał rozmówca, po kwalifikacjach zespoły typują jednego kierowcę na reprezentanta drużyny.
Podejrzewam, że może być to Chińczyk Yifei Ie, zresztą w poprzednim wyścigu w Katarze on również reprezentował tę swoją ekipę w kwalifikacjach. No ale Robert z kolei jeździ niewiarygodnie równo. Podczas samego wyścigu potrafi kręcić kółko za kółkiem w idealnym, powtarzalnym czasie, co w tym przypadku jest niesamowicie ważną historią - twierdził rozmówca.
Dziennikarz przypominał, że Robert Kubica startuje w zawodach ze wspomnianym Yifei Ie, oraz z reprezentującym Izrael Robertem Szwarcmanem, który jest pod skrzydłami Ferrari. Andrzej Borowczyk podkreślił także, iż spośród łącznie trzech drużyn Ferrari, to właśnie zespół Kubicy był dotychczas najszybszy.
W 1994 roku na torze wyścigowym Autodromo Enzo e Dino Ferrari w Imoli doszło dwóch tragicznych wypadków. 30 kwietnia tego roku rozpoczynający swoją karierę w Formule 1 Roland Ratzenberger z prędkością niemal 300 km/h czołowo uderzył w betonową ścianę. Dzień później Brazylijczyk Ayrton Senna również doznał tragicznego wypadku na jednym z zakrętów toru. Obaj mężczyźni zginęli niemal na miejscu.
Pamiętam świetnie ten moment. Wydaje się, że to było dosłownie kilka dni temu, no może rok, a to już 30 lat minęło. Ja nie ukrywam, że zawsze kiedy mam okazję być w Sao Paulo, a zdarzyło się to kilkakrotnie z okazji wyścigów rozgrywanych w Brazylii, zawsze udaję się na cmentarz, aby położyć kwiatek na grobie Senny. Miałem tę przyjemność, żeby go poznać, żeby przeprowadzić z nim wywiad. Myślę, że to był taki ostatni z tych wielkich romantyków tego sportu, który zupełnie inaczej podchodził do tego wszystkiego, co dzieje się na torze - mówił Andrzej Borowczyk.
Był to niewątpliwie fantastyczny kierowca, fantastyczny zawodnik, trzykrotny mistrz świata. Mówiło się o nim, że to perfekcjonista, ostatni dosłownie wychodził z toru. Zakręt Tamburello, na którym doszło do tego wypadku, w tej postaci już nie istnieje. Został zmieniony. Kiedyś był to taki lewy, bardzo szybki łuk. W tej chwili jest tam rodzaj takiej minimalnej szykany. Przebudowano ten zakręt, aby było po prostu bezpieczniej - wyjaśniał na antenie Radia RMF24 dziennikarz sportowy i komentator Andrzej Borowczyk.