Półtora roku temu odchodził z Legii Warszawa do ligi chińskiej. Od tego czasu zdążył zagrać też w lidze słoweńskiej i serbskiej. Teraz wrócił do Polski i będzie mógł zagrać w Lidze Mistrzów. "Legię naprawdę mam w sercu" - mówi w rozmowie z RMF FM Miroslav Radović.

REKLAMA

Jan Kałucki, RMF FM: Dobrze cię widzieć w Warszawie

Miroslav Radović: Dziękuje, też się świetnie czuje w tym mieście

Świetnie się czujesz, ale też znakomicie wyglądasz - prawie w ogóle się nie zmieniłeś. A powiedz, jak z twojego punktu widzenia zmieniła się Legia Warszawa?

Po pierwsze - dziękuje. Nie da się ukryć, że trochę w tu pozmieniało przez te półtora roku. Jest sporo młodych chłopaków, jest nowy trener... ale też bez przesady. Najważniejsze rzeczy są cały czas na swoim miejscu. Jest zachowana pewna ciągłość, co spowodowało największą zmianę, czyli grę Legii w Lidze Mistrzów. To wszystko jest naprawdę imponujące.

Do Ligi Mistrzów za chwilę przejdziemy, ale na początku cofnijmy się o te półtora roku. Pamiętamy wszyscy twoje niespodziewane przenosimy do Chin. Czy z dzisiejszej perspektywy zdecydowałbyś się na takie posuniecie?

Aby o czymś powiedzieć, trzeba tego spróbować. Gdybym wiedział, że nie będzie tak kolorowo, że przytrafi mi się kontuzja... Na pewno nigdy nie powiem, że to był czas zmarnowany. Było to nowe doświadczenie, nowe wyzwanie - tak do tego podchodzę.

A tak samo podchodziłeś do tamtejszego jedzenia?

Początki były straszne. Tylko ryż i kurczak [śmiech]. To był kompletnie inny świat. Inne podejście do życia, inna kultura. Ale miało to wszystko swój urok. Bardzo ciepło mnie przyjęli. Nie powiem o ludziach z Chin złego słowa. Niestety, ten cały obrazek popsuły kontuzje, przez które nie mogłem grać. Patrząc na to wszystko z dzisiejszej perspektywy może bym się nie zdecydował na grę w Chinach, ale podkreślam - niczego nie żałuję.

Potem wróciłeś do Europy. Na początek Olimpija Lublana i mistrzostwo Słowenii, a następnie Partizan Belgrad. Prawdę powiedziawszy wydawało mi się, że to tam skończysz karierę - Partizan to klub bardzo bliski twojemu sercu.

To prawda. Zawsze liczyłem, że zagram jeszcze raz w Partizanie - tam się wychowałem. Ale wszystko się nagle popsuło. Wszystko się zaczęło po tym, jak opadliśmy w kwalifikacjach do Ligi Europy z Zagłębiem Lubin. Po tym meczu atmosfera się bardzo popsuła i niektóre rzeczy zaczęły wychodzić na zewnątrz. Czarę goryczy przelała bardzo nieprzyjemna rozmowa z trenerem. Wiedziałem, że muszę podjąć jakąś decyzję i wtedy pojawił się temat Legii. Rozmowy trwały naprawdę długo, ale koniec końców wszystko się udało i jestem znowu na Łazienkowskiej.

Nie chce mi się wierzyć, że rozmowy były długie i ciężkie, bo od kiedy pamiętam, twoje relacje z prezesem Bogusławem Leśnodorskim są bardzo dobre.

Rzeczywiście, mam duży szacunek do Bogusława Leśnodorskiego - zawsze to powtarzałem. Myślę nawet, że gdyby pół roku temu wszystko zależało od prezesa, to byłbym w Legii już wcześniej.

No właśnie, bo byłeś łączony z Legią przy okazji każdego okienka transferowego

Tak, ale jakoś nigdy się udawało dość do ostatecznego porozumienia. Zawsze ktoś stawał na drodze. Teraz też było bardzo trudno - decyzje zmieniały się praktycznie co kilka godzin, ale udało się. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.

No tak, bo mówiłeś, że prędzej czy później wrócisz na Legię. Pytanie tylko brzmiało, czy jako piłkarz, czy jako kibic.

