Lance Armstrong nie będzie przesłuchany przez amerykański wymiar sprawiedliwości, mimo że w rozmowie z Oprah Winfrey przyznał się do wieloletniego stosowania dopingu. Prokurator Andre Birote, który prowadził wcześniej dochodzenie w tej sprawie, nie wykluczył wprawdzie całkowicie możliwości wznowienia dochodzenia, ale jego zdaniem wypowiedzi byłego kolarza nie mają zasadniczego wpływu na sprawę.
Stwierdził również, że doping jest w kolarstwie na porządku dziennym. Było kilku kolarzy, którzy się nigdy nie "szprycowali" i byli przez to w naszym środowisku uznawani za bohaterów. Nigdy nie traktowałem ich jak "frajerów". Jako były lider kilku zespołów mogę powiedzieć, że nigdy odgórnie nie narzucano nam nakazu stosowania dopingu. Każdy z nas sam się na to decydował. To był okres wielkiej konkurencji, a wszyscy byli dorośli i dokonywali świadomych, swoich wyborów. Ale byli też tacy, którzy zdecydowali się uniknąć dopingu - mówił.
Twierdził również, że ma wyrzuty sumienia: Płacę cenę i zasługuję na nią. Podkreślał jednak równocześnie, że chciałby wrócić do sportowej rywalizacji, a swoją karę uważa za zbyt surową. Zasługuję na karę, ale nie jestem pewien, czy na karę śmierci - oświadczył nawiązując do dożywotniego zakazu startów. Bardzo chciałbym mieć jeszcze szansę współzawodnictwa - podsumował.
Armstrong został oficjalnie pozbawiony siedmiu zwycięstw w Tour de France (1999-2005) i dożywotnio zdyskwalifikowany w październiku - po tym, jak Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) opublikowała raport, który ujawnił udział byłego kolarza w "największym zorganizowanym procederze dopingowym w historii sportu".