„Gdybym nie wierzył w to, że możemy powalczyć z rywalami w Lidze Mistrzów, jeszcze dziś skończyłbym karierę” – mówi w rozmowie z RMF FM obrońca Legii Warszawa Bartosz Bereszyński. Legia jest w kryzysie, gra słabo, ale w środę rozpocznie walkę w fazie grupowej Champions League. „Chcemy tam spełnić swoje marzenia” – dodaje Bereszyński. Pierwszym rywalem Legii będzie Borussia Dortmund.
Wywalczyliście awans do Ligi Mistrzów. Pierwszy mecz fazy grupowej zbliża się wielkimi krokami. Jak do tego podchodzisz? Czujesz, że zrealizowałeś jakieś sportowe marzenie?
Wiadomo, że każdy zawodnik ma swoje cele i marzenia. Często myśli się o tym od małego. Gra w reprezentacji czy Lidze Mistrzów to właśnie takie chłopięce marzenia - nie ma co się oszukiwać. Takie były też nasze cele. Czekaliśmy na to. Odkąd trenowałem zawsze o tym myślałem. Po wyeliminowaniu Dundalk była duża euforia. To do mnie nie doszło tuż po spotkaniu. Przeżywałem to wszystko przez dwa, trzy dni aż do losowania fazy grupowej. To był punkt kulminacyjny. Dobrze, że mieliśmy przerwę na reprezentację, bo mogliśmy złapać nieco dystansu do tego wszystkiego. Teraz to wszystko się zaczyna. Dreszczyk emocji jest, ale musimy myśleć nie tylko o Lidze Mistrzów, ale też o Ekstraklasie. Na krajowym podwórku każdy powinien wiedzieć, że kiedy przyjeżdża Legia to o punkty nie jest łatwo. Musimy zacząć wygrywać w lidze.
Podczas rewanżu z Dundalk - tu na Łazienkowskiej - użyłem takiego sformułowania, że "wczołgaliście się do Ligi Mistrzów". Nie wiem, czy gdybym powiedział ci o tym tuż po tym spotkaniu, nie byłbyś zły. Ale nasuwa się pytanie, co myślisz o waszym stylu gry, bo w poprzednich latach oglądaliśmy lepiej grającą Legię. Teraz to wszystko wygląda tak ociężale.
Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy lepsza jest Legia efektowna czy efektywna. Teraz osiągnęliśmy to, co chcieliśmy osiągnąć. Legię stać na grę efektowną i efektywną, ale to nie zawsze się udaje. W eliminacjach Ligi Mistrzów dobrze realizowaliśmy nasze cele. Zagraliśmy jako drużyna dobry mecz w defensywie na wyjeździe z Trencinem. U siebie mimo kłopotów opanowaliśmy sytuację. Przeciwko Dundalk nasza defensywa też była bardzo dobra. Solidność i koncentracja do tego zasuwanie jeden na drugiego. To nasza recepta na awans. Wiadomo, wiele osób przyczepia się do naszego stylu. Wiemy, że on nie był idealny, ale mamy awans. Udało się nam. Teraz można nas rozliczać z każdego kolejnego spotkania. Mamy swoje problemy w lidze, ale mam nadzieję, że zaczniemy wygrywać regularnie w Ekstraklasie.
Stadion Legii może być taką waszą twierdzą w meczach z Borussią, Realem czy Sportingiem? Masz takie poczucie, że przy wsparciu trybun stać was będzie na jakieś wyniki, które zaskoczą piłkarską Europę?
Jakbym nie wierzył to jeszcze dziś zakończyłbym karierę i powiedział, że nie chcę grać w Lidze Mistrzów. Cieszę się, że zagramy na przykład z Realem. To będzie mecz, który obejrzą miliony kibiców na całym świecie. Dzięki takiemu pojedynkowi możemy się pokazać jako Legia fanom w Azji czy Ameryce Południowej. Z Realem na pewno nie będziemy stroną przeważającą, ale nie wyobrażam sobie, że nie stworzymy żadnej sytuacji. Jeżeli będziemy mieli szczęście możemy kogoś w Lidze Mistrzów zaskoczyć. Nie jesteśmy skazani na porażki 0:5 w każdym spotkaniu. Niedawno w eliminacjach Mistrzostw Świata Węgry zremisowały z Wyspami Owczymi. I my jesteśmy w Champions League właśnie jak te Wyspy Owcze. Nikt na nas nie liczy, ale postaramy się zaskoczyć przeciwników.
Możliwość gry w Lidze Mistrzów jest jak trafienie na wielkie okno wystawowe?
Jasne, że tak. To najlepsze okno wystawowe. Każdy z nas ma to gdzieś z tyłu głowy. Ale najważniejsze jest dobro zespołu. Nie możemy grać pod siebie. Jeżeli zagramy dobrze jako zespół, to zostaniemy zauważeni. Oczywiście każdy z nas myśli też o sobie i o swojej karierze. Mamy marzenia, chcemy grać w jak najlepszych klubach. Liga Mistrzów to idealne miejsce by wygrywać z Legią i pokazać całemu światu swój potencjał.