Przez te półtora roku nawet kilka razy zasiadłem na trybunach. Ten klub mam naprawdę w sercu. To właśnie serce mi podpowiedziało, że muszę wrócić do Warszawy.

A jak byłeś w Serbii, to oglądałeś mecze Legii?

Prawie wszystkie.

I czy to była drużyna na miarę Ligi Mistrzów? Spodziewałeś się awansu?

Nie da się ukryć, że mało osób wierzyło w awans do fazy pucharowej. Było sporo szczęścia przy losowaniu, ale tego typu prezenty od losu trzeba jeszcze wykorzystywać. Na szczęście się udało z czego bardzo się cieszę. Teraz czekają nas wielkie mecze z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem Lizbona. Nie mamy nic do stracenia. Na pewno przed nami fantastyczna przygoda, na pewno nabierzemy doświadczenia, a kto wie... Może uda się sprawić jakąś niespodziankę.

No właśnie, bo niektórzy chyba cały czas nie dowierzają, że zagracie w tej piłkarskiej elicie. Traktują awans Legii jako przypadek, a większość mówi, że przed mistrzem Polski sześć meczów i sześć porażek. Jak do tego podchodzisz?

Tanio skóry na pewno nie sprzedamy. Nie ma sensu wychodzić od razu z białą flagą. Będziemy szukać szansy przede wszystkim w meczach przeciwko Sportingowi Lizbona. Planem minimum jest zajęcie trzeciego miejsca i dalsze mecze w Lidze Europy. Jest szansa na to, więc dlaczego nie powalczyć. Niewątpliwym atutem będą nasi kibice, którzy potrafią zrobić taką atmosferę, jakiej nie ma nigdzie w Europie. Ale staram się oczywiście stąpać mocno po ziemi. Takie drużyny jak Real czy Borussia grają co weekend mecze na najwyższym poziomie i jeśli mamy gdzieś szukać punktów to w spotkaniach przeciwko Sportingowi.

Dużo zależy od formy piłkarzy. Ty zapadłeś kibicom, jak zawodnik który walczy o każdy metr kwadratowy boiska. Czy po tej przerwie zobaczymy znowu starego Radovicia?

Fizycznie czuje się bardzo dobrze. Myślę, że nie powinno być z tym problemu.

A jaka będzie twoja rola w drużynie? Rozmawiałeś już na ten temat z trenerem Hasim? Czy jesteś zawodnikiem na Ligę Mistrzów, czy raczej będziesz pomagał Legii w Ekstraklasie?

Na ten temat nie rozmawiałem. O wszystkim zadecyduje trener, ale myślę, że mogę pomóc Legii doświadczeniem. Boisko pokaże gdzie będę bardziej potrzebny. Do wszystkiego podejdę bardzo poważne i myślę, że damy radę.

Legii zajęło bardzo dużo czasu na nauczenie się gry bez Radovicia. Trener Henning Berg w 2015 roku mówił otwarcie, że drużyna posypała mu się razem z twoim odejściem.

Trener Berg ma oczywiście prawo do swojego zdania, ale bądźmy poważni - Legia to nie Radović. Są zawodnicy z naprawdę dużymi umiejętnościami. Prawdę powiedziawszy sam nie spodziewałem się takiego obrotu spraw po moim odejściu, bo byłem przekonany, że Legia sięgnie po mistrzostwo Polski (drużyna z Warszawy na ostatniej prostej straciła szanse na tytuł kosztem Lecha Poznań - przyp. red.). Ale co było, to było - tego już nie zmienimy. Najważniejsze, że klub wyciągnął wnioski i wszystko idzie w dobrym kierunku.

W to, że "będziecie szanować każdego rywala" nie wątpię, bo słyszymy to przed każdym meczem w lidze. Ale na hasło "Real Madryt" nogi nie się nie uginają?

Nie, dlaczego? Kiedy wychodzisz na boisko i grasz z najlepszymi z na świecie to pokaż, że jesteś w stanie stoczyć równy pojedynek. Tak jak powiedziałem wcześniej - nie mamy nic do stracenia, a możemy naprawdę wiele zyskać.


(mn)